Memphis i Depay, czyli piłkarski yin i yang. W tym przypadku jedność nie istnieje

„O, ten to super piłkarz, szkoda tylko, że od szyi w dół” – często spotykamy się mniej więcej z takim określeniem. Dotyczy ono zawodników, którzy mają nieprzeciętne umiejętności, ogromny potencjał i gdy tylko „nikt nie patrzy”, są w stanie robić cuda. W pewnym momencie dochodzi jednak presja, stres, oczekiwania, krytyka, odpowiedzialność – rzeczy, które niemiłosiernie plączą nogi. Iluż to było zawodników, których kariery byłyby fantastyczne, gdyby tylko nie jakieś „ale”. Wielki Adriano z Interu, Bojan z początków w Barcelonie, czy… Depay. „Ale Depay skąd?” – zapytacie. I słusznie, bo patrząc na etapy w PSV, Manchesterze, Lyonie, czy nawet w kadrze, mamy do czynienia z zupełnie innym piłkarzem.

Odbierz zakład bez ryzyka z kodem GRAMGRUBO500 w BETCLIC – jest już legalny w Polsce!

Wiele osób słysząc o Holendrze reaguje w sposób sugerujący, że ten gość jest już po trzydziestce, miał szansę na wielką karierę, ale ogólnie to „było minęło” i nie ma sensu o nim myśleć. Zapominamy, że Depay ma wciąż jedynie 25 lat i biorąc pod uwagę wiek, w którym ludzie (nie tylko piłkarsko) dojrzewają, najlepsze wciąż może być przed nim. – 'Dream chaser’ oznacza, że ścigam własne marzenia. Wierzę, że mogę być jednym z najlepszych piłkarzy na świecie. Muszę marzyć i wierzyć, żeby to osiągnąć. Mam to wytatuowane na klatce piersiowej – mówił niegdyś na prezentacji nowej kolekcji butów swojego sponsora. Nie mam swojego sekretu. Po prostu trzeba każdego dnia ciężko pracować nad swoimi marzeniami. Moim marzeniem było pojechać na mistrzostwa świata, a kiedy się tam znalazłem, zdobyłem dwie bramki, stając się najmłodszym holenderskim strzelcem. Byłem bardzo szczęśliwy – dodał. Nie, Depay nie wypowiedział tych słów w ostatnim czasie. Mówił to w maju 2015 roku, tuż po tym, kiedy stało się jasne, że od nowego sezonu zagra w wielkim Manchesterze United.

To miało wyglądać inaczej

25 milionów funtów nie było wtedy zawrotną kwotą, a dla „Czerwonych Diabłów” wydawało się to wręcz kradzieżą. Ogromny talent, potencjalny kontynuator dzieła Cristiano Ronaldo, noszący z dumą „siódemkę” na plecach? Tak to widzieliśmy. Tak widzieli to także kibice Manchesteru, czekający na jakiś pozytyw w drużynie osieroconej przez sir Aleksa Fergusona. Sposób wypowiedzi zawodnika i jego zapewnienia, że jest gotowy, że się nie boi i chce dokonywać rzeczy wielkich, naprawdę były przekonujące. Szkoda tylko, że na murawie – poza nielicznymi przebłyskami – był kompletny dramat. Swoją drogą to niezwykle nurtująca kwestia. Patrząc na United ostatnich lat i takich zawodników jak Di Maria, Sanchez, czy właśnie Depay, trudno powiedzieć, że wszyscy są beznadziejnymi piłkarzami. Może większym problemem byli nie oni, a to, w jaki sposób Manchester jest zarządzany? Ogromne oczekiwania, marne rezultaty, drużyna bez radości, polotu i finezji… Wracając jednak do Depaya, na pewno nie pomógł szczęściu.

Nikt nie był w stanie z niego niczego wydusić. Ani Van Gaal, z którym wcześniej przecież pracował w reprezentacji, ani Mourinho, który po objęciu drużyny w 2016 roku praktycznie odsunął Holendra od gry. To, jakim człowiekiem jest Depay, świetnie oddaje anegdota Wayne’a Rooneya: – Depay zagrał kiedyś fatalnie przeciwko Stoke. Van Gaal za karę odesłał go do rezerw. Mówię mu: Memphis czas na harowanie, odpuść sobie te luksusowe gadżety. Dzień później Memphis przyjeżdża srebrnym Rolls-Roycem. Wysiada w skórzanej kurtce i wielkim, kowbojskim kapeluszu. „Chłopaczek skupiony na lansie i wygodzie”, chciałoby się rzec. Cóż, pewnie coś w tym jest, a na pewno było – kilka lat temu, kiedy Depay z pewnością był po prostu gnojkiem. Jak sam mówił: – Kiedy nie zaliczysz dobrego występu, niektórzy chcieliby, żebyś się schował. Ja nie jestem takim typem osoby. Pewność siebie – ok. „Lanserstwo”, arogancja, samouwielbienie – z pewnością nie ok.

