Gdy przeciętny kibic słyszy nazwę klubu „LASK Linz” może nawet nie wiedzieć z jakiego kraju pochodzi zespół, który w obecnym sezonie robi niespodziankę za niespodzianką. Warto jednak dowiedzieć się, że Austriacy od jakiegoś czasu zyskali ekipę, która coraz śmielej zagraża Red Bullowi Salzburg i w tym sezonie ma chrapkę zdetronizować czerwonego byka z piedestału. Wcześniej jednak LASK zanotował kapitalną jesień w europejskich pucharach, a dzisiaj w Górnej Austrii chcieliby rozpocząć kolejną przygodę, tym razem wiosenną!
Wygrali swoją grupę Ligi Europy, w której zdystansowali Sporting i PSV, obijając te ekipy na własnym boisku – 3:0 i 4:1! A przecież wcale nie tak dużo zabrakło, by awansowali wcześniej do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Najpierw niespodziewanie odprawili z kwitkiem FC Basel wygrywając w dwumeczu 5:2. Później lepszy okazał się Club Brugge. Nagrodą pocieszenia była Liga Europy, a resztę scenariusza już znacie. Warto jednak wrócić do fazy play-off przed LM.
Jedno ze spotkań decydujących o wejściu do Champions League prowadził Szymon Marciniak, na którym zresztą Austriacy nie zostawili suchej nitki za – ich zdaniem – skandaliczną decyzje o przyznaniu rzutu karnego gościom z Brugii. Wg nich ani nie było faulu – a jeśli był – nastąpił po tym, jak Lois Openda uprzednio był na spalonym. Mimo sprawdzenia sytuacji w systemie VAR, polski sędzia zdecydował się przyznać rzut karny, po którym Hans Vanaken strzelił jedynego gola pierwszego spotkania.
Co ich wyróżnia?
Wbrew obiegowej opinii na temat ligi austriackiej, gdzie pada dużo goli, to właśnie obrona jest znakiem rozpoznawczym drużyny LASK. W ubiegłym sezonie stracili zaledwie 31 goli w 32. meczach. W rozgrywkach 2017/18 było ich 41 w 36. spotkaniach. Dwukrotnie byli gorsi tylko od Red Bulla Salzburg, czyli klubu, który od kilkunastu lat kompletnie zdominował krajowe rozgrywki wygrywając 10 z 13. ostatnich sezonów!
Dzisiaj już mają najlepszą defensywę – 18 straconych goli – prowadzenie w lidze oraz kosmiczny bilans na wyjeździe… 10-0-0! Wydawało się, że piękna seria zostanie przerwana w ostatni weekend, ale nic z tych rzeczy, gdyż ograli Red Bulla w jego domu 3:2.
Skąd oni się wzięli?
Jeszcze w sezonie 2016/17 grali w 2. Bundeslidze i zapewne nikt nie marzył o kilkuletnim planie podboju austriackiej ligi. Promocja do najwyższej klasy rozgrywkowej był tylko przystankiem, przed szybkim awansem w hierarchii krajowej piłki. Najpierw czwarte miejsce w roli beniaminka, a w ubiegłym sezonie wicemistrzostwo dzięki, któremu mogli stworzyć tak piękną przygodę w Europie.
Największy dotychczasowy sukces międzynarodowy? 1/2 finału Pucharu Intertoto w 2000 roku. Poza tym większość ich przygód w pucharach kończyła się albo na pierwszym, albo najdalej na drugim przeciwniku. Zwiastunem dobrych występów w teraz, był ubiegły sezon w pucharach. Najpierw bez kłopotów rozbili norweski Lilestrom, a w następnej rundzie odpadli z Besiktasem, tylko za sprawą zasady goli na wyjeździe.
Podwójna korona – mistrzostwo i puchar – z 1965 to wszystkie znaczące sukcesy klubu w kraju. Zaraz po nich zagrali w pucharach, tyle że w pierwszej rundzie Pucharu Europy dwukrotnie ulegli… Górnikowi Zabrze. Zresztą nie był to jedyny dwumecz z polskim zespołem, bo w sezonie 1986/7 zagrali z Widzewem w Pucharz UEFA, gdzie minimalnie okazali się gorsi.
Co ciekawe to nie jedyne polskie wątki w historii LASK. Trenerami tego klubu byli Polacy: Aleksander Mandziara, nieżyjący już ojciec obecnego prezesa Lechii oraz Adam Kensy, który kilka lat wcześniej reprezentował barwy LASK w roli piłkarza.
Nowobogaccy? Otóż nie!
Wszyscy się spodziewają kolejnego potentata finansowego, ale nic bardziej mylnego. To nie łożący duże pieniądze na klub i szkolenie Red Bull, to nie jest nawet Swarovski Tirol, czyli klub wspierany przez jedną z najbardziej znanych firm na świecie w dziedzinie biżuterii.
