„Kasa, misiu, kasa”? Ludzie, oni też spełniają marzenia!

W końcu dopiął swego. Zirytowany Arsenalem Sanchez odszedł do Manchesteru United, zastępując oddanego w przeciwnym kierunku Mkhitaryana. Ciągnąca się saga, zmiany decyzji i niejasne ich powody sprawiły, że na Chilijczyka zaczęto patrzeć z nieco mniejszym entuzjazmem. Porównania do piłkarskiego gold diggera nie wzięły się w końcu znikąd. Pomijając jednak osobiste „widzimisię”, warto spojrzeć na całą sprawę z nieco szerszej perspektywy.

Były już gracz „Kanonierów” zabłysnął w Udinese. Pokazał się tam na tyle dobrze, że sięgnęła po niego sama Barcelona, mimo że nie ma ostatnio w zwyczaju ściągać graczy niesprawdzonych w większych klubach. Lata spędzone zarówno we Włoszech, jak i w Hiszpanii z automatu pokazują w głowie ten obraz: Sanchez ambitny, waleczny, ale też przez większość czasu uśmiechnięty. Fajny, uroczy gość, który robi to co kocha i się tym cieszy.

Tak było również w Arsenalu, ale tylko do pewnego czasu. W poprzednim sezonie dużo częściej można było obserwować Alexisa wkurzonego, niezadowolonego, wymachującego rękami, niezadowolonego z postawy kolegów. Trudno mu się dziwić – drużyna miała się rozwijać, a zamiast tego grała coraz gorzej. On sam z kolei wskoczył na wyższy poziom i wiedział, że Arsenal jest dla niego za mały. Trudno więc dziwić się, że ani myślał o przedłużeniu kontraktu i czekał tylko na jego koniec lub wcześniejszy transfer.

Już latem mówiło się na ten temat bardzo dużo, a najgłośniej było o zainteresowaniu Bayernu Monachium. Obecne rozgrywki rozczarowany gwiazdor zaczął wyraźnie słabiej – a’la Coutinho czy Grosicki, również zatrzymani w klubach – jednak z czasem zbliżył się do swojego normalnego poziomu. Od około miesiąca niemal pewne było, że zimą Arsenal będzie chciał coś na nim zarobić. Z dnia na dzień coraz bliżej Alexisowi było do Manchesteru City, praktycznie czekano tylko na oficjalne ogłoszenie. Wybór też był zrozumiały – bogaty klub, pnący się z roku na rok coraz wyżej, dodatkowo grający piękną piłkę pod skrzydłami Guardioli, który ściągnął Chilijczyka do Barcelony w 2011 roku.

Ostatecznie wygórowane żądania Arsenalu i piłkarza (oraz jego agenta) sprawiły, że City przestało traktować go jako priorytet. Wtedy do gry włączyli się rywale z drugiej części Manchesteru, oddając „Kanonierom” Mkhitaryana. Wiele osób z góry założyło, że dla Sancheza liczyła się wyłącznie kasa, a nie to, do jakiego klubu odejdzie. Nie jest to absurdalna teoria i można było się jej trzymać, jednak watro poznać i porównać niektóre fakty:

– Odkąd byłem młodym chłopakiem, to zawsze mówiłem, że moim marzeniem jest gra w Manchesterze United. Nie mówię tego tylko dlatego, że tutaj jestem. Dziś spełniło się to marzenie. Zawsze mówiłem jako dzieciak, że chcę grać dla United. Raz rozmawiałem o tym sir Alexem Fergusonem. Nasza konwersacja trwała około 20 minut. Powiedziałem mu, że moim marzeniem jest przyjście do Manchesteru United – wyjawił Alexis Sanchez.

 

Tak, wiem – piłkarze to w większości najemnicy i mówią tak, by zrobić dobre wrażenie. Patrząc jednak na wypowiedzi Chilijczyka po przenosinach do Barcelony i Arsenalu, aż takiego słodzenia nie było:

– Chcę zrobić dobre wrażenie, ale także uczyć się od takich piłkarzy jak Iniesta, Xavi czy Messi. Cieszę się, że w zespole panuje dobra atmosfera. To jest coś, co bardzo sobie cenię.

– Jestem szczęśliwy, że przechodzę do Arsenalu – klubu ze świetnym menedżerem, fantastycznym składem, ogromnym wsparciem ze strony kibiców z całego świata i ze wspaniałym stadionem. Z niecierpliwością wyczekuję spotkania z nowymi kolegami i gry w barwach „The Gunners” w Premier League oraz w Lidze Mistrzów. Występując w Arsenalu dam z siebie wszystko i będę starał się uszczęśliwić wszystkich kibiców.

