Przed dwumeczem z Realem Madryt pojawiało się wiele głosów, jakoby zbliżało się nowe rozdanie. Rosnące w siłę PSG miało w końcu, po latach prób, przejechać się na kulejącym gigancie. Real nie był galaktyczny, był „do zrobienia”. Faza pucharowa jednak znów pokazała, że doświadczenie znaczy w niej więcej, niż młodzieńczy polot i entuzjazm.
Z roku na rok w stolicy Paryża działania mające przynieść chwałę w Europie są coraz poważniejsze, a mimo tego najmniej z paryżan śmiano się kilka sezonów temu. Obecny lider Ligue 1 odpadał z Barceloną po wyrównanym boju i dwóch remisach, a nie jak przed rokiem po bardzo przekonującym domowym spotkaniu i katastrofalnym wyjeździe. Teraz zamiast pokonać rozczarowującą drużynę „Królewskich”, PSG samo postanowiło rozczarować.
Po niewykorzystanym w pełni spotkaniu na Bernabeu i przespanej końcówce, liczono na moc własnego obiektu. Nie były to wymyślone bajki, wystarczyło po prostu zagrać jak przed rokiem z Barceloną. Tymczasem PSG bez swojego najdroższego nabytku rozczarowało, poza ambicją kilku zawodników nie dając żadnych argumentów, by szczęście uśmiechnęło się do nich. Rozczarowania po meczu nie ukrywał Julian Draxler, bez ogródek podsumowując rywalizację:
– W pełni zasłużyliśmy na odpadnięcie, nie byliśmy wystarczająco dobrzy. Wydaliśmy 400 milionów i mówiono o nas, że teraz wszystko się zmieni, że będziemy wygrywać te trofea (europejskie – red.), ale znów – po raz kolejny – odpadamy na tym etapie.
– Kiedy przegrywasz pierwszy mecz 3-1, musisz atakować, szczególnie w domu i przed własnymi kolegami, a nie tylko podawać piłkę w kółko, bo to nie zadziała – dobitnie stwierdził reprezentant Niemiec.
Trudno się dziwić tak wyraźnemu rozczarowaniu, jeśli oddaje się mecz praktycznie bez walki. Awans do 1/4 wymagał pokazania pazura, a paryżanie bez Neymara w większości wyglądali jaka dopiero co wybudzeni z zimowego snu. Po raz kolejny oberwało się Unaiowi Emery’emu, który nie przygotował drużyny tak, jak powinien. Na szczęście dla francuskich kibiców „Les Parisiens”, po sezonie szykuje się zmiana. W 2016 roku Hiszpan podpisał umowę na dwa lata z opcją przedłużenia o rok, jeśli uda mu się osiągnąć co najmniej półfinał Ligi Mistrzów.
Cóż, przy takiej mentalności brzmi to jak nierozsądne życzenia wypowiadane po zerwaniu czterolistnej koniczyny. Paryskim gwiazdorom potrzeba autorytetu, dzięki któremu będą wiedzieć co i jak trzeba robić, by drużynowo osiągnąć szczyt. Póki co tej drużynowości zdecydowanie brakuje.
Totolotek: Zarejestruj się i graj bez podatku! – KLIKNIJ W LINK I ODBIERZ BONUS!