Jeśli woda to życie, ropa naftowa to bogate życie. Wyjątkiem od tej, wydawać by się mogło, reguły, jest Wenezuela. Piękny kraj łączący obie Ameryki. Dodatkowo wyposażony w ogromne rezerwy naftowego szczęścia, które okazało się przekleństwem. Będąca na skraju wojny domowej i upadku Wenezuela w najtrudniejszym momencie swojej nowoczesnej historii wchodzi na piłkarską ścieżkę lepszych czasów? Pokolenie 1997 mówi głośne „tak”, które za kilka lat sprawdzimy.
Jest rok 1992, w kraju rządzi prezydent Carlos Andres Perez, a do zamachu stanu szykują się wojskowi. Na czele puczystów staje niejaki Hugo Chavez. Chavez trafia do więzienia, ale można uznać ten rok za przełomowy w najnowszej historii politycznej Wenezueli, kontynentu i świata.
W tym samym czasie w Standardzie Liege zadebiutował Stalin Rivas. Takie imię zapewne było akceptowalne wśród kibiców klubu, wśród których najzagorzalsi wywieszają flagi czczące komunizm. Tyle że Rivas stał się jednocześnie pierwszym Wenezuelczykiem w historii, który zagrał w Europie.
Dwie powyższe historie sprzed 25, a za moment 26lat, teoretycznie ze sobą niepowiązane, ale idealnie wpasowujące się w ideę tekstu polityczno-piłkarskiego.
Nie mieszajmy sportu z polityką. Piłka nożna i sport niech pozostaną wolne od polityki. Te i wiele innych haseł słyszymy często, ale jeszcze częściej widzimy sytuacje, w których jedno z drugim jest tak blisko, że musi występować w parze. Dwa miesiące temu cały świat z zapartym tchem śledził wojaże reprezentacji Syrii, której niewiele brakowało do sensacyjnego wyeliminowania Australii i zmierzenia się z Hondurasem w walce o mundial. Kraj ogarnięty wojną był o krok od spełnienia prawdopodobnie największych sportowych marzeń wszystkich Syryjczyków.
W lepszej, co nie znaczy, że dobrej, sytuacji są Wenezuelczycy. Tam wojny nie ma, nie funkcjonuje/funkcjonowała jedna z największych organizacji terrorystycznych, a obce mocarstwa nie wchodzą ze swoimi wojskami. Tyle dobrego, choć kraina ropą naftową płynąca jest na skraju upadku, jeżeli użyjemy najdelikatniejszych sformułowań. Ale paradoksalnie, młodzieżowa reprezentacja Vinotinto zdobyła srebrny medal mistrzostw świata U-20, przegrywając jedynie z Anglią, która w 2017 roku była prawdziwym hegemonem wszelkich juniorskich rozgrywek.
—
Listopad 2005, Chavez nakazuje zmianę w godle. Dzięki temu koń nie będzie biegł w prawo, a lewo. Koń był nie wenezuelski, ale imperialny, jako symbol reakcjonistyczny
—
Duch El Comandante
III Rzesza miała führera, faszystowskie Włochy miały duce i wiele innych państw miało swoich przywódców/dyktatorów, którzy byli otoczeni kultem. Swój kult miał również Hugo Chavez. Mówimy o władcy – choć powinniśmy poprawnie pisać o prezydencie, ale władca lepiej oddaje jego megalomanie – który spoglądał na naród zewsząd. Był na charakterystycznych czerwonych koszulkach, w których chodzili jego współpracownicy i wszyscy urzędnicy państwowi. Był na bilbordach w Caracas i innych miastach kraju, wreszcie był w mediach. Tu kwestia wyjaśnienia. U nas popularni politycy bywają często w mediach, ale tylko „bywają”, a on „był” wszechobecny non stop. Był nawet bohaterem utworu Gorana Bregovicia „Presidente”.
Żeby dobrze zrozumieć Wenezuelę, warto sięgnąć po książkę Rory’ego Carolla „Inside Hugo Chavez’s Venezuela”, która w polskim przekładzie ukazała się pod tytułem „Chavez. Prawdziwa historia kontrowersyjnego przywódcy Wenezueli”. Wieloletni korespondent zagraniczny „Guardiana” widział wiele – był obecny podczas wojen na Bałkanach i Bliskim Wschodzie – ale to, co zobaczył na północny Ameryki Południowej, przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Właściwie można polecić całą książkę, bo trudno streścić wszelkie mechanizmy, które zachodzą w kraju, w jednym tekście, zwłaszcza gdy chodzi o książkę ponad 350-stronicową.
