Piękny sen się nie ziścił. Drużyna Marcelo Bielsy nie awansowała do finału baraży o Premier League i kolejny sezon spędzi w Championship. „Pawie” na Premier League czekają już 15 lat i muszą czekać dalej. Już kolejny raz – niczym pewna inna drużyna – pozostaje im powiedzieć: „Następny rok będzie nasz”.
Zarejestruj się z kodem GRAMGRUBO i graj BEZ PODATKU!
1:0 w pierwszym, wyjazdowym meczu. 1:0 niemal do przerwy drugiego, rewanżowego, rozgrywanego na własnym obiekcie. Sytuacja niemal idealna, ale kiedy coś wydaje się za łatwe, w Leeds włącza się tryb pt. „potrzymaj mi piwo”. Główny pretendent do awansu zamienił się w drużynę, której oglądanie groziło w ostatnich tygodniach odruchowym „facepalmem” i pogrążeniem się w milczeniu.
185 – tyle dni Leeds United spędziło na pozycji lidera Championship w kończącym się sezonie. Do 43. kolejki tylko po ośmiu z nich znajdowało się poza TOP2, gwarantującym bezpośredni awans do Premier League. By cieszyć się z upragnionego awansu, wystarczyło zdobyć w czterech ostatnich kolejkach siedem punktów. Tyle wystarczyłoby, by wyprzedzić Sheffield United. Leeds zdobyło… jeden. Przegrywając m.in. z Wigan grającym prawie cały mecz w dziesiątkę i Ipswich, które wcześniej wygrało cztery z 45 kolejek.
Czego nie robić w kluczowych meczach
Całe pasmo kompromitacji zostawiamy jednak z tyłu, w końcu baraże rządzą się swoimi prawami i nie liczy się w nich przeszłość. Jak wcześniej wspomniałem, jeszcze w 44. minucie środowego spotkania Leeds prowadziło w dwumeczu 2:0. Wtedy do akcji na spółkę z Casillą wkroczył Liam Cooper – kapitan sabotażysta.
Jeśli bramka pada w taki sposób, zwykle oznacza coś bardzo złego. Leeds wtedy upadło, kończąc pierwszą połowę na najgorszy możliwy sposób, zaczynając drugą w… jeszcze gorszy. To wydawało się mało możliwe, ale 30 sekund po zmianie stron było już 1:2.
Leeds stanęło, a w 58.minucie zrobiło się 1:3. Kolejny raz idiotycznie zachował się Cooper, który w sytuacji bez jakiegokolwiek zagrożenia głupio faulował w polu karnym i sprokurował jedenastkę. Kto śledził Championship wie, że to w jego wykonaniu nie pierwszyzna. Dwa gole w pojedynkę zawalił także w jednej z ostatnich kolejek. Kapitan, który w takiej formie nie zasługuje na grę, o opasce nie wspominając.
Jeśli o boiskowym idiotyzmie mowa, nie popisał się także Gaetano Berardi, łapiąc w 78. minucie bezsensowną żółtą kartkę. Warto dodać, że drugą. Leeds przegrywało wtedy 2:3 i miało przed sobą możliwą dogrywkę. Po osłabieniu obrony wystarczyła jedna kontra, by rozstrzygnięcie dwumeczu stało się jasne. Podanie, podanie i „one touch, thank you very much”. 2:4.
Zgliszcza, ale z widokiem na lepsze jutro
Patrząc z perspektywy osoby, która po 15 latach już niemal widziała Leeds z powrotem w Premier League, nie da się ukryć rozgoryczenia. Trud całego sezonu został frajersko zaprzepaszczony. Mimo wszystko trzeba pogratulować Derby County i Frankowi Lampardowi, który w pierwszym roku pracy już wykonał kawał dobrej roboty. Pozbieranie się w takim momencie i mistrzowskie wprowadzenie Marriotta to też sztuka.
Czy Leeds płacze? Dziś na pewno, podobnie będzie przez kilka najbliższych dni. Mimo wszystko trzeba szukać pozytywów, a tych nie brakuje. Z tą kadrą „Pawie” mogłyby błyskawicznie spaść z Premier League i znów borykać się z przebudową zespołu. Tymczasem na Elland Road wiedzą, jakie pozycje wymagają wzmocnie i jakich błędów należy unikać.
Jednak przede wszystkim na zapleczu Premier League łatwiej wprowadzać młodych zawodników, a tych nie brakuje. Drużyny Leeds U18 i U23 zdobyły mistrzostwa i odpowiednio gospodarując tymi zasobami można wychować sobie świetnych zawodników pierwszego składu. Shackleton, Clarke i Roberts już zbierają szlify – inne młode perełki czekają w kolejce. Leeds tym razem znów poległo, ale wróci. Pytanie tylko kiedy…