„Docenisz dopiero, gdy stracisz” – dość często słyszymy to określenie, głównie przy okazji najróżniejszych zawirowań miłosnych. Świetnie pasuje ono jednak także do osób nietuzinkowych, które zwykle za swoją „inność” są krytykowane przy każdej okazji. Które często irytują, z którymi często się nie zgadzamy, ale których kiedy zabraknie, czujemy pustkę. Taką osobą był Paweł Zarzeczny, którego nie ma z nami już od trzech lat.
Człowiek-kontrowersja. Tak w skrócie można było opisać dziennikarza, który z powodu zawału serca zmarł nagle, w wieku 56 lat. Zostawił po sobie pustkę, której nawet nie ma sensu próbować zapełnić, bo i tak z góry wiadomo, że nikomu się to nie uda. Opinie o tym, że gdyby śp. Paweł Zarzeczny żył w amerykańskich realiach, z pewnością miałby swój talk show śledzony przez milionową publiczność, nie były przesadzone. Przypomnijmy sobie, dlaczego był tak wyjątkowy.
Niedziela, godzina 17, słońce, pogoda nie sprzyja grze w piłce – Piotr Ćwielong. A także Paweł Zarzeczny i @K_Stanowski i @matiswiecicki pic.twitter.com/USxuyDt6HJ
— Out of Context Polish Football (@OfPolski) March 25, 2020
Jeśli jest crossover, który bardzo bym chciał zobaczyć w internecie, to duet @tomaszsamolyk i Zarzeczny. Szkoda, że się nie uda. 3 lata bez Pawła…[*] pic.twitter.com/hVf7bSJIpv
— Krzysiek Zimoch (@ciekawski27) March 25, 2020
Paweł Zarzeczny, poza tym, że był synonimem bezkompromisowości, stał się istną skarbnicą najróżniejszych cytatów i powiedzeń. Także takich, które dla zdecydowanej większości absolutnie nie nadawałyby się na antenę, albo przynajmniej wymagałyby przeredagowania. Ale on miał to gdzieś, robił swoje, nie patrząc na to, czy coś wypada, czy nie. Jego słynne: „piłkarz jest od słuchania, tak jak d*pa od s*ania”, czy też „to jeszcze nie czas na lizanie się po fiu*ach”, to jedynie przykłady.
Można sobie jedynie wyobrażać, co mówiłby teraz, w obliczu pandemii, kiedy piłka nożna na dobrą sprawę nie istnieje. Jedno jest pewne – na pewno nie byłoby z nim nudno, a piłka w programach z jego udziałem i tak stałaby się sprawą drugorzędną. Niemal wszędzie, gdzie się pojawił, prędzej czy później robił „One Man Show”. Nie wszystkim się to podobało, zdajemy sobie z tego sprawę. Ale Paweł Zarzeczny sam mówił, że „jeśli będziesz wybitny, to cię znienawidzą. Bo większość z nich to głupcy”. Mówił też, że zawsze był najlepszy. Patrząc na to, jak wspomina się go po trzech latach, chyba można przyznać mu rację…