Blamaż portugalskiej piłki. Pierwszy taki przypadek od ponad 20 lat!

Klasyfikując ligę portugalską w zestawieniu najlepszych rozgrywek w Europie, zapewne wielu kibiców bez głębszego zastanowienia ustawi Liga NOS zaraz po TOP5, czyli Premier League, LaLiga, Bundeslidze, Serie A oraz Ligue 1. Tak też wygląda współczynnik UEFA, który przypisuje Portugalię na szóstym miejscu. Dzięki zestawieniu, aż pięć zespołów rywalizowało w europejskich rozgrywkach podczas obecnego sezonu. Już na początku marca, Liga NOS nie ma ani jednego przedstawiciela w Europie. Wszyscy zadają sobie pytanie – dlaczego?

W sezonie 2018/2019, w Liga NOS triumfowała Benfica, która pokonała odwiecznego rywala, czyli FC Porto, zdobywając o dwa punkty więcej na koniec kampanii. W kontekście udziału w Lidze Mistrzów, różnica między pierwszym, a drugim miejscem była o tyle istotna, gdyż tylko mistrz kraju miał zagwarantowaną grę w fazie grupowej LM. Gracze z Porto musieli zatem wywalczyć sobie uczestnictwo poprzez kwalifikację.

Już pod koniec sierpnia, pierwszą i do tego dość dotkliwą porażkę, zanotował portugalski futbol. Ćwierćfinalista Ligi Mistrzów z ubiegłego sezonu nie zdołał pokonać w dwumeczu rosyjski Krasnodar, mimo iż zawodnicy FC Porto po pierwszym spotkaniu mieli bardzo korzystny wynik. Na obiekcie rywala Portugalczycy wygrali 1-0. Genialna pierwsza połowa w wykonaniu Krasnodaru podczas rewanżu (Rosjanie strzelili 3 gole w 34 minuty, a mecz zakończył się ostatecznie rezultatem 4-3 dla Krasnodaru) pozwoliła cieszyć się gościom z awansu, kompromitując tym samym wyżej notowanych przeciwników.

Źródło: transfermarkt.pl

Słowo sensacja idealnie opisywało wydarzenia, które miały miejsce 13 sierpnia na stadionie Estadio do Dragao. FC Porto od momentu triumfu w Lidze Mistrzów, czyli sezonu 2003/2004, opuściło tylko jedną kampanię w LM, nie rywalizując w tych rozgrywkach w trakcie sezonu 2010/2011. W tym czasie Porto i tak udało się ostatecznie wygrać Ligę Europy, pokonując w finale inną portugalską ekipę, Bragę.  Wielokrotny mistrz kraju z pewnością posmakował gorycz porażki.

Jeden reprezentant

Przy takiej sytuacji, Ligę NOS w najbardziej prestiżowych rozgrywkach reprezentowała zatem tylko Benfica, która trafiła do trudnej, ale jednocześnie bardzo wyrównanej grupy. O awans do fazy pucharowej LM klub z Lizbony rywalizował z Zenitem, Lipskiem oraz Lyonem.

Batalia o 1/8 finału Ligi Mistrzów była niezwykle emocjonująca. Losy awansu ważyły się do ostatniej kolejki. Udział w fazie pucharowej przed finalnym rozdaniem zagwarantowany miał Lipsk, natomiast pozostałe trzy zespoły, czyli Benfica, Zenit oraz Lyon mogły wywalczyć awans przy spełnieniu różnych scenariuszy.

Swoje zadanie w ostatniej kolejce zrealizowała Benfica, która pewnie pokonała Zenit. Samo zwycięstwo nie gwarantowało jednak udziału zespołowi z Lizbony. Mistrz Portugalii musiał liczyć na to, że Lyon przegra mecz z Lispkiem. Tak się jednak nie stało, więc francuska drużyna cieszyła się z awansu, kosztem przeciwników.

Benfica z racji trzeciej lokaty wskoczyła do fazy pucharowej, ale Ligi Europy.

Spore grono

Dobra postawa portugalskich ekip w eliminacjach oraz fazie grupowej LE spowodowała, iż w 1/16 finału tych rozgrywek Liga NOS miała aż czterech reprezentantów – Porto, Benficę, Sporting oraz Bragę.