Sprawy polityczne rozpoczęliśmy od Chaveza, bo jego osoba musi być punktem wyjścia do rozmów o Wenezueli. Tak jak Irak miał Saddama Husajna, Libia Muammara Kaddafiego, tak wśród najsłynniejszych polityków świata znalazł się Hugo Chavez. Nie znalazł się w tym gronie ze względu na podobne poglądy do wyżej wymienionych panów, ale na jego rozpoznawalność i znaczenie. W końcu przez kilkanaście lat zarządzał państwem, które było pomostem pomiędzy obiema Amerykami. Państwem ropą naftową stojącym i płynącym, a decyzje podejmowane przez OPEC, a więc między innymi przez Chaveza, wpływały na nas wszystkich – jeśli ograniczano wydobycie ropy, to jej cena szła w górę i tankując ulubioną „95” na stacji płaciłeś więcej…
Mowa o facecie, który był sterem, marynarzem i okrętem w jednym – on był gwiazdą programu Alo Presidente, on wymyślał scenerię, on wskazywał, co mają kręcić operatorzy. Wreszcie, on w jednym z odcinków wyzywał George’a W. Busha od osłów, tchórzy, ludobójców i alkoholików, a do prezydenta najpotężniejszego państwa na świecie zwracał się per „Mr. Danger”…
Zresztą złotych myśli Chaveza było tyle, że prawdopodobnie można by stworzyć z tego niejedną książkę. „El Comandante” lubił przede wszystkim jedną czynność: mówić. Rekordowe przemówienie w parlamencie trwało ponad dziewięć godzin i w tym aspekcie przebił innych „towarzyszy” – Fidela Castro czy Envera Hodże, którzy również byli wybitnymi specjalistami w długości wygłaszanych przemówień o wyższości socjalizmu nad kapitalizmem.
—
„Ojczyzna, socjalizm albo śmierć!”
—
Piłka nożna sportem (nie)narodowym
Sportem narodowym Wenezueli jest baseball. Trudno się dziwić, wszak w tej dyscyplinie ma naprawdę zawodników na światowym poziomie. Zaszczepili go… Amerykanie, co z dzisiejszej perspektywy jest paradoksem, bo bratnie narody – Kuby i Wenezueli – specjalizują się w sporcie, który przyszedł od, dziś, znienawidzonego imperialistycznego wroga.
Kilkanaście lat temu uchodzili za drugą siłę kontynentu w siatkówce mężczyzn. Brazylia wtedy i dzisiaj królowała w Ameryce Południowej, ale wtedy jeszcze nikt nie słyszał o Luigim de Cecco i spółce z Argentyny, więc kilkukrotnie mogliśmy oglądać Vinotinto na wielkich imprezach. Koszykarzy nie mają wybitnych, ale również gwarantujących zainteresowanie. Pastor Maldonado wygrał nawet wyścig Formuły 1, ale to wciąż poboczne sporty, z naszej perspektywy. Pora skupić się na piłce nożnej.
Jedyny kraj Ameryki Południowej, z którego piłkarze nie pojechali na mundial. Ba, reprezentacja bierze udział w eliminacjach dopiero od lat 60., a miejsca zazwyczaj są bardzo przewidywalne. Trzy razy zamykali tabelę, sześć razy kończyli na przedostatnim miejscu, trzy razy jako ósma ekipa i tylko raz finiszowali na szóstej pozycji – podczas eliminacji do brazylijskiego mundialu, więc automatycznie stracili jednego mocniejszego rywala.
Zresztą mowa o reprezentacji, która do początku XXI wieku miała na swoim koncie ledwie dwie wygrane w eliminacjach! Co ciekawe, w oficjalnych meczach nie ma dodatniego bilansu z żadnym rywalem z Ameryki Południowej, a jedyne plusy może sobie zapisać w historii spotkań z ekipami ze strefy CONCACAF, ale nie chodzi tu o mecze z Kostaryką, Meksykiem czy USA. Najpoważniejsze ekipy, z którymi grała wiele razy i ma pozytywny bilans, to: Honduras, Trynidad i Tobago oraz Panama. Towarzystwo niezbyt ekskluzywne…
W Copa America raz doszli do strefy medalowej, ale w meczu o brąz przegrali z Peru 1:4 w Argentynie przed sześcioma laty. To było zresztą jedno z najdziwniejszych mistrzostw kontynentu, wszak w 1/4 finału odpadła Brazylia, Argentyna, Chile i Kolumbia… Największy wygrany? Oswaldo Vizcarrondo, wybrany do jedenastki turnieju przez CONMEBOL, dzięki czemu jego kariera rozbłysła i mógł zagrać w meksykańskiej Americe, a ostatnio we Francji – Nantes i Troyes.
