„Ma bardziej polskie myślenie od nas”. Rok Vukovicia w Legii

Miał być opcją do końca sezonu. Po odpadnięciu z europejskich pucharów wszyscy poszukiwali następcy. Tymczasem minął rok odkąd Aleksanadr Vuković objął stery w Legii Warszawa i… był na najlepszej drodze po mistrzostwo. Podsumowujemy rok samodzielnej pracy Serba w Warszawie.

Oczywiście wcześniej Vuković już prowadził Legię, ale były to pojedyncze mecze, zazwyczaj w momentach, gdy jeden trener został zwolniony, a drugi jeszcze nie rozpoczął pracy. W pewnym momencie w Warszawie karuzela została rozpędzona do granic możliwości i dopiero teraz były pomocnik ją zatrzymał.

Swój

Co prawda, nie licząc Jacka Magiery, w ostatnich latach w Legii dominują trenerzy zagraniczni, tak Vuković jest traktowany jak swój. Przyszedł do klubu kilkanaście lat temu, rozegrał mnóstwo spotkań, zna naszą ligę od podszewki, trenersko ukształtował się w Warszawie.

Właśnie znajomość polskiego podwórka, według byłego analityka Legii Przemysława Łagożnego była jednym z atutów w stosunku do poprzedników, co potwierdza Piotr Kamieniecki, dziennikarz TVP Sport, który przez wiele lat pisał dla portalu Legia.net.

Prawda jest taka, że trenerzy z zagranicy, którzy przychodzili mogli znać nazwy Legia, Wisła Kraków. Na ogół nie mieli pojęcia o rzeczywistości w Polsce. Tego wszystkiego musieli uczyć się na nowo lub liczyć na polskich współpracowników. Nie zawsze marzenia o ładnej technicznej grze mogły być realizowane wobec toporności rywali, chcących ustawić autobus w bramce. Teraz jest osoba doskonale zdająca sobie sprawę z tego jakie ograniczenia mają polskie drużyny czy piłkarze. Nie musiał wchodzić do nowego środowiska. Zajął się czymś, na czym zjadł zęby. Polakiem nie jest, ale momentami wydaje się, że ma bardziej polskie myślenie niż wielu z nas – zauważył Kamieniecki.

Zagraj w BETFAN pierwszy kupon BEZ RYZYKA! Jeśli przegrasz, zwrot do 100 PLN trafi na Twoje KONTO GŁÓWNE z możliwością natychmiastowej wypłaty!

Intensywny start

Vuuković rozpoczął kapitalnie, wygrał cztery mecze, w tym trzy kończące fazę zasadniczą. W finałowej już nie było różowo, bo ten pierwszy optymizm nieco podupadł i Legia przegrała aż trzy spotkania w grupie mistrzowskiej. Skończyło się wicemistrzostwem. Dla Legii wiadomo, porażka. Tyle że trudno mieć pretensje do trenera, który w przeciągu półtora miesiąca poprowadził zespół w… 10. meczach! Krótko mówiąc grał częściej niż, co pięć dni. Nie, nie chodzi tutaj o zmęczenie zawodników. W każdym zespole takowe było, a śmiemy twierdzić, że w Legii mają jednak nieco szerszą kadrę niż w wielu miejscach w Polsce.

Skoro grasz 3 kwietnia pierwszy mecz u siebie, dzień po nim możesz zrobić albo dzień wolny, albo trening regeneracyjny. W tej części sezonu już coraz więcej trenerzy stawiają na odbudowę zawodników po meczu, a kolejne spotkanie 7 kwietnia w Zabrzu. Na Śląsk też trzeba dojechać, a że zazwyczaj dzieje się to dzień przed meczem, więc już odliczamy kolejne 24h. W ten sposób chcemy ukazać, ile czasu ma trener na wprowadzenie swoich pomysłów.

Jestem w gronie tych, którzy uważają, że miał dość owocny rok w Legii. Patrząc na fakt, że musiał zbierać drużynę po odejściu Sa Pinto, to w pewnym stopniu się udało. Legia na początku kadencji Vukovicia, nazwijmy to górnolotnie, zaczęła grać fajną piłkę, miała swój cel. Ale później jakąś skazą na wizerunku była utrata mistrzostwa Polski. Zaważył koniec sezonu, a moim zdaniem mecz z Piastem, że to się wszystko załamało – dodał Kamieniecki.