W trakcie losowania przeciwników w pierwszym etapie fazy pucharowej, najwięcej szczęścia miał Sporting, który na papierze otrzymał znacznie łatwiejszego przeciwnika, niż pozostałe portugalskiej ekipy. Drużyna rywalizowała bowiem z Basaksehirem, natomiast Porto podejmowało Bayer, Benfica Szachtar, a Braga zespół Rangersów. Nikt jednak nie był specjalnie skreślany na początku dwumeczu.

Mający teoretycznie najłatwiejszą drogę w 1/16 finału, czyli Sporting poradził sobie w pierwszym meczu z Basaksehirem na własnym stadionie, wygrywając potyczkę 3-1. Uważano, że drużyna dopełni formalności w rewanżu, meldując się w kolejnej fazie turnieju.

Basaksehir zdołał jednak odrobić straty, strzelając bramkę na 3-1 w 92. minucie potyczki. Przy takim rezultacie byliśmy oczywiście świadkami dogrywki, w której lepsi okazali się gospodarze rewanżu, czyli zespół turecki. Edin Visca po wykorzystaniu jedenastki wprowadził drużynę do 1/8 finału, sprawiając tym samym kolejną niespodziankę, w której udział wziął portugalski klub.

Usprawiedliwiona porażka?

Brak awansu do dalszej fazy ze strony Sportingu może być w pewien sposób usprawiedliwiony. Drużyna straciła bowiem najważniejszego zawodnika w trakcie sezonu. Z ekipą pożegnał się Bruno Fernandes, lider Sportingu i jednocześnie najlepszy strzelec zespołu w trakcie obecnego sezonu. Pomocnik zdobył 8 bramek oraz zaliczył 7 asyst w 17 ligowych występach. Ubiegłe rozgrywki w wykonaniu 25-latka były niesamowite. Fernandes zdołał strzelić 20 goli i zanotować 13 ostatnich podań w 33 meczach.

Patrząc na całą karierę Bruno w klubie, śmiało można powiedzieć, że na przestrzeni ostatnich lat, zespół nie miał lepszego zawodnika. Swoją świetną grę 25-latek kontynuuje w Manchesterze United. To właśnie Portugalczyk został wybrany najlepszym zawodnikiem „Czerwonych Diabłów” w ubiegłym miesiącu. Tym samym, pomocnik jak na razie zamyka rozważania, czy przeskok z Liga NOS do Premier League będzie dla niego sporym wyzwaniem.

Rozczarowanie

Rywalizacja Benfiki z Szachtarem oraz potyczka Porto z Bayerem określane były jako jedne z ciekawszych par 1/16 finału LE. Zapowiedzi potwierdziły zmagania na murawie. Benfica stoczyła z ukraińskim zespołem niesamowity bój. Idealnie obrazuje to liczba bramek, jaką obserwowali kibice w dwóch spotkaniach tych ekip. Łącznie zobaczyliśmy dziewięć goli, a losy awansu ważyły się praktycznie do 71. minuty rewanżu.

W tym momencie potyczki gola na 3-3 strzelił dla Szachtara Alan Patrick. Jako że klub z Doniecka grał na wyjeździe, a w pierwszym meczu padł wynik 2-1 dla gospodarzy, Benfica potrzebowała aż dwóch bramek, by zagwarantować sobie udział w 1/8 finału. Portugalczycy nie zdołali zdobyć ani jednej bramki. Kibice Benfiki mogli zatem czuć spore rozczarowanie. W szczególności, że zespół z Lizbony do 49. minuty prowadził 3-1.

Takie same straty w rewanżu musieli odrabiać gracze Porto, którzy przegrali w Leverkusen 1-2. Potyczka na Estadio do Dragao kompletnie nie przebiegła po myśli gospodarzy. W 58. minucie Bayer wygrywał na wyjeździe 3-0, a honorowego gola strzelił Marega. Dwie największe ekipy pożegnały się zatem z europejskimi pucharami już na etapie 1/16 finału LE.

Ogromne rozczarowanie mogą czuć sympatycy Porto, którzy są przecież przyzwyczajeni do regularnej gry drużyny w Lidze Mistrzów. Tymczasem zespół nie poradził sobie nawet w słabszych rozgrywkach, odpadając z turnieju jeszcze w lutym.

Benfica także nie spełniła oczekiwań. Mówimy bowiem o klubie, który dwukrotnie na przestrzeni ostatniej dekady meldował się w finale Ligi Europy. W ubiegłym sezonie drużyna dotarła do ćwierćfinału, przegrywając wyrównany bój z Frankfurtem.