Kogo możecie kojarzyć z wenezuelskich piłkarzy? Tomas Rincon obecnie gra dla Torino, a przez chwilę był – był, bo trudno powiedzieć, że grał – w Juventusie, ale i tak zasłynął z wypowiedzi na temat Messiego. – Messi pożera rywalom kostki – chodziło rzecz jasna o drybling Argentyńczyka, który uprzykrza życie nienadążającym za nim rywalom.
Wcześniej Juan Arango, a więc wieloletnia gwiazda Borussii Mönchengladbach. Jego przede wszystkim znamy dzięki niesamowitym bramkom, w szczególności z rzutów wolnych. Poza tym Fernando Amorebieta, Romulo Otero czy Josef Martinez, ale powiedzmy sobie szczerze – im dalej w las, tym gorzej. Po prostu nie mają ani jednej gwiazdy na miarę pozostałych rywali. W Ameryce Południowej właściwie każda kadra ma swojego gwiazdora. Argentyna – Messi, Brazylia – Neymar, Urugwaj – Cavani i Suarez, Kolumbia – James i Falcao, Chile – Alexis i Vidal, Ekwador – Antonio Valencia, Peru – Jose Paolo Guerrero, Paragwaj – Tony Sanabria, Boliwia – Marcelo Moreno, a Wenezuela?
Na dzisiaj Salomon Rondon, ale powoli wyrasta na nią Wuilker Farinez. Tyle że mowa o chłopaku, który dopiero wyfrunął z gniazda i zasilił szeregi kolumbijskiego Millonarios, a cała reszta jest w Europie albo świetnie znana, albo trochę gorzej, ale mimo wszystko to zawodnicy, których każdy fan piłki nożnej zna, a Farinez? Farineza znają ci, którzy regularnie oglądają reprezentację Wenezueli, a takich, co chyba tłumaczyć nie trzeba, jest niewielu.
Wyniki nie dość, że słabe, to jeszcze w listopadzie 2015 roku 15 piłkarzy reprezentacji Wenezueli podpisało specjalny list, w którym mocno skrytykowali krajową federację, a efektem tego listu była rezygnacja podstawowych zawodników z kadry. Do kadry nie wrócili m.in. Roberto Rosales, Oswaldo Vizcarrondo – podstawowi obrońcy, nie ma także zwycięzców południowoamerykańskich pucharów z 2015 i 2016 – Luisa Seijasa i Alejandro Guerry. Szczególnie ten drugi był gwiazdą Atletico Nacional podczas kapitalnego sezonu 2016.
Piłka klubowa to prawdziwa pustynia. Boliwijczycy mają chociaż najwyższe partie Andów, z których regularnie robią „użytek” i wygrywają mecze nawet z najlepszymi klubami na kontynencie. Wenezuela niby też ma góry, ale nikt, jadąc do tego kraju, nie ma obaw przed takimi spotkaniami. Najlepszą ekipą w historii jest Cacaras FC, ale to żaden mocarz na kontynencie. Ekipy pokroju Deportivo Tachira, Deportivo Anzoategui, Zulia czy Carabobo zazwyczaj są kandydatami do odpadnięcia w pierwszej kolejności. Jedyny plus występów tej ostatniej, że przynajmniej oryginalna nazwa zapadnie w pamięć…
Warto wspomnieć o piłce kobiecej, bo ta jest w Wenezueli na wysokim poziomie. Sukcesy na imprezach juniorskich to jedno, ale pod koniec listopada ciekawej wypowiedzi udzielił trener reprezentacji U-20 Kenneth Zseremeta. Panamczyk opowiadał w wywiadzie, że wiele z jego zawodniczek jest po prostu niedożywionych i nie jest w stanie normalnie funkcjonować, a co dopiero grać w piłkę i reprezentować swój kraj…
Panamski trener kilka dni później został zwolniony, a trzeba powiedzieć jasno, że nie był to pierwszy lepszy szkoleniowiec z łapanki. Mistrzostwo Ameryki Południowej U-17 w roku 2013 oraz 2016, a także dwukrotnie czwarte miejsce na mundialach w tej samej kategorii wiekowej w 2014 i 2016. Dla 99,9% anonimowa ekipa, ale to właśnie w tej ekipie zabłysnęła Deyna Castellanos, czyli jedna z najpopularniejszych piłkarek na świecie.
—
– Caracas, Caracas, miasto buntowników – mówił Chavez podczas programu na żywo Alo Presidente, w czasie którego nakazał burmistrzowi Jorge Rodriguezowi wywłaszczyć po kolei kilka prywatnych sklepów w jednej chwili.
