Sytuacja w ligowej tabeli Premier League powoli klaruje się na dobre. Ligowej rywalizacji tempo nadaje przede wszystkim Manchester City, Liverpool, Chelsea oraz Tottenham. W coraz lepszej formie jest także Arsenal, który po słabszym początku rozgrywek, wygrał kolejne pięć spotkań.
Jak długo to jeszcze potrwa?
Oczywiście zaczynamy w czerwonej części Manchesteru, gdzie dzieje się najwięcej. Na nieszczęście sympatyków „Czerwonych Diabłów” – najwięcej złego. Posada Mourinho wydaje się wisieć na włosku, a cztery kolejne mecze bez zwycięstwa (pierwsza taka sytuacja w karierze Portugalczyka) idealnie to dokumentuje. „The Special One” próbował już niemal wszystkiego – krytyki swoich zawodników w mediach i 45-minutowych tyrad, ale na niewiele to pomogło. Dodatkowo na jego niekorzyść przemawia fakt, że coraz więcej kluczowych graczy jest niezadowolona z jego zachowania, w czym prym wiedzie oczywiście Paul Pogba. Póki co informacje dochodzące z Old Trafford wskazują, że 55-latek ma poparcie zarządu. Wydaje się jednak, że do czasu. Już w sobotę być może decydujące spotkanie dla Mourinho w kontekście utrzymania posady z Newcastle. Jeśli je przegra, media odnosnie następcy wskazują palcem głównie na Zinedine’a Zidane’a oraz na Antonio Conte.
Nie taki Liverpool straszny…
Końcówka września oraz początek października miał być testem dla Liverpoolu, który w kapitalnym stylu rozpoczął sezon. Spotkania z Chelsea, Napoli oraz Manchesterem City wyglądały na papierze tragicznie, tym bardziej, że czasu na odpoczynek było bardzo mało. Drużyna Kloppa z tego maratonu wyciągnęła zaledwie jeden remis, strzelając dwie bramki. Oczywiście humory mogą wrócić po dobrym wyniku z Manchesterem City, ale pierwsze poważne testy dla ekipy z Anfield zostały oblane. Owe spotkania pokazały, że Liverpool nie jest taki straszny, jak go malują. Póki co drużynę Kloppa bronią zwycięstwa z mniej klasowymi zespołami (nie licząc PSG oraz Tottenhamu), co przez ostatnie lata było ich wielką słabością.
Polski kącik
Sytuacja Jana Bednarka w Southampton nadal nie jest do pozazdroszczenia. Polak póki co rozegrał zaledwie 35 minut w Premier League i głównie spotkania swojej drużyny ogląda z poziomu trybun. Jego pozycje ratują póki co występy w Pucharze Ligi, gdzie zespół Marka Hughesa przeszedł do kolejnej rundy po wygranej z Evertonem. Czy Polak jednak ma zamiar – tak jak w zeszłym sezonie – czekać tak długo na swoją szansę w lidze? Nie wydaję nam się, że to powinno go zadowalać, nawet pomimo kolejnych powołań do reprezentacji Polski od Jerzego Brzęczka.
Z nieco lepszych wiadomości, przez ostatni miesiąc poprawiła się sytuacja klubowa Łukasza Fabiańskiego. Oczywiście polski bramkarz od początku sezonu piastuję rolę „jedynki” w West Hamie, ale całkowicie odwróciły się wyniki całego zespołu. Po czterech kolejnych porażkach ligowych z rzędu, „Młoty” w końcu zaczęły punktować. Najpierw wygrana z Evertonem, następnie remis z Chelsea oraz kolejne zwycięstwo nad Manchesterem United. Takie wyniki pozwoliły im na wyjście ze strefy spadkowej.
Trudny los beniaminków
Do tej pory tylko Wolverhampton ze wszystkich trzech beniaminków może czuć się pewniakiem do pozostania w Premier League. Przed sezonem jednak doskonale wiedzieliśmy, że ta ekipa wzmocniona tyloma graczami celuje dużo wyżej niż walka o utrzymanie. Gorzej wygląda sytuacja Cardiff i Fulham, które do tej pory nie zachwycają. Przede wszystkim mowa tutaj o walijskiej drużynie, która nie wydała wiele na letnie wzmocnienia i widać to przede wszystkim w defensywie.