Obecny sezon w wykonaniu Mohameda Salaha jest fenomenalny. Zawodnik, który miał być po prostu przydatnym i wartościowym skrzydłowym, nagle wyrósł na największą gwiazdę ligi i kandydata do Złotego Buta. Jego liczby stają się coraz bardziej powalające, co niesie za sobą wizję bicia różnych rekordów. M.in. legendarnego, najlepszego sezonu Iana Rusha w barwach „The Reds”.
Walijczyk, który w ciągu 15 sezonów spędzonych w mieście Beatlesów stał się najlepszym strzelcem w historii klubu, jest jednym z symboli wielkiego Liverpoolu lat 80′. Liverpoolu, który seryjnie zdobywał mistrzostwa, wygrywał w Europie i budził strach u każdego rywala. Od początku ery Premier League czasy się „trochę” zmieniły. Zdarzały się lepsze i gorsze sezony, wicemistrzostwa, nawet puchar Ligi Mistrzów… Mimo tego Liverpoolowi wciąż czegoś brakuje i nie może zrobić ostatniego kroku do tych absolutnie największych.
Osłodą dla kibiców są świetni piłkarze, którzy – na szczęście – grają na Anfield. Był legendarny Gerrard, był Suarez, był Coutinho… Wobec braku trofeów dobrze przynajmniej cieszyć się piękną i efektowną grą. Tu właśnie pojawia się „Mo” Salah, który przybył w idealnym momencie, w którym ktoś musiał przejął pałeczkę po szykującym się do odejścia Coutinho. Wyszło mu to znakomicie, czego raczej nie trzeba nikomu szczególnie tłumaczyć. Poza aspektami wizualnymi „Król Egiptu” notuje kapitalne liczby, dzięki czemu coraz śmielej mówi się o pobiciu rekordowego wyczynu Rusha. Walijczyk w sezonie 1983/1984 zdobył dla klubu 47 bramek i w końcu wierzy, że ktoś go przebije:
– Trudno o zdobycie 47 bramek i myślałem, że tak zostanie, jednak z tak grającym Salahem wszystko się może zdarzyć. Myślę, że to jest realne.
– Oglądałem go z Watfordem i to było najlepsze, co widziałem w jego wykonaniu. To fantastyczne, nie mógł już zrobić niczego więcej.
Salah do tej pory zdobył 36 bramek w 41 występach. W bezpośrednim porównaniu prezentuje się lepiej, bo Ian Rush na swoje 47 bramek zapracował w… 65 spotkaniach. Wspomniany sezon był dla Liverpoolu wyjątkowo udany, dzięki czemu doszło sporo spotkań w Pucharze Ligi Angielskiej (14) oraz Pucharze Europy (10). Dla Egipcjanina tu zaczynają się schody – do końca sezonu Liverpoolowi zostało siedem ligowych kolejek i od dwóch do pięciu spotkań w Lidze Mistrzów. Według Rusha to właśnie od dobrego występu w europejskich rozgrywkach zależy powodzenie „pościgu”.
– Zdobycie 47 bramek będzie dla kogoś niesamowitym wyczynem, a on jest w stanie to zrobić, jeśli uda nam się uzyskać dobry wynik w Lidze Mistrzów. Kiedy zdobyłem 47 goli wygraliśmy Puchar Europy, więc to wymaga trochę więcej czasu. W tamtym sezonie zdobyliśmy trzy trofea i to jest coś, co musimy zacząć robić teraz – podsumował 56-latek.
Właśnie – wtedy Liverpool był niesamowicie mocny, więc miło wracać do tamtego okresu przy okazji różnych rekordów. Podobnie jest teraz z poczynaniami Messiego i Ronaldo w Barcelonie i Realu. W przyszłości będzie się mówić o ponad trzydziestu trofeach Argentyńczyka, o „La Decimie” Ronaldo, o obronionej Lidze Mistrzów. Salah jest w gorszej sytuacji, bo nawet jeśli uda mu się pobić ponad 30-letni rekord klubu, jak to będzie wyglądało za „dzieścia” lat?
– Brajan, wiesz, był kiedyś taki Salah, wymiatał nieziemsko i nawet pobił rekord Rusha.
– Wooow, ale super! To pewnie musiał być zaje*isty sezon! Co Liverpool wygrał?
– Eeee… *niezręczna cisza i westchnięcie*
Salah ma duże szanse na rekord, nawet jeśli „The Reds” odpadną w ćwierćfinale z City. Może strzeli tam bramkę i zostanie mu siedem ligowych spotkań na min. dziesięć trafień. Biorąc pod uwagę rywali czekających na Liverpool (Crystal, Everton, Bournemouth, West Brom, Stoke, Chelsea, Brighton), zadanie wydaje się całkiem realne. Jednak co z tego, jeśli klub znów niczego nie wygra? Jedynym sensownym rozwiązaniem jest dołożenie do tego pucharu – w lidze nie ma już szans, pozostaje więc Liga Mistrzów. Zadanie może nie niemożliwe, w końcu zawsze jest jakaś mała szansa. Wyobraźcie to sobie – odbudowywany Liverpool wygrywa Ligę Mistrzów na przekór wszystkim, a Salah bije legendarny rekord i zbliża się do granicy 50 trafień… Taka historia działałaby na wyobraźnię przez dekady.