„Ostatni Taniec” – Długo wyczekiwany dokument, który od poniedziałku można obejrzeć na Netfliksie. Co prawda na początek wrzucono jedynie dwa odcinki, co wydaje się całkiem racjonalnym posunięciem. Kolejne będą dodawane (także po dwa) przez najbliższy miesiąc w każdy poniedziałek. Łącznie dziesięć odcinków, a to oznacza, że fanów Chicago Bulls z lat 90. czeka prawdziwa dwugodzinna uczta aż pięć razy. Pierwsza już za mną i na tej podstawie mogę stwierdzić, że całej prawdy o Jordanie nie poznamy, ale za to zobaczymy od środka, co działo się w szatni Byków w legendarnym sezonie 97/98 i nie tylko. Wejdziemy do niej na chwilę, serio!
Czy warto obejrzeć „Ostatni Taniec”?
Zdecydowanie. Zaraz po premierze i długi czas przed nią pojawiło się wiele głosów, że cała prawda o Jordanie w tym dokumencie nie zostanie pokazana. Współproducentem serialu jest bowiem firma Jump 23, której właścicielem jest legenda NBA.
Pytanie jednak o jaką całą prawdę ludziom chodzi? Hazard, powiązania z gangsterami, ciemna strona człowieka, w którym zakochały się miliony osób na całym świecie? To tak, o tym będzie pewnie niewiele, dla niektórych pewnie wcale, ponieważ nawet nie zauważą, że o zamiłowaniu Jordana do hazardu było już w pierwszych dwóch odcinkach. Żadna to zresztą tajemnica, że Jego Powietrza Wysokość uwielbiał się zakładać niemal o wszystko. A że jeszcze bardziej kochał wygrywać, koło zatoczyło się pewnie nie jeden raz.
Być może czasami niedyspozycja króla parkietów wynikała z nocnych wypraw do Las Vegas, a nie przykładowo z przeziębienia, jak oficjalnie podawano m.in. w przypadku meczu z Utah z 1997 roku. Takich rzeczy nie dowiemy się nigdy, bo co z tego że ktoś o tym jeszcze wspomni nie jeden raz, jeśli Jordan zaraz zaprzeczy. Część historii MJ 23 była, jest i będzie owiana tajemnicą, ale chyba możemy mu tyle wybaczyć?
Zrobił film, żeby przykryć blask LeBrona Jamesa?
To tak samo, gdyby Diego Maradona zrobił film o Napoli, żeby przyćmić sławę Messiego. Absurd? No trochę tak, ale ktoś zaraz pewnie powie, że nie można tego porównywać, ponieważ w Ameryce trwa taka debata od 2016 roku, gdy LeBron zdobył z Cleveland pierścień. W piłkarskim światku trwa znacznie dłużej, ale dla mnie to nadal absurd. Jakoś nie potrafię wyobrazić sobie Jordana, który wieczorem przy kominku sącząc singel malta o wartości warszawskiej kawalerki kombinuje, jak stać się sławniejszym od LeBrona Jamesa. I nagle wpada na genialny pomysł, żeby nagrać film dokumentalny o Bykach.
„Ostatni Taniec” wbrew mylnemu wrażeniu nie jest opowieścią tylko o Jordanie, ale o Chicago Bulls. Jasne, że MJ jest najwięcej, ale trudno, żeby było inaczej. Gdyby ktoś nakręcił podobny dokument o wielkiej Barcelonie Pepa Guardioli, jasnym jest, że najwięcej byłoby Leo Messiego. Choć nie zabrakłoby także miejsca dla Iniesty, Xaviego, Puyola czy katalońskiego szkoleniowca. I tutaj jest podobnie, ponieważ już w pierwszych dwóch odcinkach pojawia się szalenie istotna sprawa Scottiego Pippena, którą w latach 90. żył cały świat. W kolejnych ośmiu można się spodziewać, że więcej czasu zostanie poświęcone Philowi Jacksonowi, czy Denisowi Rodmanowi.
A tak poza tym, kto jak kto, ale Michael Jordan nie musi nikogo przyćmiewać. Podobnie zresztą, jak LeBron James…
Paradoksy
Wiecie co jest najzabawniejsze? Za nami dopiero dwa odcinki, a Michael Jordan zdążył już posądzić Jerrego Krause, że dąży za wszelką cenę do celu. Natomiast Scottiego Pippena o to, że nie patrzy na dobro drużyny, a swoje. No cóż, myślę że zarówno Krause, jak Pippen spokojnie mogliby odeprzeć ten atak odpowiadając – przyganiał kocioł garnkowi.
