Kiedy Roman Abramowicz w 2003 roku odkupił od ówczesnego właściciela klubu Kena Batesa ponad 50% udziałów w spółce, został najważniejszą personą klubu ze Stamford Bridge. Od początku przygody z futbolem Rosjanin stronił od mediów, zdawał się być wyobcowany od zgiełku wywiadów i innych uroczystości. Dzięki temu otrzymał łatkę bogatego samotnika, który wyłożył tak wielkie pieniądze na klub, aby po prostu się nim zabawić. Nic z tych rzeczy. Kolejne jego decyzje, w tym także rozbudowa Akademii, potwierdziły, że Abramowicz chce czegoś więcej.
Oczywiście – początek jego rządów przyniósł wielomilionowe transfery, które natychmiast pobudziły cały piłkarski rynek. Jednak oprócz tego, po cichu, oligarcha wykonał inną inwestycję, która była dla niego jedną ze spraw priorytetowych. Zakupienie 140-hektarowego placu w Surrey niedaleko Heathrow kosztowało Abramowicza ponad 20 milionów funtów. Okazało się, że to zalążek do stworzenia nowej siedziby klubu, w którą będzie także wchodziła akademia. Tak oto powstało centrum Chelsea, zwane Cobham. Miał to być obiekt porównywalny do kompleksów Liverpoolu czy Manchesteru United. Abramowicz uznał, że jego drużyna musi osiedlić się w warunkach na najwyższym poziomie, czego wcześniej – na placach Imperial College w Harlington – po prostu brakowało.
Nowa siedziba pozwoliła klubowi zostać jedną wielką rodziną, która pracuje razem w jednym miejscu, co znacznie wypełnia lukę pomiędzy akademią, a pierwszym zespołem. Trzydzieści odkrytych boisk, z których sześć spełnia standardy Premier League, jedno sztuczne boisko – w takich warunkach rozwijają się adepci The Blues. Oprócz tego wykwalifikowany basen do hydroterapii, SPA, siłownia, stołówka z bilardem i wiele, wiele innych udogodnień.
Nowa inwestycja miała oczywiście zapewnić wygodę zawodnikom pierwszej drużyny, ale także stworzyć miejsce dla młodych piłkarzy, aby w przyszłości Chelsea została klubem samowystarczalnym. Do tego w 2004 roku został powołany Neil Bath, do dziś zajmujący się sprawami młodzieży.
– Przejście z Harlington do Cobham było czymś niesamowitym. Pamiętam te stare tereny uniwersyteckie. Drewniane wiaty, obskurne budynki. Jeden z nich był nawet siedzibą klubu towarzyskiego – wspomina Neil.
Bath to osoba, której zaangażowanie nie zna granic. Jeden z dziennikarzy Guardiana, kiedy pojawił się w centrum klubowym, aby stworzyć reportaż o systemie szkolenia w The Blues, został wręcz zaciągnięty przez Batha do gabloty z trofeami, wskazując kilka młodzieżowych Pucharów Anglii: – Nie zaprowadziłbym Cię tutaj sześć lat temu, bo nic tutaj nie było, ale teraz?
Jedną z ważniejszych osób w rozwoju sektorów młodzieżowych był także Frank Arnesen, „skradziony” z Tottenhamu, zatrudniony do roli dyrektora młodzieży i głównego skauta, poszukującego najzdolniejszych piłkarzy – nie tylko w Anglii, ale i w całej Europie. CV Arnesena dawało nadzieje, że Duńczyk zna się na swojej robocie. Jako szef skautów w PSV sprowadził do Eindhoven takich zawodników jak Arjen Robben, Ruud van Niestelrooy czy Jaap Staam.
Do ligi U18 Chelsea dołączyła na poważnie w sezonie 2005/2006. Dwa lata później adeptom The Blues udało się osiągnąć pierwszy od 50 lat finał FA Youth Cup (młodzieżowy Puchar Anglii). To był znak, że wszystko podąża w dobrym kierunku. Wówczas Arnesen do klubu sprowadził z Gillingham 16-letniego Ryana Bertranda, a także Scotta Sinclaira, Michaela Woodsa, Toma Taiwo, Jeffreya Brumę czy Patricka van Aanholta. Dziś o kilku z nich zapomniano, ale w tamtym okresie byli to chłopcy, na których liczono w Londynie najbardziej.
Chelsea oczywiście nie chodziło tylko o „produkowanie” graczy na własnym trawniku, ale także o najwyższy stopień rekrutacji najzdolniejszych dzieciaków z całej Europy. To dawało większe pole do popisu.
Kolejne sukcesy drużyn młodzieżowych napędzały pracę akademii. W 2010 roku Chelsea U18 zdobyła po raz pierwszy od 1961 roku FA Youth Cup, zaś sezon później wygrała rozgrywki U21 (zwane w tym czasie ligą rezerwowych). W klubie nie było już jednak Arnesena, który po wielu kłótniach odszedł do Hamburga. Duńczyka zastąpił Michael Emenalo.
