Kibice Barcelony świętują. Ernesto Valverde ma pożegnać się ze stanowiskiem. Dość absurdalnie wygląda moment zwolnienia. Środek sezonu, tuż po porażce w mało istotnym pucharze. Zarząd klubu podczas przygody hiszpańskiego szkoleniowca z drużyną miał kilka lepszych okazji, by rozstać się z trenerem. Jak mawia jednak przysłowie, lepiej późno, niż wcale. Nadal jednak pozostaje główne pytanie. Czy warto było z tym wszystkim zwlekać?
Na papierze pobyt Ernesto Valverde w ekipie „Dumy Katalonii” nie wygląda źle. Wręcz przeciwnie, na krajowym podwórku 55-latek był pewnego rodzaju panem i władcą. Dwa tytuły mistrzowskie, triumf w Pucharze Hiszpanii oraz porażka w finale tego turnieju w kolejnym sezonie. Co prawda Barcelona miała nieco ułatwione zadanie, gdyż przed sezonem 2018/2019 w Realu Madryt nastąpiła wielka rewolucja, a z zespołem „Królewskich” pożegnali się Zidane i Ronaldo. Niemniej jednak, oddajmy „cesarzowi co cesarskie”. Pod względem wyników, powtarzamy wyników w LaLiga, kibice Barcelony nie mieli na co narzekać.
Inaczej było oczywiście ze stylem gry. Już pierwszy sezon pod wodzą Valverde sugerował, że hiszpański szkoleniowiec nie zaskarbi sobie sympatii. Surowa, wręcz bezpłciowa postawa piłkarzy na boisku czasem wręcz zniechęcała sympatyków do obserwowania ich ulubionej drużyny. Promykiem nadziei klasycznie był Messi, który co jakiś czas błysnął swoim geniuszem, zachwycając całe, piłkarskie środowisko.
Liga to nie wszystko
Być może środowisko klubu wraz z kibicami odpuściliby Valverde krytykę w kontekście stylu, gdyby szkoleniowiec dostarczył to, co od sezonu 2015/2016 jest niezwykle wyczekiwane na Camp Nou. Mowa oczywiście o triumfie w Lidze Mistrzów. Prawdziwą weryfikacją Ernesto od początku jego przygody z zespołem miały być właśnie wyniki na arenie międzynarodowej. Tutaj, Valverde poległ na całej linii, dlatego tym bardziej zaskakuje fakt, iż zarząd tak długo zwlekał ze zwolnieniem trenera.
Na początek pamiętna porażka w dwumeczu z Romą podczas rozgrywek 2017/2018. Tuż po ogłoszeniu tej pary ćwierćfinałowej, zarówno kibice, jak i eksperci przypisywali Barcelonę do grona półfinalistów. Nie było to nic kontrowersyjnego. Wiele osób wskazywało właśnie na „Dumę Katalonii” w kontekście faworyta do triumfu w całym turnieju. Nic dziwnego, że jedna z najsłabszych ekip ćwierćfinału (zaraz po Sevilli) była skazywana na pożarcie.
Wydawało się, że wszelkie wątpliwości rozwiał pierwszy mecz. Barcelona pewnie wygrała na własnym obiekcie 4-1. Plan hiszpańskiej drużyny na rewanż był bardzo prosty – dopełnić formalności. Zapewne nikt nie oczekiwał wielkiego triumfu podopiecznych Valverde w Rzymie. Niektórzy kibice nawet niespecjalne przejęliby się porażką jedną bramką. Tymczasem „Duma Katalonii” zanotowała prawdziwą kompromitację, przegrywając spotkanie 0-3.
To już był jasny sygnał dla zarządu klubu. Odpadnięcie w takim stylu można było jednak tłumaczyć wypadkiem przy pracy. Zdarza się to przecież każdemu, a zwalnianie Valverde po takiej jednej wpadce nie było specjalne rozsądne.
Powtórka z rozrywki
Kolejny koszmar sympatycy Barcelony przeżyli już w następnej edycji, odpadając w równie kompromitujący sposób z Liverpoolem. Najpierw pewna wygrana 3-0 w Hiszpanii, a następnie 0-4 na Anfield i koniec marzeń o upragnionym pucharze Ligi Mistrzów. O ile w przypadku porażki z Romą można to było tłumaczyć wypadkiem przy pracy, to już w rywalizacji z „The Reds” kibice powoli traktowali blamaż w takim stylu jako normę. Drugi rok z rzędu „Duma Katalonii” kompromituje się w Lidze Mistrzów. Czy to nie jest wystarczający argument, by zwolnić trenera?
Dla zarządu Barcelony najwidoczniej nie był, dlatego Ernesto Valverde rozpoczął swój trzeci sezon w klubie. Dlaczego? Po co? Są to z pewnością pytania, na które klub rozsądnie nie może odpowiedzieć. Wypowiedzi w stylu budowy pewnego projektu można wyrzucić do kosza, gdyż patrząc na styl zespołu w ostatnich sezonach, nie mają one żadnego pokrycia z rzeczywistością.
Zarząd popełnił ogromny błąd, a konsekwencją zwlekania jest jeszcze gorsza sytuacja zespołu. Od początku kampanii 2019/2020, podopieczni Valverde rozegrali raptem kilka spotkań w dobrym stylu. Paradoksalnie, potyczka z Atletico była jednym z lepszych występów „Dumy Katalonii” w tym sezonie.
Wszyscy są jednak zgodni. Zwolnienie Valverde to jedyna, słuszna opcja. Pozostaje niesmak, że decyzja nie zapadła jeszcze przed startem rozgrywek. Jak jednak powtarzaliśmy – lepiej późno, niż wcale.