Chwile po finale Champions League to nie Gareth Bale jako zdobywca decydujących trafień był na ustach niemalże wszystkich fanów Realu Madryt. Show w dość ekstrawagancki sposób skradł Cristiano Ronaldo, który po meczu powątpiewał w swoją dalszą przyszłość na Santiago Bernabeu. Jak się okazuje, ten chwyt miał swój cel i Portugalczyk dopiął swego.
Odpowiedzią na słowa Ronaldo oczywiście miała być propozycja nowej umowy. Pod koniec maja Florentino Perez na pytanie o nowy kontrakt dla swojej największej gwiazdy odparł: – Cristiano jest szczęśliwy. To nie jest tak, że czegokolwiek się obawiamy, ponieważ on jest nadal związany z klubem. Zawsze jest wiele plotek na takie tematy, ale póki co nic się nie dzieje. O resztę musicie zapytać jego. Każdy ma prawo do wolności wyrażania opinii, ale najważniejszy jest klub.
Ostatnie zdanie z wypowiedzi to oczywiście granie pod publiczkę, ponieważ dziś trudno wyobrazić sobie rzekomy transfer Ronaldo do któregokolwiek klubu. Od początku powód lamentów wydawał się dość jasny: podwyżka. 33-latek ma za złe swojemu klubowi, że Neymar i Leo Messi zarabiają znacznie więcej od niego, pomimo ogromnego wkładu w wygrane cztery puchary Ligi Mistrzów.
Według dziennikarzy madryckiej gazety „AS”, piłkarz idealnie wykonał swoje zadanie. Dzięki nowej umowie Cristiano zarobi rocznie 25 milionów euro wraz z możliwymi dodatkami. Jakiego typu będą to gratyfikacje? 2 miliony euro za wygraną Ligę Mistrzów, 1.5 miliona za zwycięstwo w La Liga oraz milion za Copa del Rey. Nagradzane zostaną także osiągnięcia indywidualne. Portugalczyk ma otrzymać milion euro za zwycięstwo w konkursach „Ballon d’Or”, „Fifa’s The Best Player” , a także 500 tysięcy za króla strzelców ligi hiszpańskiej. Łącznie daje to dodatkowe 7 milionów euro.
Taka kwota ma zadowolić na tyle snajpera, że ten nadal pozostanie w stolicy Hiszpanii. Z drugiej strony, w którym innym zespole byłoby mu lepiej? Madryt nie tylko daje mu gwarancję sukcesów, ale także odpowiedniej gaży. Jeśli Ronaldo myślałby o opuszczeniu Realu, jego opcje na kolejną drużynę można uznać za mocno ograniczone. W wieku 33 lat trudno tak naprawdę znaleźć obecnie zespół, który mógłby sprostać jego wymaganiom finansowym oraz zapłacić gigantyczną sumę odstępnego Realowi Madryt.
Wygląda więc na to, że z dużej chmury znowu spadnie mały deszcz, podobnie jak było to dosłownie rok temu. Wówczas napastnik wypomniał swojemu pracodawcy, że niedostatecznie go wsparł podczas afery podatkowej. Sytuacja jak widać lubi się powtarzać. Tym razem koniec będzie niemalże identyczny.