Turcja bombardowała Andorę przez cały mecz. Zakończyło się to jednak wymęczonym 1:0 w ostatnich minutach spotkania. Mecz pewnie przeszedłby bez echa, gdyby nie nieudana pułapka ofsajdowa reprezentantów kraju leżącego w Pirenejach.
Przed rozpoczęciem meczu można było zwiastować pogrom. Głównie z tego powodu, że Turcy na własnym stadionie są mocni. Przekonali się o tym choćby mistrzowie świata, Francuzi w czerwcowym spotkaniu. Zakończyło się ono pewnym zwycięstwem gospodarzy (2:0). Dlatego też oczekiwano, że rozmiar wygranej z Andorą będzie kilkukrotnością tej z Francją.
Tak się jednak nie stało. Reprezentanci Turcji walili głową w mur, a rywale nie sprawiali im żadnych problemów. Podopieczni Senola Gunesa oddali 24 strzały, lecz dopiero ten oddany przez Ozana Tufana w 89. minucie zakończył się zmianą wyniku. Wcześniej nie potrafili wykorzystać ani jednej okazji, chociaż mieli kilka dogodnych.
Największym echem odbiła się jednak akcja z 50. minuty. Turcy wykonywali rzut wolny, a dziesięciu zawodników Andory chciała zrobić pułapkę ofsajdową. Zrobili to jednak nieudolnie – udali się do przodu już po wykonaniu stałego fragmentu gry, zostawiając gospodarzy w polu karnym. Turcy okazali się jednak zbyt wolni. Zanim jeden z reprezentantów oddał strzał, andorski obrońca zdążył wrócić pod bramkę i wybić piłkę za końcową linię boiska.
Odbierz zakład bez ryzyka z kodem GRAMGRUBO500 w BETCLIC – jest już legalny w Polsce!