Stało się. 2019 rok jest już przeszłością, a wszystkie jego blaski i cienie odeszły w niepamięć. Przynajmniej teoretycznie, w myśl znanego wszystkim założenia „nowy rok – nowy ja”. W niektórych przypadkach jest to jednak zbyt piękne, by mogło być prawdziwe i dotyczy m.in. świata piłki. Wyobrażacie sobie, że w sylwestrową noc właściciel klubu „X”, znajdującego się w nie lada tarapatach, mówi sobie: „od jutra będzie lepiej” i faktycznie się tak dzieje? Dokładnie – cuda się zdarzają, ale nie aż takie.
Kibice wielu klubów z przyjemnością odcięliby się od tego, co działo się w 2019 roku. Wstydliwe mecze i najróżniejsze kompromitacje to jedno, ale problemem dziesiątek, setek tysięcy, a nawet milionów fanów, jest obecna forma ich ukochanych klubów i wszelakie trudności, przez które aktualnie przechodzą. Marne szanse, że coś zmieni się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ale każdemu wolno marzyć. Mówi się, że nadzieja jest matką głupich, ale w wielu przypadkach już tylko ona pozostała… Jakie marzenia, cele i właśnie nadzieje mogą mieć kibice niektórych drużyn w nowym roku? Przygotowaliśmy nasze małe zestawienie.
Legia Warszawa
„Powrotu na tron i pełnej dominacji w kolejnych latach, żeby cała Polska wiedziała, kto jest królem!” – mniej więcej tak mogli krzyczeć fani „Wojskowych” minionej nocy. Jeszcze trzy lata temu Legia potrafiła zremisować z Realem Madryt, iść na wymianę ciosów z Borussią Dortmund, czy mądrze i skutecznie stawiać się Sportingowi. Wtedy wydawało się, że ówczesny mistrz Polski za „hajsy z Ligi Mistrzów” odjedzie ligowym rywalom na lata świetlne, a my będziemy mogli liczyć na – zachowując odpowiednią skalę – nasz „polski Szachtar Donieck”, który regularnie zobaczymy na europejskich salonach. Jak wyszło, wszyscy wiemy – Legia wykoleiła się, zanim zdążyła się choć trochę rozpędzić.
Wisła Kraków
Cudu. Cudu, cudu i jeszcze raz cudu. 13-krotny mistrz Polski przeżywa największe problemy od dawna, a najlepszym tego dowodem jest fakt, że jedyne, co fani „Białej Gwiazdy” mogą świętować, to wyprzedzenie rzutem na taśmę ŁKS-u i skończenie roku nie jako ostatnie drużyna. Przed rokiem o tej samej porze walczono o „być albo nie być” – teraz może być podobnie, ale na koniec sezonu, jeśli nie uda się pozostać w ekstraklasie. Nadzieje? Żeby 34-letni Błaszczykowski, 36-letni Brożek i 39-letni Wasilewski przeżyli wiosną swoją „entą” młodość…
Lech Poznań
Szczupłego Van der Harta, zatrzymania Gytkjaera, w końcu zdrowego Roberta Gumnego, sprzedania Kamila Jóźwiaka najlepiej za dziesięć „baniek” i żeby Piotr Rutkowski w końcu się jednak poddał… Lech w przełożeniu na polskie realia jest Liverpoolem sprzed kilku lat – utytułowanym klubem chcącym walczyć o najwyższe cele, w którym wciąż mówi się „to będzie ten rok”. Jednak co z tego, jeśli straszy się Lambertem, Borinim i Balotellim? „The Reds” przez jakiś czas byli memem i takim właśnie memem jest Lech. By coś drgnęło w dobrą stronę, potrzeba naprawdę dużych zmian.
