W ostatnim czasie na pole position o zakontraktowanie Matthijsa De Ligta wysunął się Juventus. Mistrz Włoch dogadał się z Holendrem w sprawie indywidualnego kontraktu, a do sfinalizowania tego transferu pozostało porozumienie z Ajaksem odnośnie kwoty odstępnego.
Saga związana z 19-latkiem trwa już od kilku miesięcy. Przez pewien okres wszystko na to wskazywało, że obrońca trafi do Paryża ze względu na bajeczną tygodniówkę w wysokości 340 tysięcy funtów. Kością niezgody okazała się jednak pewna klauzula, której zażądał w umowie swojego piłkarza Mino Raiola.
Francuskie media donoszą, że Paryżan zniechęciły te żądania, przez co stracili szanse na podpisanie De Ligta. Takie rozwiązanie zaakceptowali szefowie „Starej Damy”, którzy ustalili klauzulę wykupu na kwotę 150 milionów euro. Z jednej strony sporo… Z drugiej, przy wzroście cen na rynku, za dwa czy trzy lata może okazać się śmieszną kwotą za tej klasy obrońcę. Dodatkowo mistrz Francji zwyczajnie nie mógł wpisać w kontrakt reprezentanta „Oranje” wymaganego zapisu ze względu na przepisy ligi.
W międzyczasie Juventus aktywnie działa i owa transakcja jest na skraju przyklepania. De Ligt za rok gry w Turynie zarobi 8 milionów euro plus bonusy, które łącznie mogą wynieść dodatkowe 4 miliony.
Czy jednak drużyna Maurizio Sarriego za jakiś czas nie będzie pluć sobie w brodę z powodu wspomnianej klauzuli? Wszyscy doskonale wiemy, jak działa Mino Raiola, który w przyszłości może wykorzystywać ten zapis w umowie do swoich przeróżnych celów. Taki agent z pewnością zechce za jakiś czas w ten sposób podnosić wynagrodzenie swojego piłkarza, grożąc aktywowaniem klauzuli przez inny klub, np. Barcelone. De Ligt w jednym z wywiadów stwierdził, że obecnie nie jest to dobry czas na przenosiny do mistrza Hiszpanii, ale za kilka lat? Kto wie.