—
Władza rzecz ulotna
Władzę Chaveza w pigułce najlepiej odda ten, przydługi, cytat książki Carrolla: – Nowa „geometria władzy” zastąpiły stare, skorumpowane sposoby jej sprawowania demokracją bezpośrednią. Przedsiębiorstwa państwowe mające realizować idee solidarności i godności zastępowały kapitalistyczną chciwość i indywidualizm. Wenezuela prowadziła Amerykę Łacińską do ery jedności i suwerenności wolnych od jankeskiego imperializmu, dając przykład całemu światu. Comandante cieszył się większą popularnością niż kiedykolwiek i w wyborach na trzecią kadencję w 2012 roku szedł po zwycięstwo. (…) Chavez przewodził autorytarnej demokracji, systemowi będącemu połączeniem kultu jednostki i jedynowładztwa, który zezwalał na istnienie partii opozycyjnych, dopuszczał wolność słowa i wolne, nie do końca uczciwe wybory. Jedna trzecia ludności uwielbiała Chaveza, tyleż samo go nienawidziło, a reszta – ani jedno, ani drugie: to byli wyborcy często zmieniający zdanie, zagubieni gdzieś pośrodku. Lata rekordowych dochodów ze sprzedaży ropy (Wenezuela miała największe rezerwy tego surowca na świecie) spowodowały nieustanny dopływ kapitału do kraju i zmniejszyły ubóstwo. Państwo oferowało bezpłatne szkolnictwo, opiekę lekarską, udzielało pożyczek, subwencji, przyznawało stypendia, prowadziło szkolenia, dawało pracę.
Kluczowe, jeśli chodzi o dzisiejsze postrzeganie Wenezueli, jest ostatnie zdanie. Opieka socjalna rozbudowana do ogromnych rozmiarów może funkcjonować tylko przy stabilnej gospodarce. Kłopot w tym, że w 2013 roku wszystko zaczęło się sypać. Śmierć Chaveza miała swoje konsekwencje, bo mieć musiała. Gdy umiera dyktator, to z jednej strony można cieszyć się, bo jest szansa na lepsze jutro, ale przykład północnej Afryki czy Bliskiego Wschodu pokazuje, że może zaprowadzić do anarchii bądź upadku państwa, czego doświadcza również Wenezuela.
Wenezuela to państwo, którego 90% eksportu stanowi ropa lub towary ropopochodne, więc ostatnie lata musiały się negatywnie odbić na gospodarce tego kraju. W latach 2013–2015 aż o 17% spadł popyt wewnętrzny na ropę, a według raportu OPEC z maja bieżącego roku, produkcja ropy spadła w Wenezueli od 2015 roku o 450 tysięcy baryłek dziennie! Zakładając, że dzisiejsza cena baryłki to około 47 dolarów, łatwo policzyć, o ile mniej pieniędzy wpływało do budżetu państwa. Zwłaszcza że 96% pieniędzy trafiających do budżetu pochodzi z PdVSA (państwowego przedsiębiorstwa naftowego, którego wielkość można by uzyskać po połączeniu polskiego Orlenu, węgierskiego MOL-u i kilku innych koncernów naftowych).
Trudno się dziwić, wszak według BP Wenezuela posiada 17% światowych złóż ropy naftowej! Żeby unaocznić i przedstawić, o jakich liczbach mowa, warto przedstawić raport agencji Reuters. Według niego ojczyzna Chaveza posiada złoża na około 300 miliardów baryłek ropy, w stosunku do 269 miliardów, które posiada Arabia Saudyjska.
Mimo to zewnętrzny dług kraju wynosi ponad 150 miliardów dolarów i ciągle rośnie. Agencja ratingowa S&P niedawno ogłosiła częściową niewypłacalność państwa. Amerykanie nałożyli sankcje gospodarcze, według których obywatele USA nie mogą inwestować w wenezuelskie papiery giełdowe i obligacje, bo już dzisiaj 70% tychże obligacji należy do amerykańskich i kanadyjskich rąk, a rezerwy walutowe Wenezueli są na niewystarczającym poziomie, żeby to spłacić. Amerykańskie firmy wycofały się solidarnie z kraju, ale zostali Rosjanie, tyle że nie „za darmo”. Rozłożyli na kilkanaście lat dług wynoszący trzy miliardy dolarów, ale rosyjska spółka Rosneft już teraz przejęła część złóż roponośnych, a także rafinerie należące do państwowego PdVSA.
Według prognoz inflacja kraju miała sięgnąć na koniec obecnego roku pomiędzy 650 a 720%, a w przyszłym dojść nawet do 2000-2300%. Początkowo Międzynarodowy Fundusz Walutowy przewidywał spadek PKB o 7,5%, ale to były zbyt „optymistyczne” prognozy, bo mówi się o wyniku dwucyfrowym, nawet na poziomie 12-13%!