Jeden z najwybitniejszych sportowców w dziejach świata jest osobą, która nienawidzi przegrywać. Mam świadomość, że w ostatnim czasie zrobił się z tego pusty frazes, ponieważ wielu sportowców o tym mówi w wywiadach, ale nie wydaje mi się do końca, żeby każdy z nich wiedział czym jest nienawiść, o której mówi Jordan. I to będzie pokazane w tym serialu wielokrotnie. Dla wielu psychologów sportu ten dokument może być jednym z najbardziej wartościowych materiałów do pracy. I niekoniecznie przykład Jordana będzie pokazywany jako taki, który trzeba odwzorować 1:1.
Wszyscy kochamy wspomnienia
Przeglądając portale społecznościowe trafiłem dziś na mecz, który oglądałem w wieku pięciu lat.
Szalone spotkanie? Mało powiedziane, więc nic dziwnego, że zapadło mi w pamięć. Gdy jednak dłużej zacząłem się nad tym zastanawiać, meczów z polskiej sceny basketu lat 90. pamiętam znacznie więcej. Oglądałem czasami z trybun we Włocławku, innym razem przed telewizorem. Zawsze w towarzystwie ojca i brata. Podobne wspomnienia mam odnośnie do wielkich Byków, w których mając jakąkolwiek zajawkę sportem, nie sposób było się nie zakochać. Co ciekawe dostęp do transmisji NBA w tamtych czasach był chyba nawet lepszy, niż teraz. Godziny rozgrywania spotkań powodowały jednak, że dziecku trudno było oglądać. Nie miało to jednak większego znaczenia, ponieważ każdy kibicował Jordanowi. Każdy chciał nim być. Każdy na podwórku miał jakiś ciuch z herbem Chicago Bulls. Większość pochodziło z lumpeksów, gdyż możecie mi wierzyć albo nie, ale wówczas robiło się specjalne wyprawy do second-handów, by wyrwać ciuch wielkiego Chicago. I często wracało się do domu z tarczą.
Szczerze mówiąc nie wiem czy w każdym kraju tak było, ale w końcówce lat 90. właśnie dzięki Chicago Bulls w Polsce zrobiła się moda na basket. Jasne, nasza koszykówka wówczas stała na wyższym poziomie niż obecnie, ale mimo wszystko to Michael Jordan sprawił, że na osiedlowych podwórkach powstawały boiska do koszykówki. Piłka nożna na pewien okres czasu stała się sportem numer dwa na zabetonowanych osiedlach.Efekt NBA w otwartej telewizji, niezwyciężonych Byków i „Kosmicznego Meczu” zbudował niewyobrażalną popularność tego sportu. I właśnie oglądając po tych latach „Ostatni Taniec” człowiek wraca do tamtych czasów. Czuje dreszczyk emocji i najzwyczajniej w świecie tęskni, bo co tutaj dużo mówić, ale chyba jako dziecko – przynajmniej w moim wypadku tak jest – emocje kibicowskie były największe.
Od strony technicznej „Ostatni Taniec” jest jak Michael Jordan pod koszem
Znakomicie zrobiony dokument. Pomijam już fakt, że zostały wykorzystane w nim archiwalne nagrania, które pierwszy raz ujrzały światło dzienne. Jak już wcześniej wspomniałem w „Ostatnim Tańcu” reżyser Jason Hehir przede wszystkim nie skupia się jedynie na Michaelu Jordanie, ale na całej drużynie Byków. Pokazuje nam nagrania z wielu dekad w taki sposób, że rozumiemy dlaczego akurat ci goście stali się wielkimi mistrzami. Przez wszystko prowadzą nas sami zawodnicy, którzy nie gryzą się w język, gdy mówią o były kolegach z drużyny, prezesie, czy dyrektorze sportowym. Dostajemy całą masę mięsa.
A to nie wszystko, ponieważ nie otrzymujemy jedynie obrazu ze środka, ale także widzimy, jak reagowali wówczas kibice na dane wydarzenia. I to jacy kibice, ponieważ już w pierwszych dwóch odcinkach zdążyli się wypowiedzieć Barack Obama i Bill Clinton. Wymowne, że ten pierwszy jest podpisany jako były mieszkaniec Chicago. Były prezydent USA nie mówi o tym, jak poznał Jordana, czy ile razy zagrał z nim w golfa, ale że bywało, iż bardzo chciał zobaczyć Byków, ale nie było go stać nawet na najtańsze wejściówki.
Wydaje mi się, że żaden fan Chicago Bulls z lat 90. nie będzie czuł niedosytu po tym dokumencie, gdyż poza tym, że jest sporo około sportowej wiedzy, Jason Hehir zadbał także o to, by fani jeszcze raz zobaczyli najbardziej widowiskowe i najważniejsze akcje w wykonaniu swoich ulubieńców. Serial kompletny skierowany nie tylko do fanów Chicago Bulls lat 90, czy koszykówki, ale do wszystkich osób. Nie trzeba interesować się sportem, by z przyjemnością obejrzeć serial o jednej z najlepszych drużyn w historii sportu, na której czele stał jeden z najbardziej popularnych i charyzmatycznych ludzi w dziejach świata.