AC Milan
Wychodzimy poza Polskę, ale zostajemy przy polskim wątku. Milan, który w ostatnim roku stał się nam szczególnie bliski za sprawą „Pio Pio”, jest najgorszy od dekad. Potwierdzają to nie tylko prawie wszystkie statystyki, ale także to, co widzimy w swoich telewizorach. Pozostaje dodać – „niestety widzimy”, bo ten widok przyprawia o ból głowy i chęć wydrapania sobie oczu. A czego mogą chcieć ci najbardziej pokrzywdzeni, czyli wielcy kibice „Rossonerich”? Zapomnienia poprzedniego roku i pożegnania się ze zdecydowaną większością składu, w którym zawodnicy chyba uważają się za dziesięć razy lepszych, niż w rzeczywistości są. Nawet tam zauważono, że to nie zmieniani co chwilę trenerzy są największym problemem. To, żeby Zlatan zaczął strzelać jak na początku dekady, jest naprawdę bardzo nieśmiałym marzeniem…
Manchester United
„Ole’s at the wheel!” – krzyczeli (a nawet śpiewali) kibice Manchesteru United przed rokiem, kiedy przez chwilę poczuli, że ich ukochany klub znów jest wielki. Ole Gunnar Solskjaer początkowo bił indywidualne trenerskie rekordy, a fani już zdążyli dość śmiało ogłosić, że być może mają swojego nowego sir Aleksa Fergusona. Minęło 12 miesięcy i… cóż – pozostaje im marzyć, by Norweg stał się nim choćby w połowie. Stawianie na młodzież, borykanie się z okrojoną kadrą, rozkwit Rashforda czy Greenwooda. Kilka rzeczy naprawdę działa na korzyść Solskjaera, albo przynajmniej po części usprawiedliwia niektóre wstydliwe wpadki. „Czerwone Diabły” mają pieniądze – pozostaje w końcu nauczyć się wydawać je mądrze i z głową.
FC Barcelona
Jeśli zaznaczymy na wstępie, że chodzi o jednego konkretnego pana, nikt nie będzie miał wątpliwości, o kogo chodzi. A na pewno nie kibice „Dumy Katalonii”. Wątpliwości co do osoby Ernesto Valverde pojawiły się jeszcze zanim ten pojawił się na Camp Nou. Zmiana stylu gry na bardziej „wyrachowany” była ostrzeżeniem, ale dopóki to działało fani byli cierpliwi. Cierpliwość została mocno nadszarpnięta po 0:3 z Romą. Skończyła się definitywnie po 0:4 na Anfield, a obecny sezon jest już dopełnieniem, jakiego fani nie pamiętają być może od czasów Van Gaala. Barcelona męcząca się na obiekcie Leganes, wyglądająca na bezradną, to już coraz bardziej norma, aniżeli wyjątek od reguły. Powiedzieć, że Valverde wzbudza w kibicach emocje pt.: „Żeby upadł i sobie głupi ryj rozwalił”, to nie powiedzieć nic. Niemal każdy z nich uważa, że 55-latek marnuje ostatnie lata najlepszego piłkarza w dziejach…
Real Madryt
Czego mogą chcieć kibice „Królewskich”? Biorąc pod uwagę sezon 2018/2019, który sprowadził ich na ziemię po trzech triumfach w Lidze Mistrzów, druga połowa 2019 roku wydaje się stosunkowo niezła. Real powoli się odradza, w klubie znów jest kochany (jeszcze) przez wszystkich Zinedine Zidane, Fede Valverde zachwyca formą, podobnie jak m.in. Benzema. To jednak wciąż nie jest to samo, co przez zdecydowaną większość ostatniej dekady. Pamiętacie pewien letni sparing w 2018 roku i baner z napisem „Who needs Ronaldo”? Kibice byli przekonani, że ich ulubieńcy poradzą sobie bez Portugalczyka. Jak się skończyło, wszyscy doskonale wiemy. Obecnie jeśli fani „Los Blancos” śnią, to bardzo często pewnie właśnie o „CR7”. Przy okazji marzą, by pojawił się ktoś, kto zastąpi go nawet nie w stu procentach, ale choćby w 80. Hazard, Rodrygo, Vinicius, może ktoś inny. Nieważne – oni na początku nowego roku po prostu pragną, by ktokolwiek wypełnił tę lukę.
Bayern Monachium
Na koniec zespół najlepszego napastnika na świecie i prawdopodobnie najlepszego polskiego piłkarza w historii. I nie – nie chodzi tu o dwie różne osoby, a to jeszcze kilka lat temu byłoby dla nas totalną abstrakcją. Robert Lewandowski – bo oczywiście o nim mowa – zaliczył indywidualnie najlepszy rok w karierze, co potwierdził zostając najlepszym strzelcem na świecie. Jedynym niesmakiem jest oczywiście postawa reszty drużyny, która rzadko kiedy idzie w parze z tym, co wyprawia Polak. Kibice marzą przede wszystkim o tym, by w końcu zatrudnić kogoś, kto pójdzie w ślady Juppa Heynckessa. Nie wyszło z Ancelottim, pożegnano Kovaca, a odbudowanej potęgi jak nie było, jak nie ma. Raczej małe szanse, by na nowo stworzył ją „Hansi” Flick. Cel na nowy rok? W końcu wybrać latem odpowiedniego menedżera oraz otworzyć sakiewkę i mądrze wydać wielkie pieniądze. Kto wie, być może wtedy „Lewy” doczeka się upragnionej Ligi Mistrzów…