Europa Conference League – kojarzycie? Być może jeszcze nie, ale będą to trzecie europejskie rozgrywki, które UEFA wprowadzi już od sezonu 2021/2022. Co tu dużo mówić – pewnie staną się one szansą dla polskich klubów na jakiekolwiek pokazanie się w Europie, ale jednocześnie na pewno nie będą czymś, czym kibice będą się „grzać”. Po prostu nie ten poziom. 90% piłkarskich fanów myśląc o piłce w środku tygodnia, wyobraża sobie Ligę Mistrzów. Tak już po prostu jest. Liga Europy – choć także się o nią dba – traktowana jest jako ta „brzydsza, gorsza siostra”. Czasem warto rzucić okiem, poświęcić chwilę, ale ogólnie nic specjalnego. Na szczęście, pozory mylą…
Utarło się stwierdzenie, że „LE” zaczyna się dopiero od fazy pucharowej, a najlepiej od okolic ćwierćfinałów. Wcześniej mecze dalej są mieszanką ekip średnich bądź mocno średnich, co oczywiście odbiega od otoczki i aury wspomnianej Ligi Mistrzów. Królowa europejskich rozgrywek wróciła do nas w niezłym stylu, już w pierwszym tygodniu dostarczając nam kilku ciekawych spotkań. Emocje z nią związane zaczęły powoli z nas schodzić, a czwartkowe mecze Ligi Europy, cóż… raczej nie podtrzymują pozytywnego napięcia. Pośród starć takich „tuzów” jak Malmoe, Braga, APOEL, Łudogorec czy Cluj, znalazł się jednak wyjątek. Mecz, którego nie można (a na pewno nie powinno się) przegapić – Getafe vs. Ajax Amsterdam.
Dawno nie było tak „dziwnej” rywalizacji zespołów. Z jednej strony mamy tu prawdziwy piłkarski yin i yang, zespoły znajdujące się pod względem filozofii na przeciwnych biegunach. Z drugiej jednak – patrząc na miejsce, w jakim się znajdują i to, gdzie chciałyby się znaleźć – Getafe i Ajax to kluby niezwykle do siebie podobne. Jedni i drudzy marzą o tym, by znaczyć coś w Europie pośród topowych klubów, jednak na ich drodze pojawia się dużo więcej kłód, niż w przypadku innych ekip, teoretycznie mogących o tym marzyć.
Ajax jest już drużyną uznaną, utytułowaną, swego czasu nawet najlepszą na świecie. Z tamtejszej szkółki wyszło wielu kapitalnych graczy, pod względem finansowym także nie ma na co narzekać? Problem? Gra w Eredivisie, która nie jest i nie będzie drugą Premier League. Getafe pod tym względem jest w bardziej komfortowej sytuacji, bo gra w LaLiga – jednej z najlepszych lig świata. To bardzo dużo, ale podmadrycka ekipa jest klubem małym, żeby nie powiedzieć maciupeńkim. Getafe zostało założone w 1983 roku. Kiedy Ajax wygrywał swój trzeci Puchar Europy, nikt nawet nie planował zakładania tego klubu. W swojej krótkiej historii „Azulones” wygrali okrągłe 0 (słownie: zero) trofeów. Ba – Getafe po raz pierwszy zobaczyliśmy w hiszpańskiej ekstraklasie dopiero w 2004 roku. Dzisiejszych rywali dzieli niemal wszystko, ale koniec końców ich sytuacje są obecnie podobne.
Atletico vol. 2?
Getafe wydaje się czymś nierealnym. Tak było już rok temu, ale w tym sezonie podopieczni Bordalasa przechodzą samych siebie. Pamiętacie, jak powstawało Atletico, które znamy obecnie? Diego Simeone przychodził do klubu mającego wyniki poniżej oczekiwań, zawodzącego, który zatracił swą tożsamość. Mimo wszystko to wciąż był zespół, który doceniano, który dał światu Fernando Torresa, wypromował Kuna Aguero, rozwinął Diego Forlana. Atletico nie było kopciuszkiem. Bordalas przejął Getafe, kiedy te znajdowało się w strefie spadkowej… Segunda Division. Zatrudniono go myśląc jedynie o braku relegacji do trzeciej ligi. Jak na nieco ponad trzy lata, które minęły od tamtej chwili, nie da się ukryć, że „troszkę” się pozmieniało.
Getafe „zamuruje” bramkę i wygra 1:0? Załóż konto z kodem GRAMGRUBO50 i zagraj ten typ po kursie 8,40. Do kwoty 50 zł nic nie ryzykujesz!