Nie ma Sa Pinto, nie ma europejskich pucharów

Na początku lipca, Ricardo Sa Pinto po przygodzie w Legii wrócił do ojczyzny, przejmując Bragę. Zespół w sezonie 2018/2019 zajął czwarte miejsce, dlatego portugalski szkoleniowiec walczył o fazę grupową Ligi Europy w eliminacjach.

O ile w Liga NOS drużyna pod wodzą Sa Pinto prezentowała się przeciętnie, to na europejską scenę, szkoleniowiec potrafił dobrze przygotować swoich piłkarzy. Wystarczy powiedzieć, że w żadnym meczu tego sezonu, rozgrywanym w ramach Ligi Europy, Braga nie doznała porażki, gdy Ricardo zasiadał na ławce trenerskiej.

Dość niespodziewanie, Sa Pinto pożegnał się z zespołem pod koniec grudnia. Jak to bywa z temperamentem 47-latka, powodem takiej decyzji były nie najlepsze relacje na linii zarząd-trener. Pierwszy zespół przejął Ruben Amorim, który wcześniej pracował z kadrą B.

Ekipie z Bragi nie udało się pokonać w dwumeczu Rangersów. Pierwsze spotkanie obu drużyn pozostawiało wśród Portugalczyków sporą nadzieję. Co prawda zawodnicy Gerrarda wygrali u siebie potyczkę, jednakże wynik 3-2 nie gwarantował Szkotom w żaden sposób awansu.

Mimo przewagi w posiadaniu piłki i stworzonych sytuacji, Braga nie zdołała pokonać Rangersów na własnym obiekcie, przegrywając dodatkowo starcie 0-1. Tym samym skompletowaliśmy cztery portugalskie zespoły, które rywalizowały w fazie pucharowej LE. Na grupowych zmaganiach swój udział zakończyli zawodnicy Guimaraes, którzy mieli niezwykle trudnych przeciwników. O awans do 1/16 walczyli bowiem z Arsenalem, Frankfurtem oraz St. Liege.

Minęło ponad dwadzieścia lat

Sytuacja portugalskich ekip jest niepokojąca nie tylko dla kibiców poszczególnych klubów, ale również całego piłkarskiego kraju. Po raz pierwszy od ponad 20 lat Liga NOS nie ma swojego przedstawiciela na europejskiej scenie w tym momencie sezonu.

Nikt nie kryje rozczarowania. Brak chociażby jednego zespołu z ligi na tym etapie rozgrywek LE czy LM jest po prostu powodem do wstydu. Pozostaje pytanie, gdzie tkwi problem zaistniałej sytuacji?

Jak nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze

Sposób funkcjonowania portugalskich drużyn jest bardzo przejrzysty. Zespoły z Liga NOS poszukują największych piłkarskich talentów, które przez kilka sezonów występują w Portugalii, by następnie zostały sprzedane za ogromne kwoty.

Bilans Benfiki z ostatnich dwóch okienek transferowych jest oczywiście dodatki i wynosi 158 milionów euro. Spora w tym zasługa Joao Felixa, na którym klub zarobił 126 milionów. Dodatkowo ekipa z Lizbony otrzymała duży zastrzyk gotówki dzięki definitywnej przeprowadzce Raula Jimeneza.

FC Porto także wyszło na plus. Za sprawą m.in. sprzedaży Edera Militao czy Felipe, bilans wynosi 24 miliony euro. Najdroższym letnim transferem klubu jest 24-letni Shoya Nakajima, który dołączył za 12 milionów euro. Taka kwota nie robi na nikim wrażenia.

Czy zatem jesteśmy świadkami wypadku przy pracy czy rzeczywistej tendencji spadkowej portugalskich klubów? To zależy. Wiele klubów w Europie, zmieniło swoją politykę transferową, wydając znacznie większe kwoty na wzmocnienia. Jeżeli czołowe zespoły z Liga NOS chcą rywalizować z najlepszymi, bazowanie na szkoleniu młodych, obiecujących graczy nie wystarczy. Przyjdzie momenty, gdy takie kluby jak Benfica czy Porto będą musiały więcej zainwestować w poszczególnych zawodników. Obecne rekordy transferowe obu drużyn nie imponują.

Wystarczy powiedzieć, że najdroższym zawodnikiem Benfiki jest Raul Jimenez, który w 2015 roku przyszedł z Atletico za 22 miliony euro, natomiast w szeregach Porto to Oliver Torres, który kosztował klub w 2017 roku 20 milionów. Futbol bywa brutalny, ale przy takich kwotach trudno zwojować europejską scenę.