—
Rewolucyjna trójca święta: Chrystus, Bolivar i Marks
—
Piłkarska młodość
Skoro było o Wuilkerze Farinezie, to przenieśmy się do reprezentacji U-20 z rocznika 1997, która jest największą nadzieją dla wenezuelskiej piłki. O nim będzie osobny tekst, dlatego zajmiemy się jego kolegami.
Yeferson Soteldo został wybrany najlepszym obcokrajowcem ligi chilijskiej. Może nie jest to Argentyna czy Brazylia, ale mimo wszystko można się stamtąd wybić, czego przykładem… trenerzy. Jorge Sampaoli i Eduardo Berizzo tam robili duże sukcesy, odpowiednio z Universidadem de Chile i O’Higgins, dzięki czemu trafili na Stary Kontynent.
Yangel Herrera jest piłkarzem Manchesteru City, ale obecnie przebywa w klubie współpracującym z „The Citizens”, a więc New York City. Stany Zjednoczone być może nie są wymarzonym kierunkiem rozwoju, ale liga MLS na pewno chętniej oglądana przez skautów, kibiców, a i do domu niedaleko.
– Energetyczny, bojowy pomocnik, w stylu box-to-box, przypominający Arturo Vidala. Dominuje w środku pola, dzięki swojej fizyczności i atletyzmowi. Silny w odbiorze i w powietrzu, a także dobry z piłką przy nodze i dobremu zakresowi podań – opisuje go Tom Robinson dla Outside of the Boot, który stworzył kolejny przewodnik 100 najlepszych piłkarzy, których koniecznie trzeba zobaczyć. Tym razem chodzi o 1997, a więc dobrą generację dla Vinotinto, bo obok Yangela znalazł się tam rzecz jasna Wuilker Farinez. Kogo warto wspomnieć? Adalberto Penarande. Przy nim trzeba nieco odejść od samej reprezentacji U-20, a skupić się na klubie.
Polacy mieli niegdyś „Polonię Dortmund”. Łukasz Piszczek, Jakub Błaszczykowski i Robert Lewandowski byli ambasadorami Polski w Niemczech i trzeba przyznać, że od tamtej pory, a jeszcze wcześniej czasów Euzebiusza Smolarka, BVB zyskała ogromną popularność w Polsce. Wenezuelskim odpowiednikiem można określić Malagę. W Andaluzji mamy prawdziwą wenezuelską kolonię, bo dzisiaj grają tam: Roberto Rosales, Juanpi Anor i Adalberto Penaranda. Pierwszy z nich jest wśród kapitanów zespołu i jego można zaliczyć do takich solidnych piłkarzy, którzy zawsze gwarantują określony poziom, ale powyżej pewnej poprzeczki nie przeskoczą. Kolejna dwójka należy do „młodych zdolnych”. Obaj mieli piorunujące wejście w La Liga, ale obaj nie mogą ustabilizować formy. Penaranda wystrzelił w Granadzie, ale jak wiadomo, to klub rodziny Pozzo, więc musiał zwiedzić również inne ekipy ze stajni – Udinese i Watford – a w tym sezonie ponownie miał się odbudować w Andaluzji. Do tej trójki można jeszcze doliczyć Mikela Villanueve, który rozegrał kilkanaście meczów dla „Los Boquerones”, a dzisiaj przebywa na wypożyczeniu w pobliskim Kadyksie.
Wicemistrzostwo świata do lat 20 należy określać w kategoriach wielkiego sukcesu i sensacji jednocześnie. Ważne, żeby nie zachłyśnięto się sukcesem. Osiem lat temu na boiskach Egiptu, reprezentacja rocznika 1989 osiągnęła 1/8 finału. Wynik dobry, ale z tamtej kadry właściwie jedynie Salomon Rondon zrobił poważną międzynarodową karierę. Obecnie napastnik WBA i kolega klubowy Grzegorza Krychowiaka strzelił na turnieju cztery gole, a podobnym wynikiem mógł się pochwalić jego kolega z kadry – Yonathan del Valle, który od tamtej pory zaliczył siedem europejskich klubów, a dzisiaj gra dla tureckiego Gaziantepsporu.
Kadrę U-20 z rocznika 1997 będziemy mogli ocenić dopiero za kilka lat w kontekście wzmocnienia i odmiany pierwszej reprezentacji. Ważne, że już teraz są ogniwami dorosłej kadry.