Sukces w młodzieżowym Pucharze Anglii dał powód Ancelottiemu, ówczesnemu menedżerowi Chelsea, aby wprowadzić młodych zawodników do kadry pierwszego zespołu. Początkowo postawił na: Gaela Kakute, Patricka van Aanholta, Jeffrey’a Brume oraz Josha McEachrana. Cała czwórka zadebiutowała nie tylko w Premier League, ale także w Lidze Mistrzów. Największą karierę wróżono McEachranowi, który dołączył do Chelsea jako ośmiolatek. Anglik miał zostać pierwszym wychowankiem, który osiągnie sukces w londyńskim zespole, od czasu kiedy to w 1998 roku zadebiutował John Terry. Sprawy jednak nie poszły w odpowiednim kierunku. Pomocnik w wieku 17 lat otrzymał 5-letni kontrakt, opiewający na kwotę 38 tysięcy funtów tygodniowo. Miało to odstraszyć zakusy Realu Madryt, który bacznie obserwował wyczyny nastolatka. Ostatecznie tak wielkie pieniądze oraz liczne kontuzje spowodowały, że piłkarz – dziś już 23-letni – występuje w Brentford, na poziomie angielskiej Championship.
Ważnym dla Chelsea posunięciem w rozwoju akademii okazała się decyzja o nawiązaniu relacji z lokalnymi szkołami. Wcześniej najbardziej utalentowani chłopcy przybywali do Cobham zaledwie dwa lub trzy razy w tygodniu na treningi. Teraz pozwolono im stworzyć w siedzibie klubu centrum edukacyjne dla dzieci, które pozwalało 14, 15 oraz 16 latkom spędzać każdą wolną chwilę na treningu, dzieląc swój czas między szkołę, a obecność na murawie. Oprócz tego, musieli znaleźć czas na różne analizy, które były skrupulatnie przygotowywane. Przykładowo w każdy poniedziałek przed treningiem, adepci otrzymują specjalny przegląd w formie video, który rozdrabnia ich spotkania w lidze, czy pucharze na czynniki pierwsze. Te materiały filmowe są łatwo dostępne dla graczy w specjalnym pomieszczeniu do analiz.
Treningi w akademii cechują się dużą intensywnością i pomysłowością ze strony trenerów. Gracze pracują w małych grupach. Trener planuje sesje z wyprzedzeniem, a następnie wprowadza wszelkie dane do systemu komputerowego, aby pokazać, jak każdy z graczy pracował na danym treningu. Po popołudniowej sesji zawodnicy omawiają odbyte zajęcia. Również wszystko to, co związane jest z żywieniem zostaje dokładnie odnotowywane. W Chelsea odpowiednia dieta jest manią. Gracze muszą spożywać zdrowe i regularne posiłki – niezależnie od tego czy są w domu, czy w Cobham.
Oczywiście nie wszystko jest tak kolorowe, ponieważ zdarzają się – jak w każdym stadzie – czarne owce. Jacob Mellis został wyrzucony z akademii po tym jak…chciał odpalić granat w siedzibie klubu. Irracjonalne zachowanie nastolatka spowodowało ewakuację całego budynku. W incydent był także zaangażowany Billy Clifford, ale ten ostatecznie uniknął wilczego biletu od władz klubu i otrzymał zaledwie karę finansową. Klub także pewnego razu musiał wszcząć postępowanie z powodu noża znalezionego w szatni zespołu. Do dziś jednak nie wyjaśniono czyją był on własnością.
Akademia – bo taki jest jej cel – musi produkować graczy do pierwszego zespołu. Mija już ponad 12 lat od stworzenia Cobham, a w Chelsea nadal brakuje macierzystych zawodników w podstawowej jedenastce. Kolejni zatrudniani menedżerowie dostawali wielomilionowy budżet, z którego skrzętnie skorzystał. Mourinho, Scolari, czy Andre Villas-Boas – każdy z nich chętniej wskazywał na gotowego zawodnika spoza klubu, a nie na chłopca, który od najmłodszych lat dorasta na trawie przygotowywanej przez pracowników Chelsea. Dla Rosjanina to też jest nie na rękę. „Plan 10-letni”, który rozpoczął się w 2003 roku miał przynieść masę wychowanków do pierwszej drużyny. Tymczasem to, co dziś widzimy, można opisać jednym słowem – pustka. Wszystko miało się zmienić za panowania Jose Mourinho, który otrzymał najzdolniejsze pokolenie w historii klubu (cztery wygrane młodzieżowe Puchary Anglii na przełomie 5 lat, zwycięstwo w lidze U21 w sezonie 2013/2014). Sam Portugalczyk wielokrotnie wspominał, że jeśli za jego kadencji nie wprowadzi do podstawowego składu 3-4 najzdolniejszych dzieciaków, będzie oznaczać to jego wielką porażkę. Ba – Portugalczyk posunął się nawet krok dalej:
– Jeśli klub nie przynosi zawodników z akademii do pierwszego składu, to należy ją zamknąć. Jeśli ci zawodnicy nie są wystarczająco dobrzy, to pompowanie pieniędzy w taki ośrodek nie ma sensu i należy wydawać te fundusze na zakup piłkarzy.