Nawiązanie do Atletico nie jest przypadkowe nie tylko dlatego, że obecnie to właśnie Getafe jest w Madrycie drużyną numer dwa, mając po 24 kolejkach dwa oczka przewagi nad „Los Colchoneros”. Getafe do osiągania korzystnych wyników do bólu i granic możliwości wykorzystuje te narzędzia, które ma. Oczywiście nie są one najwyższej klasy, w efekcie każdy niewtajemniczony widz, oglądając zespół Bordalasa stwierdziłby, że ten kolokwialnie „męczy bułę”, nie pokazuje niczego ciekawego, czy wręcz gra antyfutbol. Tak, to wszystko prawda, ale biorąc pod uwagę to, o jakim klubie mówimy, nikt nie ma prawa ani narzekać, ani krytykować. To po prostu nawet nie wypada.
Wbrew logice
Patrząc na gołe liczby, ekipa z Coliseum Alfonso Pérez powinna być… kandydatem do rychłego spadku. Pośród wszystkich klubów z lig tak zwanej europejskiej „top5”, to właśnie Getafe ma najgorszą skuteczność podań. Mało? W takim razie rzućcie okiem na statystyki aktualne przed dwoma tygodniami. Najwięcej spalonych w lidze? Getafe. Najwięcej fauli i żółtych kartek? Także Getafe. Najczęściej „ostrzeliwana” przez rywali drużyna? Tak – dobrze myślicie – Getafe. Do tego dochodzi drugie miejsce w liczbie długich podań na mecz. „Niebiescy” to także same ogony ligi w średniej strzałów na mecz (17. miejsce), posiadaniu piłki (18.) czy liczbie krótkich podań na mecz (20.). Czy ktoś logicznie myślący po przeczytaniu tych rzeczy uwierzyłby, że mówimy o trzeciej drużynie LaLiga i uczestniku fazy pucharowej Ligi Europy?
Już rok temu wydawało się, że piąte miejsce w LaLiga i powrót do europejskich pucharów po dekadzie to jednorazowy wyskok, po którym klub wróci na „swoje” miejsce. Stało się inaczej. Getafe nie tylko utrzymało swoją dyspozycję, ale jest jeszcze bardziej efektywne. Zestawiając to ze wspomnianymi faktami, można by nawet powiedzieć, że bezczelne. – Budując drużynę, wybierałem graczy, którzy są gotowi do poświęcenia. Nigdy nie grali w tej lidze, byli odrzuceni, nie mieli nic do stracenia. Potrzebowali okazji, aby się pokazać – mówił Bordalas w rozmowie z „El Pais”.
– Maksimović prawie nie liczył się w Valencii, ponoć nie był gwarancją poziomu na LaLiga. Arambarri przez dwa sezony nie był ważną postacią we Francji. Cabrera i Angel nigdy nie grali w Primera División… Jesteśmy małym klubem. Nie możemy kupować. Są zawodnicy, których chcieliśmy sprowadzić, byli na kontrakcie w Leganes, ale nawet nie mogliśmy za nich zapłacić. W Leganes! Inny przykład to Foulquier ściągnięty zimą przez Granadę. Był z nami w zeszłym sezonie, byliśmy zadowoleni, ale nie mogliśmy go zatrzymać przez wysoką pensję. Ludzie przyzwyczaili się do oglądania Getafe w górnej połowie tabeli, ale to nie jest prawdziwy świat. To kłamstwo, w rzeczywistości powinniśmy bronić się przed spadkiem – zaznacza sam Bordalas.
Jeśli podmadryckiemu klubowi uda się zatrzymać Bordalasa – co wydaje się być priorytetem – ta drużyna naprawdę może stać się drugim Atletico. Zespołem pełnym „walczaków”, wojowników gotowych do poświęceń, z zapałem wykonującym ścisłe polecenia taktyczne trenera. Dobre wyniki, także te w Europie, w końcu przełożą się na dopływ gotówki. Ta, wydana z głową na pasujących graczy, także może uczynić drużynę jeszcze lepszą. Getafe wciąż znaczy mało, ale to może się zmienić. W ostatnim, wyrównanym meczu z Barceloną, zabrakło nieco szczęścia. – Przegraliśmy ten mecz w ciągu ośmiu minut z powodu najlepszego piłkarza na świecie, Leo Messiego – komentował trener gości po porażce 1:2. Dziś na jego drodze staje Ajax, kolejny zespół kochający ofensywną piłkę, zachwycający, niedoszły finalista Ligi Mistrzów sprzed roku. Czy może być większa zachęta, by obejrzeć to starcie?