Wydawało się, że te czasy odeszły w zapomnienie, ale niestety, cały czas niektórych korci, żeby pójść na skróty. Farbowane lisy były, wracają i obawiam się, że będą, bo coraz więcej ludzi nie ma żadnych przeciwwskazań, by w reprezentacji grały osoby, które z Polską mają wspólnego niewiele albo w ogóle.
Taras Romanczuk powołany przez Adama Nawałkę. Teraz to już fakt, który przepowiadali dziennikarze od kilku dni, a właściwie temat był już znany od kilku tygodni. O ile przypuszczenia czy też przecieki mogły się nie sprawdzić, o tyle teraz mamy sytuacje jasną. Do niedawna obywatel Ukrainy, a dzisiaj Polski, założy biało-czerwoną koszulkę z orzełkiem na piersi i będzie uznawany przez większość za „naszego”.
Mówimy o facecie, który do Polski przyjechał w 2013 roku, a pierwszy mecz rozegrał 14 kwietnia w barwach Legionovii na stadionie w Rzgowie. Krótko mówiąc 22-letni facet przyjeżdża do naszego kraju i pięć lat później nagle staje się Polakiem? No coś tu jest nie tak.
Żeby było jasne, nie odmawiam Tarasowi możliwości przyjęcia polskiego obywatelstwa, bo prawdopodobnie zrobił to ze względów pragmatycznych – jako obywatel Unii Europejskiej będzie miał dużo łatwiej w życiu, aniżeli gdyby nadal posiadał ukraiński paszport, wszak kolejki oznaczone „non-EU” zawsze są dłuższe i wolniejsze na wszelakich przejściach granicznych, a dodatkowo nie potrzeba uganiania się za wizami, tylko jeździ po całej Europie w uprzywilejowanej pozycji. Gdyby prawdopodobnie utrzymałby również ukraińskie obywatelstwo, ale na taki krok nie pozwalają ukraińskie przepisy. Czyli zmienił paszport, żeby mieć w życiu łatwiej.
Nawet jeśli ma polski paszport, jeśli może cieszyć się łatwiejszym podróżowaniem po Europie, a jednocześnie Jagiellonia może sprowadzić kolejnego zawodnika spoza Unii, to jednak nie znaczy, żeby przygarniać go do reprezentacji, bo kadra narodowa to nie jest przytułek dla osób, które albo zwietrzyły szansę, albo zmieniły zdanie, co do swojej tożsamości po kilkunastu, czasem kilkudziesięciu latach. Po prostu denerwuje mnie, że ot tak rozdajemy miejsca w reprezentacji ludziom, którzy może i mają polskie korzenie, ale przez długi okres ani nie mieszkali w Polsce, ani nie mieli naszego obywatelstwa, a ich związki z Polską były takie, że kiedyś ktoś z ich przodków mieszkał nad Wisłą. Jedynym plusem w porównaniu do lat ubiegłych jest sytuacja, gdy w kadrze są to osoby mówiące po polsku – Cionek i teraz Romanczuk.
Wszyscy podkreślają, że Romanczuk podniesie poziom sportowy, że powinien pasować do koncepcji Adama Nawałki i inne tego typu kawałki, które nie mają żadnego znaczenia w tej sytuacji! W tej sytuacji po prostu kluczem powinien być fakt, że przez 80% swojego życia Romanczuk nie miał za bardzo związków z Polską i tyle. To i tak jest lepsza sytuacja niż kretyńska saga w reprezentacji siatkówki, gdzie na siłę chcą spolszczyć Wilfredo Leona, a głównymi argumentem jest jego poziom sportowy oraz polska żona…
Niektórzy muszą wreszcie zrozumieć, że reprezentacja narodowa z samej swojej definicji reprezentuje naród(!), a zatem osoby narodowości polskiej, a nie te, które nabyły obywatelstwo w ten czy inny sposób. Zarówno Romanczuka, jak i Leona traktuje jako polskich obywateli, ale nie jako Polaków, bo są to odpowiednio ludzie narodowości ukraińskiej i kubańskiej i żadne paszporty czy inne dokumenty tego nie zmienią! W obu przypadkach nie jest to sytuacja, w której ktoś ma rodziców z kraju X, ale od urodzenia żyje w kraju Y. Tutaj chodzi o wyjazd z kraju, z różnych powodów, w którym spędziło się większą część swojego życia.
Niestety globalizacja postępuje cały czas, a zapowiedzi o braku farbowanych lisów w naszej kadrze legły w gruzach. Najpierw Cionek, teraz Romanczuk, a za rok czy dwa następni obcokrajowcy, którzy przyjechali do Polski i zapragnęli grać w reprezentacji. To i tak lżejsze wersje Polańskich czy Obraniaków, ale mimo wszystko niesmak pozostaje. Żeby nie było wątpliwości, obywatelstwo zgoda, bo Romanczuk jest kilka lat w Polsce, zasymilował się itd., ale to nadal powinno być zbyt mało do reprezentacji narodowej. Powinno, ale opinia społeczna jakby teraz zmieniła zdanie na temat farbowanych lisów, a dlaczego? Pewnie dlatego, że są wyniki i każdy krytykant poczynań selekcjonera/kadry/PZPN-u, to „oszołom”, którego nie warto słuchać.