Właśnie o tym, tylko że na początku obecnego sezonu, mówił w live grupy Deductor na Facebooku Przemysław Łagożny , który w warszawskim klubie był do niedawna analitykiem. Obecnie pracujący na Łotwie trener wspominał, ile czasu drużyna miała na przeprowadzenie treningów w trakcie, gdy Legia walczyła o awans do fazy grupowej europejskich pucharów. Zresztą i w tym przypadku nie trzeba być specjalnie bystrym, by to wiedzieć – 13 meczów pomiędzy 11 lipca a 29 sierpnia(50 dni) daje jedno spotkanie częściej niż, co 4 dni! Doliczając do tego przeloty na linii do Gibraltaru, Finlandii, Grecji i Szkocji, mamy naprawdę ekstremalnie mało czasu.

Co ciekawe, ten gorący okres kwiecień-maj oraz lipiec-sierpień to łącznie 23 mecze, a więc prawie połowa spotkań rozegranych przez Legię pod wodzą Vukovicia. W tym czasie bilans Legii to: 11-7-5.

Druga połowa

Żeby porównać miniony czas, do kolejnego okresu, najlepiej zobrazują to mecze po odpadnięciu z pucharów. Piętnaście ligowych i trzy pucharowe spotkania zostały rozegrane w nieco ponad 3,5 miesiąca(111 dni), a to oznacza grę średnio, co sześć dni. Duża różnica? W kontekście liczby treningów, liczby godzin spędzonych na bocznym boisku przy ulicy Łazienkowskiej do tego, co było we wspomnianych dwóch okresach poprzedniego i obecnego, zdecydowanie kosmos.

Przede wszystkim brak awansu do fazy grupowej oznaczał potężny komfort pod kątem przygotowania do meczów ligowych. Odeszło sześć meczów, a co za tym idzie trzy podróże. Do tego wrzesień, październik i listopad to kolejne zgrupowania reprezentacji, a zatem dużo czasu na poprawę mankamentów gry podczas treningów w klubie. Oczywiście kilku zawodników wyjeżdżało na kadry, ale zdecydowana większość została i mogła w spokoju pracować.

Dostał szanse odbudowania zespołu i przygotowania go wg swoich pomysłów. Wszystko zaczęło się zgadzać z tym, co on sam mówił, że potrzebny jest czas. Patrząc na końcówkę rundy jesiennej i początek wiosny, nie było lepiej grającej drużyny w Ekstraklasie. Przede wszystkim tak skutecznej ekipy. Najlepszą recenzją jest przewaga w lidze i pewna pozycja lidera – kontynuuje Kamieniecki.

Co się zmieniło? Wspomniany Łagoźny mówił, że Aco Vuković jest innym trenerem, jeśli chodzi o zwracanie uwagi na pracę analityków. Sa Pinto bardzo mocno koncentrował się na przeciwniku, a Serb zdecydowanie bardziej na swoim zespole. Słabe i mocne strony, ale kluczem jest jego zespół.  – W szczególności skupiam się na celach drużyny i każdego zawodnika indywidualnie, czy wszyscy wywiązują się z realizacji założeń. To dla mnie najważniejsze. Przeciwnik jest w stanie grać tak, jak my mu na to pozwalamy, więc to nasz zespół jest najistotniejszy. Obserwacja poczynań rywala powinna mieć wpływ jedynie na detale, nie główne założenia – mówił nasz bohater w wywiadzie dla Marcina Papierza w najnowszym numerze „Asystenta Trenera”.

Dużo goli

Latem wszyscy narzekali, że Legia nie strzela goli. Trudno nie odnieść wrażenia, że racja – wówczas – była po stronie malkontentów. W końcu w europejskich pucharach rywale byli naprawdę z dolnej półki, a był tydzień, w którym warszawianie trzykrotnie bezbramkowo dzielili się punktami z rywalami! To wszystko jednak się powoli zmieniało. Czas pracował na korzyść Vukovicia, a Serb pracował z drużyną.