Reprezentacja Wenezueli na dziś to młodość. Rafael Dudamel wziął się ostro do roboty i widać, że chce odmładzać kadrę. Ostatnie powołania w listopadzie, przy okazji towarzyskiego spotkania z Iranem i prosta kalkulacja. Wszyscy łącznie mieli 455 lat, co przy dwudziestu powołanych daje średnią wieku 22,75! Bardzo niska i bardzo ciekawa kadra, w której było aż siedmiu zawodników, którzy zdobyli wicemistrzostwo świata U-20. Dużym plusem dla Dudamela będzie fakt, że on dobrze zna tych wszystkich piłkarzy, więc nie sięga w nieznanie, tylko bierze „swoich”. Jedyny minus? Brak doświadczenia, bo tego nie da się oszukać. Zaledwie trójka zawodników w okolicach trzydziestki, ale wśród nich jedynie Solomon Rondon może o sobie powiedzieć jako weteran reprezentacyjny – 66 meczów. Rubert Quijada i Arquimedes Figuera mimo 28 lat na karku łącznie rozegrali 30 meczów w reprezentacji, a zatem trudno o nich mówić jak o wyjadaczach.
—
– Viva Chavez, abajo el gobierno – Niech żyje Chavez, precz z rządem – w ten sposób Wenezuelczycy wszystko, co złe, utożsamiali z całym aparatem władzy poza ukochanym wodzem.
—
Satrapa za satrapą i satrapą pogania…
Była dyktatura Carlosa Andrea Pereza Pereza, którą próbował obalić zamach stanu Hugo Chaveza z 1992 roku. Wtedy jeszcze nie „El Comandante”, ale jeden z wielu wojskowych, który najpierw trafił do więzienia, by później w pełni demokratycznie dojść do władzy po siedmiu latach. Rządził demokratycznie, półdemokratycznie i autorytarnie przez kolejnych piętnaście lat i zmarł. Jego następcą został Nicolas Maduro. Zaczynał jako kierowca autobusu w Caracas, szybko przeszedł do związków zawodowych, gdzie rozpoczął prawdziwą karierę. Wracając do słów Rory’ego Carolla, Maduro zrobił karierę, bo był „elastyczny”, co na nasze możemy przełożyć znanym „mierny, bierny, ale wierny”. Odbierał telefony od Chaveza o każdej porze, a wódz pracujący do rana potrafił dzwonić do swoich ministrów w środku nocy.
Edukacja obecnego prezydenta Wenezueli zakończyła się na szkole średniej, mimo to nie przeszkodziło to w byciu deputowanym do Zgromadzenia Narodowego, a później ministrem spraw zagranicznych przez sześć lat, bez znajomości jakiegokolwiek języka obcego… Nie chciał błyszczeć, tylko wypełniać kolejne „prikazy” „El Comandante”. – Patrzcie na Nicolasa, jak mu do twarzy w tym garniturze; już nie musi prowadzić autobusu – nie szczędził szyderczych komentarzy swojemu podwładnemu Chavez.
Niestety jako prezydent, Maduro nie jest już taki pocieszny. Owszem, tusza pozostała, a nawet jej trochę przybyło, co z resztą również jest kontynuacją władzy Chaveza. Ale nie tylko w tej kwestii, bo w ośmieszaniu urzędu również próbuje dorównać albo i przebić poprzednika. Chavez wyzywał George’a W. Busha, tworzył teorie pseudonaukowe na podstawie własnych poglądów, ale o wizerunek w telewizji dbał jak mało kto. Programy mogły trwać długo, ale wszystko było na tyle umiejętnie zrobione, że nie było widać jakichkolwiek scen mogących kompromitować prezydenta. W przeciwieństwie do jego następcy, któremu zdarzyło się podjadać w czasie programu na żywo…
Trzeba wiedzieć, że jedzenie w dzisiejszej Wenezueli to jeden z ostatnich tematów do żartów, no, chyba że ktoś lubi czarny humor. Poniżej cytat z listopadowego tekstu na portalu Iberoameryka.com: – Na jednym z najbardziej zatłoczonych skrzyżowań znajdującego się w północnym stanie Miranda wenezuelskiego miasta Petare, będącego jednocześnie centrum tamtejszych slumsów, wędrowni handlarze sprzedają cukier za 4 tysiące boliwarów, tj. niecały dolar według oficjalnego kursu przeliczeniowego. Tyle kosztuje jednak nie kilo czy pół, lecz dokładnie… 4 łyżki – tak, trudno w to uwierzyć, ale kraj posiadający największe złoża ropy naftowej na świecie boryka się z takimi kłopotami. Właściwie nie kraj, ale jego ludność, bo ta została po prostu postawiona na skraju ubóstwa i upokorzenia. Corocznie Bloomberg przygotowuje tzw. Indeks Ubóstwa i trzeci rok z rzędu Wenezuela „wygrywa” niechlubne zestawienie. Najważniejszymi wskaźnikami w tym zestawieniu są inflacja i bezrobocie, a te tylko rosną.