Jak feniks z popiołów

O tym, jak wielkim niewypałem był Depay najlepiej świadczy fakt, że Manchester sprzedał go do Lyonu po zaledwie półtora roku – dostając dwukrotnie mniej, niż sam zapłacił. Wtedy pewnie i tak ucieszono się, że do klubowej kasy wpłynęły jakiekolwiek pieniądze, w końcu Depay wydawał się najzwyczajniejszym piłkarskim wrakiem, z którego już nie będzie. Początki w Lyonie także nie były kolorowe, a dobra forma nie zawsze lądowała na pierwszym planie. Jednak z czasem Depay zaczął się „ogarniać”, grać na luzie, bez przesadnie dużej presji, do tego mając w zespole status kogoś, kto może nieznacznie więcej. Potrzebował specjalnych warunków, ale kiedy już je dostał – zaskoczył wszystkich. Przykłady? Na początku kwietnia 2018 roku w meczu z Metz, Depay zdobył bramkę i dołożył… cztery asysty. Stał się wtedy pierwszym od pięciu lat zawodnikiem z lig TOP5, który w jednym meczu zaliczył tyle ostatnich podań. Poprzednim był Santi Cazorla, grając przeciwko Wigan. Holender w sezonie 2017/2018 zagrał dla Lyonu 51-krotnie, zapisując sobie 22 trafienia i 17 asyst. Rok później także solidnie – 47 występów, 12 bramek, 16 asyst. Liczby solidne, ale zależące w głównej mierze od tego, czy Memphisowi się chce, czy nie. A to wcale nie jest regułą.

Może zabrzmi to dziwnie, ale Memphis Depay to dwie osoby w jednym ciele. Memphis to cholernie utalentowana, zdolna „bestia”, faktycznie mająca potencjał na zostanie jednym z najlepszych piłkarzy na świecie. Dobry chłopak, starający się odpisywać na Instagramie większości biednych dzieciaków, które grają w piłkę. Facet dojrzały, potrafiący udźwignąć presję wielkich spotkań (hat-trick w najważniejszym meczu sezonu 2017/2018 z Nice, zwycięskie gole w 90. minutach z PSG i Marsylią). Drugą jest jednak „Pan Depay” – leń, gwiazdor, „król życia” robiący to, co mu się żywnie podoba. Memphis i Depay są jak yin i yang – uzupełniające się przeciwstawności, żyjące ze sobą w harmonii, w której czasem przeważa jedna strona, czasem druga. Właśnie od tego balansu zależy, czy oglądamy zawodnika fenomenalnego, czy schowanego w meczu przeciętniaka z wybujałym ego. Właśnie ta niepewność sprawia, że Depay wciąż występuje w Lyonie. Wielkie kluby boją się po niego sięgnąć, bo jedynie najlepsze wróżki mogą przewidzieć, jak Holender będzie się prezentował. Swego czasu zabiegał o niego Milan – temat nie upadł, ale konkretów jeszcze nie otrzymaliśmy.

Przyczajony tygrys, ukryty smok

Czy dołączenie do kolejnego klubu, który niedawno był wielki, który odradza się w bólach, w którym gra się zupełnie nie klei, w którym oczekiwania i presja są wielkie, byłby dobrym wyborem? Patrząc na to, co działo się w Manchesterze, można mieć wątpliwości. Ale kolejny raz podkreślamy – absolutnie nie da się przewidywać, gdzie 25-latkowi by się udało, a gdzie nie. Teraz to jedynie wróżenie z fusów. Wiemy tyle, że potencjał ma przeogromny, co udowadnia choćby w kadrze. Jak myślicie, jakie liczby można wykręcić w drużynie narodowej, będąc reprezentantem Holandii? Memphis w barwach „Oranje” wystąpił 50-krotnie. W pierwszych 25 meczach zdobył trzy bramki oraz zanotował cztery asysty. W kolejnych 25, począwszy od samej końcówki 2016 roku, Holender trafiał… 14-krotnie, dokładając do tego 13 asyst. Bezpośredni udział przy 27 golach. Kosmos. Memphis Depay nie jest tak skrajnym przypadkiem, jak wspomnieni na początku Adriano czy Bojan. On naprawdę potrafi dawać z siebie dużo, także w ważnych meczach z trudnymi rywalami. Obecny sezon Ligue 1 zaczął czterema bramkami i asystą w czterech spotkaniach. Już dziś o 20:45 starcie z Amiens, czyli szansa na kolejne popisy. Czy w końcu znajdzie się jakiś klub z najwyższej półki, który po niego sięgnie i wyciśnie to, co najlepsze? Trzymamy za to kciuki. Z całych sił. Depay może jeszcze dokonywać rzeczy naprawdę wielkich. Pytanie, czy tym razem pomoże szczęściu…

Odbierz zakład bez ryzyka z kodem GRAMGRUBO500 w BETCLIC – jest już legalny w Polsce!