Dzięki temu Legia do perfekcji opanowała grę na własnym stadionie, co w latach ubiegłych nie było przecież regułą. Rozpoczęło się 19 października od wygranej z Lechem 2:1, a później poszło już z górki. 7:0 z Wisłą Kraków, 5:1 Górnikiem, 4:0 z Koroną, 3:1 z Wisłą Płock, 3:1 z ŁKS-em, 4:0 z Jagiellonią i skończyło się dopiero pod koniec lutego 2:1 z Cracovią. Jednego nie można było odmówić piłkarzom Legii. O ile na wyjazdach bywało przeróżnie – od 1:3 w Szczecinie, po 3:0 we Wrocławiu – o tyle w domu kibice mogli być pewni goli i zwycięstw swoich ulubieńców.

Tabela Ekstraklasy od momentu zatrudnienia Vukovicia (źródło: 90minut.pl)

Co prawda tabela za cały przepracowany rok nie jest idealna dla Vuko, bo tutaj – podobnie jak na koniec 2018/19 – jest drugi, ale na uwagę zasługuje atak. Średnia, której niewiele brakuje do dwóch bramek na mecz, a przede wszystkim kolejne ekipy strzelające mają o kilkanaście goli mniej!

Dobry rok i nadzieja na przyszłość

Początek, mimo kilku meczów wygranych, nie był najłatwiejszy. Tak naprawdę dopiero druga połowa, dotychczasowych meczów pod wodzą Vukovicia, była udana i prawdopodobnie od września rozpoczęła się ewolucja Legii do obecnego kształtu. Kto śledzi naszą stronę, ten wie, że szkoleniowiec Legii nie miał łatwo… To jednak pokazuje, jakie zmiany zaszły od tamtej pory.

Zagraj w BETFAN pierwszy kupon BEZ RYZYKA! Jeśli przegrasz, zwrot do 100 PLN trafi na Twoje KONTO GŁÓWNE z możliwością natychmiastowej wypłaty!

W grudniu pisałem na łamach Futbolnews.pl, że Vuko też zyskuje, w roli trenera, pod innym względem:

Vuković w przeciwieństwie do poprzednika, chętnie zagląda do klubowej akademii. Radosława Majeckiego dostał jakby w spadku, więc jego obecność nie może dziwić, ale już Michał Karbownik to jego “wynalazek”, podobnie jak Karbownik w roli lewego obrońcy. To była inwencja Vuko i trzeba przyznać, że opłaciła mu się w 100%, a Karbownik wiele na tym zyskał. Zapewne chciałby grać na swojej nominalnej pozycji, czyli w środku pola. Z drugiej strony nauka nowej pozycji w młodym wieku mu nie zaszkodzi.

Maciej Rosołek dostał szansę debiutu przeciwko Lechowi i od razu strzelił gola. Tyle że nikt na siłę nie foruje jego kolejnych występów, a trener spokojnie wprowadza młodego chłopaka do drużyny. Mateuszowi Praszelikowi za pół roku kończy się kontrakt i jest obawa o jego odejście bez zarobku dla klubu, tyle że… w kolejce są następni ciekawi zawodnicy w klubowej hierarchii. Zwłaszcza, jeśli mowa o roczniku 2003. Ariel Mosór i Szymon Włodarczyk to synowie byłych piłkarzy Legii, dwóch Piotrów. Kto śledzi media społecznościowe związane z akademią, ten wie, że również Radosław Cielemęcki jest ciekawym i bardzo efektownym zawodnikiem.

Wydawało się, że droga do mistrzostwa i ukoronowania pierwszego pełnego sezonu była otwarta. Obecna sytuacja wszystko zatrzymała, nad czym może ubolewać trener i klub. Wydaje się jednak, że optymizm powinien być po stronie Serba.

Wszystkie trudniejsze momenty przetrwał i teraz jest coraz mniej osób, które uważają, że nie powinno go być w Legii. Wydaje mi się, że trudno w tym momencie o lepszego kandydata. Sumarycznie jego praca pokazała, że nie ma sensu szukać innego trenera, bo Legia ma szkoleniowca skrojonego na swoją miarę. Wprowadza młodzież, osiąga dobre wyniki i pozwala solidnie myśleć o przyszłości – zakończył dziennikarz TVP Sport.