Braki w jedzeniu nie są jedynymi. Leki, produkty pierwszej potrzeby, po prostu trudno funkcjonować przy pustych półkach i cenach z kosmosu na czarnym rynku. Jedyna rzecz, której jest pod dostatkiem to… przemoc.
W Caracas prawo jest osobliwym pojęciem. Krótko, acz obrazowo streścił sprawę Juanpi Anor, zawodnik Malagi. – Wenezuela to kraj bezprawia. Nie ma prawa, nie ma absolutnie nic – powiedział 21-latek. Choć Juanpi wypowiadał się na temat sytuacji politycznej, to trzeba mu przyznać rację również w obszarze zwykłego bezpieczeństwa, a raczej jego braku. Caracas powinien nosić miano nie tylko stolicy Wenezueli, ale także stolicy przestępczości, a na pewno byłoby w ścisłej czołówce do zyskania takiego miana. – W 1998 roku, poprzedzającym objęcie urzędu przez Chaveza, popełniono 4500 morderstw. (…) Dziesięć lat później ten współczynnik się potroił. Z ponad 17 tysiącami morderstw rocznie Wenezuela stała się niebezpieczniejsza od Iraku, a Caracas dołączyło do grona miast, w których najczęściej na świecie dochodziło do morderstw – tyle Rory Carroll we wspomnianej książce.
—
– Yo soy chavista – ulubione pozdrowienie stronników „El Comandante”
—
Nadzieja w trenerze
Żyjemy w czasach, gdy konferencje prasowe przeradzają się w show i często doniczki lub inne przedmioty stanowią główną atrakcję spotkań z dziennikarzami. Nie inaczej jest w przypadku Rafaela Dudamela. Bezkompromisowy. Nie istnieją dla niego tematy tabu, dlatego dziennikarze mogą liczyć zawsze na jakieś smaczki, które później dobrze sprzedadzą się w mediach i wcale nie będzie trzeba ich podkręcać clickbaitowymi tytułami.
Pierwszy przykład, najświeższy. Ostatni mecz eliminacyjny z Paragwajem. Dla Vinotinto mecz o honor, Guarani grali o przepustki na mundial. W Asuncion sensacyjnie wygrywają goście, a mimo to Dudamel na konferencji pomeczowej wspominał, że w hotelu, gdzie nocowali Wenezuelczycy, pojawiła się duża liczba dziewczyn do towarzystwa, które w wiadomy sposób miały rozpraszać gości w przededniu meczu… W Ameryce Południowej przed ważnymi meczami często goście muszą zmagać się z dopingiem miejscowych w nocy poprzedzającej spotkanie; z pokazami fajerwerków, ale sposób z użyciem kobiet wydaje się wyższą szkołą jazdy. Tyle że nieudany, bo gospodarze zaprzepaścili szansę nawet na baraże…
Przykład drugi. – Witamy Jamesa. Witamy wszystkich Kolumbijczyków, ale to nie jest Wietnam – w zaskakujący sposób przed eliminacyjnym meczem z sąsiadami powiedział w stronę dziennikarzy. Naturalnie chodziło o porównania Wenezueli do Wietnamu i sytuacji politycznej, a także ze względu na podobieństwa w nazwach obu państw. Trudno jednak zarzucić negatywne podejście do narodu rywala, wszak sam później wyjaśnił, że duża część jego rodziny, w tym syn, pochodzi z Kolumbii.
Przykład trzeci, najstarszy i najważniejszy. Wenezuela zbiera zewsząd gratulacje za awans do finału mundialu U-20. Za kilka dni młodzi Vinotinto zagrają z Anglikami o historyczny triumf. W kraju trwają protesty, w których giną ludzie. – Prezydencie to czas zawiesić broń – takimi słowami mógł zaszokować na konferencji, ale sytuacja była poważna, tym bardziej że chodziło o 17-latka zastrzelonego przez władze. Dla Dudamela ta historia mogła być trudniejsza, gdyż w jego zespole znajdowali się chłopcy w podobnym wieku, a niedawno sam prowadził kadrę do lat 17, więc wiedział, że ci ludzie, właściwie dzieci, mają przed sobą całe życie.
Rafael Dudamel to nadzieja dla Wenezueli na lepsze jutro. Pograł trochę w piłkę, ponad 50 występów w reprezentacji robi wrażenie, a do tego grał chociażby w Deportivo Cali, więc klubie, którego nazwa fanom piłki latynoskiej „coś” mówi. Duadmel to także nadzieja na rozwój Farineza, wszak największy wenezuelski talent ma nad sobą byłego bramkarza. W minionych eliminacjach doszło zresztą do fajnej historii, która niejako zatoczyła koło. Wuilker Farinez powstrzymał Argentynę na stadionie River Plate i w dużej mierze przyczynił się do zdobytego punktu w historycznym miejscu, a 21 lat temu, gdy Farineza nie było jeszcze na świecie, Dudamel strzelił przeciwko Albicelestes bramkę z rzutu wolnego!