Myśląc obiektywnie nie ma podstaw, by Sanchez w tym wyznaniu miał po prostu żałośnie ściemniać. Sam byłem sceptykiem analizując jego ruchy w ostatnich tygodniach, jednak wszystko układa się w całość. Pierwszym wyborem było City, ze względu na styl gry i szansę na trofea. Gdy ta opcja nie wypaliła, a do gry włączyło się United, dla Chilijczyka nie był to gorszy wybór. Szanse na trofea trochę mniejsze, styl gry trochę mniej mu odpowiadający, z drugiej strony spełnienie młodzieńczych marzeń i oczekiwań co do pensji. Coś za coś, ale reasumując wyszło i tak bardzo dobrze. Pieniądze były w tym przypadku ważne, ale nie jestem przekonany, czy kluczowe. Większość piłkarzy swoimi wyborami skłania nas do stereotypowego myślenia, jednak warto pamiętać, że nie każdemu psu na imię Burek.

Co w tej sytuacji z Arsenalem? Stracił w końcu swoją największą gwiazdę, a w zamian dostał niechcianego na Old Trafford piłkarza. Wygląda to – delikatnie mówiąc – źle, jednak kto wie, jak sytuacja się rozwinie. Mkhitaryan to teoretycznie piłkarz wyrzucony, na siłę wepchnięty w inne miejsce, które zostało mu narzucone przez sytuację. Jednak i tutaj pojawia się nieprzewidywalność losu. Ormianin po zmianie barw – podobnie jak Alexis – mówił, że spełnił marzenie i „zawsze chciał grać dla Arsenalu”. Nie musimy się tutaj doszukiwać kurtuazji, ponieważ jeszcze w 2009 roku – jako zawodnik Metalurga Donieck – Henrikh mówił, że bardzo lubi Arsenal, podoba mu się jego styl gry, stawianie na młodzież, i że pewnego dnia chciałby tam zagrać.

Jak widzimy – i wilk syty i owca cała. Arsenal wymienił niezadowolonego zawodnika, za którego latem nie dostałby nic, a Manchester wzmocnił się oddając przy okazji mało eksploatowanego przez Mourinho Mkhitaryana. Swoją drogą wcale nie jest pewne, że „Kanonierzy” na takim ruchu wyraźnie stracą, a United zyska. Ormianin to typ zawodnika, który pokazuje pełnię możliwości, kiedy wie, że jest dla trenera ważnym ogniwem. Musi się czuć doceniany. Kto jak kto, ale Wenger rękę do swoich podopiecznych ma świetną. Potrafi zaszczepić w nich pewność siebie i sprawić, że wskakują na wyższy poziom. W przypadku Henrikha wystarczy wskoczenie na poziom sprzed dwóch lat – w swoim ostatnim sezonie w BVB w 52 spotkaniach zaliczył 23 trafienia i 32 asysty (info: transfermarkt.pl), grając głównie na obu bokach boiska. Dobrze czuje się też na rozegraniu i – będąc w formie – w wielu aspektach przypomina Kevina De Bruyne. Mam dziwne przeczucie, że od przyszłego sezonu to on będzie w kapitalny sposób zachwycał kibiców na Emirates Stadium.

Jak na przekór mniejszym optymistą jestem w przypadku Sancheza. Transfer do United jest krokiem naprzód i początkowo na pewno da Chilijczykowi dużo szczęścia. Jest również dużym wzmocnieniem dla Mourinho, któremu poszerzą się możliwości w ofensywie. Jeśli wszystko pójdzie tak, jak się zakłada, a United wróci do gry z początku sezonu, wszyscy będą zadowoleni. Jeśli jednak coś się nie będzie kleiło, „Czerwone Diabły” będą grały defensywnie, niezwykle ambitny Sanchez może zacząć się irytować. A przecież irytujący się zawodnik + nietolerujący sprzeciwu Jose Mourinho, to mieszanka niezwykle wybuchowa. Co wyjdzie z tej zamiany i który klub zyska więcej, dowiemy się być może już w najbliższych miesiącach.

Fortuna: Odbierz 100 zł na zakład bez ryzyka lub 20 zł ZA DARMO + bonus od depozytu do kwoty 400