Mistrzostwa Europy do lat 21 Polacy rozpoczęli w świetnym stylu. Mimo trudnego początku postawili się silnej Belgii, ostatecznie wywalczając trzy punkty. Oczywiście – jeden mecz to wciąż tylko jeden mecz, ale niektórych aspektów nie da się podważać.
Zarejestruj się z kodem GRAMGRUBO i graj BEZ PODATKU!
Wielu trenerów usilnie próbuje grać coś, co się nie sprawdza. Ma w głowie tylko jedną wizję, którą „wałkuje” do oporu, mimo że efekty mało kiedy widać. „Będzie ładnie, będzie pięknie, będziemy dominować” – po co słowa o takim przekazie, jeśli nie ma się warunków? Po co próby robienia Ferrari z Malucha, zamiast udoskonalania tego, co się ma?
„1-8-2 płynnie przechodzące w 1-9-1”. Mniej więcej tak brzmi dewiza kadry U21, którą od 2017 roku prowadzi Czesław Michniewicz. Nikt się nie oszukuje, że będzie grał piękną piłkę. Każdy wie, co ma robić, każdy wie, że defensywa jest kluczowa i każdy wie, że musi się poświęcić do ostatniej kropli potu.
Samo dostanie się na EURO U21 jest dużym sukcesem, bo udział w turnieju zapewniliśmy sobie drogą sportową dopiero pierwszy raz w historii. Eliminacje były trudne, zdarzały się mecze, po których można było zapaść się ze wstydu pod ziemię (dwa remisy z Wyspami Owczymi). Drużyna rodziła się w bólach, ale dążyła w jednym, ściśle określonym kierunku.
Efekt? Drużyna, w której każdy walczy, w której są wypracowane i działające schematy, w której każdy doskonale wie, co ma robić. Zespół jest z założenia defensywny, ma doskonale bronić i wiedzieć, jak wyprowadzać piłkę, by zagrozić rywalom. Czy to powód do wstydu? Absolutnie nie. Trener Michniewicz dostosowuje grę do tego co ma, nie odwrotnie. I robi to świetnie.
W meczu z Belgią widzieliśmy to doskonale. Graliśmy z mocnym rywalem, z krajem, który zna się na szkoleniu młodzieży. Jako pierwsi straciliśmy bramkę, jednak potrafiliśmy się pozbierać, i to w jakim stylu. Młodzi Polacy szybko przechodzili z obrony do ataku, grali na jeden kontakt, wykorzystywali słabe punkty Belgów. A te trener Michniewicz i jego sztab rozpracowują doskonale.
Nie popadamy oczywiście w huraoptymizm i nie robimy z naszych chłopców przyszłych mistrzów. Mecz z Belgią wyszedł nam świetnie, ale przecież równie dobrze możemy przegrać dwa kolejne z Włochami i Hiszpanią i wrócić do domu. Czy to byłby jednak powód do wstydu?
Jeśli zagramy swoje i przegramy po walce, nikt nie będzie mieć pretensji. Ważne, że drużyna ma tożsamość, pomysł i stawia się najmocniejszym. Takie podejście na dłuższą metę procentuje. To coś, czego brakuje pierwszej kadrze, nawet mimo dwunastu punktów i bilansu bramek 8:0. Izrael i Macedonia to nie wyznaczniki. Tymczasem dorosła drużyna nie do końca wie, co gra, a my – kibice – zasiadając przed telewizory nie wiemy, czego się spodziewać. Albo się uda, albo się nie uda. Albo gra będzie się kleiła, albo nie. Może kadra U21 powinna uzmysłowić niektórym, o co chodzi w piłce nożnej…