Dudamel jest stosunkowo młodym trenerem – 45 lat – a mimo to doświadczonym w pracy z reprezentacją. Prowadził kadrę U-17, teraz prowadzi jednocześnie U-20 i dorosłą, a zatem ma w głowie potężną bazę danych. Zna wszystkich i jest autorytetem, o czym w prosty, acz doniosły sposób wypowiedział się prezes wenezuelskiej federacji Laureno Gonzalez.
– Jest kimś z mocną osobowością i kimś, do którego nikt nie przyjdzie i nie powie „kim ty jesteś?” albo „skąd tu się wziąłeś?”, ponieważ ma najwięcej doświadczenia wśród ludzi, których mogliśmy zatrudnić i jest „z naszego domu”, bo wystąpił 54 razy w reprezentacji Wenezueli.
Wydaje się, że jego szef idealnie podkreślił rolę trenera. Ilekroć w Polsce narzekaliśmy na wybór selekcjonera – ten za słaby, ten nie będzie miał autorytetu, ten taki, ten śmaki i owaki. Dudamel ma autorytet, bo rozegrał mnóstwo reprezentacyjnych meczów, strzelał bramki z rzutów wolnych, a podejść do wolnego w roli bramkarza pokazuje, że facet ma cojones. Wreszcie, ten facet ma osiągnięcia w pracy z młodszymi reprezentacjami. I co przyznał na pierwszej konferencji prasowej? – Chciałbym walczyć, by zakończyć eliminacje z godnością – krótko przyznał Dudamel i podkreślił, że konkretnym celem będzie Katar 2022.
—
Wrzesień 2007, Chavez nakazuje przesunięcie czasu o pół godziny do tyłu. Dzięki temu dzieci i ludzie pracy będą wstawali przy świetle dziennym. Zmiana czasu miała zostać wprowadzona… tydzień później.
—
Zmiany w polityce, zmiany w piłce, zmiany mentalności
W latach 50. XX wieku Wenezuela uchodziła za jedno z najbogatszych państw na świecie. Dzisiaj też mogła, a nawet powinna, takim być. Tyle że lata nieodpowiedzialnych rządów doprowadziły państwo do totalnej zapaści. Paradoksalnie właśnie w tym momencie wenezuelska piłka wydaje się podnosić z kolan.
Kiedyś było chętnie odwiedzane przez turystów z całego świata, a dzisiaj? Dzisiaj kolejne linie lotnicze rezygnują z połączeń do Caracas. W tym roku swoje połączenia zawiesił argentyński narodowy przewoźnik. Aerolíneas Argentinas poszło w ślady Avianki, Lufthansy, United Airlines czy brazylijskiego LATAM Airlines. Powodów chyba nie trzeba wyjaśniać, bo w powyższym tekście jest ich aż nadto.
Tymczasem piłkarska Wenezuela ma Rafael Dudamela, który wydaje się rozsądnym człowiekiem, nie zanotował wpadki, ma pod sobą najzdolniejsze pokolenie piłkarzy od lat i to właśnie oni mogą dać trochę radości swoim rodakom w tych trudnych czasach. Właściwie każdy reprezentant kraju, z kapitanem Rondonem na czele, powtarza jak mantrę – gramy dla kraju, gramy dla rodaków, żeby dać im chwilę uśmiechu i pozwolić na moment zapomnieć o sytuacji dookoła i życiu codziennym. Tak jak wolelibyśmy, żeby najpierw naprawiono tam sprawy krajowe, a potem piłkę nożną, tak wydaje się, że jeśli dzięki czemuś Wenezuela ma stać się sławna w pozytywnym świetle, to właśnie piłka nożna może okazać się jedyną szansą!
I ta szansa może zostać wykorzystana sportowo, ale i społecznie. Powyższe wypowiedzi trenera żeńskiej kadry, Juanpiego, trenera Dudamela pokazują, że ludzie sportu są tym wszystkim przejęci. Podobnie jak Roberto Rosales. – Policja musi chronić obywateli, a nie ich represjonować. Co za wstyd dla policji w naszym kraju – napisał obrońca Malagi na swoim koncie twitterowym w maju. Zresztą konto twitterowe Roberto Rosales już samym zdjęciem profilowym mówi więcej niż treść wielu tweetów. Flaga Wenezueli, a nad nią napis „esperanza”, czyli nadzieja i nią żyją dzisiaj Wenezuelczycy.