Ta wypowiedź musiała wbić nóż w serce Abramowicza, wielkiego entuzjastę całego projektu. On nadal czeka na efekty inwestycji, która przez ponad 10 lat kosztowała go ponad 100 milionów funtów. Właściciel klubu regularnie uczestnicy w meczach drużyn U18 oraz U21. Jest to czymś w rodzaju jego obsesji, za którą słono płaci. Program Elite Player Performance wydaje zaledwie 4,5 miliona funtów na akademię dla klubów. A pamiętajmy, że oprócz kosztów personelu, podróży, czy placówek oświatowych, Chelsea musi wydawać pieniądze na gaże oraz na transfery między szkółkami. Przykładowo, aby z West Bromu wyrwać 16-letniego Izzy’ego Browna The Blues musieli zapłacić milion funtów.
Wielkim plusem placówki jest wykwalifikowana kadra trenerska – nie tylko ta aktualna. Przypomnijmy, że swoją karierę z sekcją młodzieżową Chelsea zaczynali tacy menedżerowie jak Brendan Rodgers (skradziony Reading), Steve Clark, czy Paul Clement, który przed posadą w Londynie zarabiał na życie jako nauczyciel wychowania fizycznego. Również Steve Holland, asystent Ancelottiego oraz Mourinho zaczynał jako trener zespołu U21.
Tak wielka liczba wychowanków z dużą jakością powoduje, że oczywiście nastolatkowie zdają sobie sprawę, że zaledwie ułamek z nich dostąpi kiedyś zaszczytu gry w pierwszym zespole. Wielu z nich jest wypożyczanych do innych klubów, co ma zastąpić prawdziwą rywalizację w dorosłym futbolu. Chelsea optowała za scenariuszem wprowadzenia drugich zespołów do niższych lig, przykładowo do League One czy Two. Federacja jednak nie zgodziła się na takie rozwiązanie i koordynatorzy ds. młodzieży muszą wysyłać swoich podopiecznych po różnych zakątkach Europy (głównie do Vitesse oraz klubów z Championship).
To jest filozofia Chelsea, która ma swoje wady, ponieważ sporo nastolatków przepada i siedzi na ławce w niezbyt klasowych klubach, ale również posiada to zalety. Daje to bowiem jasny sygnał, że ich dziecko ma spore szanse na zrobienie profesjonalnej kariery, oczywiście często poza Stamford Bridge. Jack Cork ze Swansea, Andy King z Leicester czy Liam Birdcutt z Sunderlandu – cała trójka to wychowankowie Chelsea, którzy obecnie doskonale sobie radzą w Premier League, pomimo, że zaliczyli wręcz epizody w macierzystym zespole. Podobnie sprawy mają się u Jeffreya Brumy, występującego w PSV Eindhoven, który oprócz regularnych spotkań w Lidze Mistrzów, jest także etatowym reprezentantem Holandii.
Sukcesy na arenie krajowej oraz europejskiej (dwukrotne zwycięstwo w młodzieżowej Lidze Mistrzów) pokazują, że potencjał, jakim dysponuje klub jest ogromny. To również szansa dla reprezentacji Anglii. Chelsea od dawna zapełnia wszystkie kadry narodowe (od U15 do U21) swoimi wychowankami. Przecież to głównie na zawodnikach opartych o The Blues, Anglicy w 2014 roku zostali mistrzami Europy do lat 17.
Tworzenie materiału jednak nijak ma się do korzystania z tego bogactwa. Najzdolniejsi: Dominic Solanke, Charly Musonda, Lewis Baker, Andreas Christensen, czy Nathan Ake tułają się po wypożyczeniach i nie bardzo chcą wracać na Stamford Bridge, ponieważ tam najprawdopodobniej zostaną zaledwie głębokimi rezerwowymi.. Co rusz słyszymy plotki, że Musonda marzy o pozostaniu w La Liga i grze dla Barcelony, a Christensen nawet odmówił skrócenia wypożyczenia o rok i zostanie na kolejną kampanię w Borussi Mönchengladbach. Wyjątkiem pozostają Bertrand Traore oraz Ruben Loftus-Cheek. Ten drugi od dawna jest kreowany na gwiazdę światowego formatu, jednak od zeszłego sezonu był głównie hamowany przez Mourinho, który nawet publicznie wytykał mu lenistwo i brak przywiązania do dyscypliny na boisku. Wraz z przyjściem Hiddinka sytuacja pomocnika nieco się polepszyła, ale nadal nie otrzymuje liczby minut, na jakie mógłby liczyć w innych klubach.
W ciągu pięciu finałów młodzieżowego Pucharu Anglii (łącznie 10 spotkań) trenerzy The Blues skorzystali z 50 graczy. Spośród nich, zaledwie dziewięciu zagrało choćby minutę dla pierwszej drużyny. Czy kolejne lata będą miały podobną tendencję i Chelsea zmarnuje najlepsze pokolenie piłkarzy, które mogłoby dorównać nawet wielkiemu rocznikowi ’92 z Manchesteru United?