Według najbardziej znanego portalu zajmującego się transferami – Transfermarkt – w obecnym sezonie na transfery wydali niecałe 2 miliony euro! Nieco więcej wpłynęło do klubowej kasy, bo około 5 milionów, z czego aż 3,5 było zasługą Joao Victora. Brazylijczyk w ubiegłym sezonie strzelił 20 goli i zaliczył 12 asyst we wszystkich rozgrywkach. Szybko został łakomym kąskiem, ale klub zarobił na nim mniej niż Jagiellonia na Klimali czy Pogoń na Buksie.
??????
Jak ominąć przepisy i umieścić dodatkową reklamę na koszulce?
Sponsor LASK Linz firma BWT – systemy uzdatniania wody – stworzył własną linię sprzętu sportowego i szyje stroje dla Austriaków.
Tak omijają regulacje UEFA ??
W lidze – jak to w Austrii- obrandowani na max pic.twitter.com/Do2GP5xnHS
— Michał Mączka "Futboholik" (@futboholik1947) August 26, 2019
Zresztą sprzedaż Brazylijczyka do Wolfsburga stała się rekordem transferowym klubu. Jednocześnie został piątym zawodnikiem sprzedanym przez Linz za więcej niż milion euro! Jeśli dodamy do tego fakt, że również przed tym sezonem pobili rekord transferowy w rubryce przychodzących zawodników, mamy obraz skromnego klubu budowanego krok po kroku. Pewnie zastanawiacie się o jakich kwotach mowa. Jeśli liczycie na miliony euro, możecie się zawieść. Na dwa pierwsze miejsce wskoczyli Rene Renner i Marvin Potzmann za 500 tysięcy euro, a dwa kolejne miejsce zajęli inni piłkarze przychodzący przed sezonem 2019/20, czyli Petar Filipović i Husein Balić, odpowiednio za 450 i 300 tysięcy euro! Ten ostatni wyrównał dotychczasowy rekord, który należał do Filipa Dmitrovicia
Znany trener i ekipa no-name’ów
Jeśli zerkniecie w skład, raczej nikogo nie rozpoznacie. LASK Linz nie jest drużyną emerytów austriackich, którzy wrócili do ojczyzny po bogatej karierze. Nic z tych rzeczy! Najbardziej znanym nazwiskiem może być Thomas Sabitzer. Szkopuł w tym, że bardziej przez pryzmat kuzyna – Marcela – grającego w Red Bullu z Lipska.
Najlepsi strzelcy LASK w lidze Dominik Frieser i Thomas Goiginger mają po… 5 goli! Nieco lepiej wygląda sytuacja wśród asystentów, gdyż tam Patrick Michorl ma już 9 ostatnich podań. Ale to też nie jest gwiazda austriackiej piłki. Dotychczas największym jego sukcesem było trzecie miejsce podczas Euro U19 w 2014 na Węgrzech i tyle.
Kogo zatem można uznać za „gwiazdę” klubu? Zdecydowanie trenera. Valerien Ismael ma bardzo mocne piłkarskie CV, w końcu zdobywał mistrzostwo Niemiec dla Werderu i Bayernu. Jako piłkarz, gdyż jako trener do tej pory nie wypłynął na szerokie wody. Ani pracując w rezerwach kilku niemieckich klubów, ani w pierwszych zespołach Norymbergi czy Wolfsburga furory nie zrobił i kończył swoją robotę po kilkunastu meczach. Co ciekawe ostatnia posada Francuza przed przyjazdem do Austrii była w greckim zespole Apollon Smyrnis, z którego odszedł po… jednym meczu! Nie chodziło o wynik, a raczej styl „zarządzania” klubem przez prezydenta, o czym publicznie informował Ismael.
My collaboration with Apollo Smyrnis is ending today.The president threatened me and attempted to influence the starting eleven as well as the substitutions to be made during match-day. It’s impossible for me to work under these conditions @pguillou42 @SkySportDE @BILD @RMCsport
— Valérien Ismaël (@valerien_ismael) August 31, 2018
Latem przyszedł do Linzu i kontynuuje dzieło swojego poprzednika. Oliver Glasner wyciągnął klub z drugiej ligi, wprowadził na austriackie salony i dostał nagrodę w postaci pracy w… Wolfsburgu, do którego zresztą zabrał ze sobą wspomnianego Joao Victora. Klub z miasta Volkswagena zapewnił sobie usługi Glasnera już pod koniec kwietnia, ogłaszając nowego szkoleniowca! Tymczasem Ismael już napisał piękną kartę w historii LASK Linz, a wszystko, co zdobędzie wiosną będzie tylko na plus dla niego. Red Bull musi, on może!
Oba zespoły strzelą, a w meczu padnie powyżej 2,5 bramki? Zarejestruj się z kodem GRAMGRUBO50 i zagraj ten typ po kursie 1,96. Do kwoty 50 zł nic nie ryzykujesz!