Kwiecień w tym sezonie był czasem, w którym delektowaliśmy się zaledwie małymi rzeczami. Mistrz Anglii od dawien dawna jest już znany i dziś możemy zaledwie snuć dywagację o iluzorycznej walce o TOP4 oraz utrzymanie.
Drzwi do TOP4 ponownie otwarte?
Niemal można już uznać za regularność brak dobrego prognozowania obecnego sezonu Premier League przeze mnie. Tym razem miesiąc temu po meczu Chelsea z Tottenhamem jasno stwierdziłem, że TOP4 jest już znane i nic najprawdopodobniej się w tym zestawieniu nie zmieni. Pewne potknięcia Liverpoolu spowodowały jednak, że do gry włączyli się piłkarze „The Blues”, którzy na finiszu rozgrywek skrupulatnie liczą punkty. Punktem kulminacyjnym będzie spotkanie pomiędzy ekipami Kloppa i Conte w nadchodzącą niedzielę. Chelsea musi koniecznie to spotkanie wygrać i liczyć na potknięcie „The Reds” w ostatnim spotkaniu sezonu z Brighton. Brzmi utopijnie, ale kto spodziewał się, że Liverpool zgubi punkty ze Stoke?
Stanowczo za późno
Kibice West Bromwich Albion nie mogą bez wątpienia zaliczyć obecnego sezonu do udanych. Szanse na utrzymanie ich ulubieńców są już tylko matematyczne, ale końcówka obecnej kampanii może nieco ukoić serca sympatyków „The Baggies”. W kwietniu pod wodzą Darrena Moore’a piłkarze WBA zdobyli siedem punktów, wygrywając między innymi z Manchesterem United oraz remisując z Liverpoolem. Wygląda więc na to, że trzymanie tak długo na stanowisku Alana Pardew nie było najlepszym rozwiązaniem. Kto wie jak potoczyłyby się losy klubu, gdyby Anglik został zwolniony przykładowo miesiąc wcześniej.
Już John, nie Janek
Mogło się wydawać, że Jan Bednarek mistrzostwa świata w Rosji obejrzy przed ekranem telewizora. Tymczasem polski obrońca dość niespodziewanie szturmem wdarł się do pierwszego składu „Świętych” i dziś – według informacji Przeglądu Sportowego – może liczyć na powołanie od Adama Nawałki. 22-latek w ciągu trzech tygodni rozegrał cztery spotkania, w tym dwukrotnie z Chelsea. Polak od angielskich mediów zbiera dobre recenzje i możliwe, że nawet po powrocie do zdrowia Jacka Stephensa pozostanie pierwszym wyborem Marka Hughesa w spotkaniach o przetrwanie w lidze.
Wielki finał, wielki Liverpool
Real Madryt – Liverpool. Takie zestawienie finału Ligi Mistrzów przed startem fazy pucharowej mogłoby zaszokować dosłownie każdego. „The Reds” jednak dobitnie udowodnili, że w europejskich pucharach czują się jak ryba w wodzie po kolei eliminując Porto, Manchester City i Rome. W ostatnim dwumeczu nie zabrakło oczywiście kilku kontrowersji, ale to miejsce w finale ekipie Kloppa zwyczajnie się należało. Przed nimi jednak 26 maja arcytrudne zadanie. „Królewscy” na wygrywaniu finałów Ligi Mistrzów znają się najlepiej na świecie.