Żyjemy w świecie XXI wieku, multikulturowym, świadomym, obeznanym i rozumnym. Mogłoby się wydawać, że bariery międzyludzkie, niezależnie od rasy, wierzeń i wszelkich innych rzeczy, są już przeszłością. Nic z tych rzeczy – wystarczy jakakolwiek „inność”, by dać ludziom powód do udowadniania swojej głupoty.
Taka sytuacja miała miejsce po meczu Tottenhamu z West Hamem w minioną sobotę. Półfinaliści Ligi Mistrzów polegli 0:1, można więc zgadywać w ciemno, że nastroje wśród kibiców nie były zbyt dobre.
Wyjątkiem była 16-letnia Ella Markham, która wraz ze swoim ojcem, Neilem, udała się na ten mecz. Nastolatka z zespołem Downa ze zrozumiałych powodów całą sytuację widziała nieco inaczej, co potwierdziła swoim tańcem. Ojciec to nagrał i z dumą wrzucił do sieci podpisując: „Wynik nigdy nie jest najważniejszą rzeczą #COYS”. Normalny człowiek to zrozumie, niestety nie wszyscy to potrafią.
Pod nagraniem pojawiło się mnóstwo komentarzy, których nawet nie warto przytaczać, bo – cytując klasyka – „szkoda strzępić ryja”. Patologiczna strona internetu dała o sobie znać i stało się jasne, że nie można tak tego zostawić. Ojciec stanął w obronie córki, poparło go także mnóstwo innych osób, nawet znanych, dodając słów otuchy. O wszystkim zrobiło się naprawdę głośno, a Neil wraz córką wzięli nawet udział w programie, w którym opowiedział o tym, z czym się spotkał w sieci.
Czy na tym koniec? Absolutnie nie (i bardzo dobrze). Ze świetną inicjatywą wyszedł Harry Kane, który zaproponował, by Ella została maskotką Tottenhamu w ostatnim meczu sezonu, z Evertonem.
Chyba można powiedzieć, że dobro znów wygrało. Nie wyeliminujemy hejtu i głupoty o niewyobrażalnych rozmiarach, ale możemy pokazać, że to margines społeczny, na który nie ma przyzwolenia i będzie się go tępić. Ella i jej ojciec dostąpią wielkiego zaszczytu, a ci, którzy pisali te wszystkie wstrętne rzeczy, powinni się wstydzić. Brawo panie Kane, brawa także dla całego Tottenhamu.