Kochamy takie historie. W świecie gwiazd, starych wyjadaczy i postaci, które obserwujemy od lat, miło czasem doświadczyć czegoś nowego, niesamowitego. Taki był z pewnością wczorajszy występ, jaki zanotował Rodrygo Goes. 18-letni Brazylijczyk przeżył wieczór marzeń. Czy właśnie byliśmy świadkami narodzin wielkiej gwiazdy?
Kilka miesięcy temu Edmilson, rodak Rodrygo, wypowiadał się na temat nowego nabytku Realu w samych superlatywach. Twierdził nawet, że jeśli ludzie zachwycają się Viniciusem, to dopiero w przypadku Rodrygo zobaczą prawdziwą jakość. Opinia o tym, że pół roku młodszy z tej dwójki zawodnik jest „10 razy lepszy” być może była przesadzona, ale dobitnie pokazywała, jak bardzo Edmilson jest pewny swego.
Teraz chyba możemy już śmiało powiedzieć, że miał rację. I nie chodzi w tym wszystkim o to, by nagle wynosić Rodrygo pod niebiosa, a Viniciusa mieszać z błotem i wytykać wszystkie aspekty, w których jest słabszy. Jak ładnie to ujęto, Rodrygo „ma gol”. Na pięć trafień dla Realu złożyło się zaledwie sześć strzałów w światło bramki. Dla porównania Vinicius zdobył ich tyle samo, ale by tego dokonać potrzebował… aż 102 uderzeń. Zostawmy to jednak i dajmy im w spokoju pracować. To młodzi chłopcy.
Skupmy się na podkreśleniu tego, jak niebywałych rzeczy dokonał Rodrygo. Poza bramką w debiucie w La Liga po 93 sekundach (szybszy był tylko Ronaldo Nazario – 62), młodzieniec także wczoraj dokonał rzeczy niebywałych. 18-latek został najszybszym zdobywcą dubletu w Lidze Mistrzów, a także najmłodszym Brazylijczykiem, który zdobył w niej nie tylko hat-tricka, ale ogólnie bramkę.
Jego „trójpak” był także drugim najszybszym w historii rozgrywek. Rekordzistą jest Raul, który dokonał tej sztuki będąc o 188 dni młodszym. Nikt jednak nie zaliczył „perfekcyjnego” hat-tricka w tak młodym wieku. Rodrygo w 4. minucie gola zdobył lewą nogą, w 7. głową, a w 91. prawą. Niezwykły talent, przyćmiewający na początku sezonu nie tylko Viniciusa, ale nawet Edena Hazarda.