Allardyce wraca do gry

Allardyce i Crystal Palace pasują do siebie niczym dwię połówki jabłka
Allardyce i Crystal Palace pasują do siebie niczym dwie połówki jabłka (Zdjęcie: SkySports.com via CPFC)

Po niepowodzeniu w reprezentacji Anglii „Big Sam” miał dwie możliwości. Odsunąć się od futbolu bądź wrócić i mozolnie od nowa odbudowywać swoje nazwisko. Allardyce wybrał drugą możliwość i sprawia, że powoli wszyscy zapominamy o jego grzechach.

Gdy angielski szkoleniowiec został zwolniony z posady selekcjonera synów Albionu, trudno było wyrokować jego przyszłość. Wciąż pozostawał dobrym trenerem, ale wątpliwości wzbudzać mogły jego pozaboiskowe interesy. Sezon w Premier League trwał w najlepsze, zaś Allardyce czyhał na nadarzającą się okazję, by wrócić na ławkę trenerską.

„Big Sam” zwiększał presję na pozostałych trenerach, nawet bez zgłaszania zainteresowania poszczególnymi posadami. Kiedy zespołowi nie szło, w każdych mediach to właśnie Allardyce stawał się faworytem do zastąpienia konkretnego szkoleniowca. Nie ułatwiało to sprawy pracującym w ciągłym stresie trenerom, którzy mieli świadomość, że jeśli tylko „Big Sam” wyrazi chęć pracy w ich klubie, to właściciele z łatwością podejmą odpowiednie kroki. Tym samym Allardyce był łączony z Bournemouth, Sunderlandem, Burnley, Hull, Middlesbrough czy Stoke. Innymi słowy, niemal z każdym zespołem, który walczy o utrzymanie w lidze.

Ostatecznie nowym pracodawcą „Big Sama” został klub z Selhurst Park. Crystal Palace pomimo dużych wydatków podczas okna transferowego grało znacznie poniżej oczekiwań. Z klubem pożegnał się Alan Pardew, zaś po kilku kolejkach pracy z tymczasowym trenerem właściciele „Orłów” mieli świadomość, że bez strażaka w postaci „Big Sama”, klub wyląduje na zapleczu rozgrywek.

Choć początki nie były łatwe, finalnie Allardyce osiąga swój cel. Crystal Palace wygrało cztery z ostatnich pięciu spotkań, uciekając strefie spadkowej na sześć punktów. Gdy dodamy do tego jedno zaległe spotkanie i fakt, że „Orły” po raz pierwszy w swojej historii ograły w jednym sezonie zarówno Chelsea, jak i Arsenal, to osiągamy przepis na utrzymanie.

Spoglądając na poczynania „Big Sama”, można stwierdzić, że receptą na pokonanie kryzysu w klubie jest efekt nowej miotły. Nic bardziej mylnego. Zmiana trenera sama z siebie niewiele pomoże. By zespół zrobił postęp w tak krótkim czasie, potrzeba szkoleniowca z ogromnym doświadczeniem, który wielokrotnie znajdował się pod ścianą. Sam Allardyce jest tego idealnym przykładem, a niepowodzenia z pracy z kadrą najpewniej tylko go wzmocniły.

Crystal Palace i „Big Sam” wzajemnie się potrzebowali i trafili na siebie w idealnym momencie. Anglik zdołał już dokonać kilku transferów po swojej myśli, ściągając chociażby Patricka van Aanholta czy Jeffreya Schluppa. Nie byłoby to jednak możliwe, gdyby właściciele klubu nie udostępnili odpowiednich środków na wzmocnienia w obawie przed nietrafionymi zakupami. Allardyce dostał kredyt zaufania, za który klubowi z pewnością się odpłaci.

Przyszłość „Orłów” rysuje się w jasnych barwach. Pomimo trudnego terminarza są oni na dobrej drodze do utrzymania. Jeśli utrzymają poziom jakości i zaangażowania w grę, mogą wygrać z każdym zespołem w lidze. Z optymizmem czekać mogą również na przyszły sezon, w którym pod wodzą „Big Sama” z pewnością nie będą musieli obawiać się heroicznej walki o utrzymanie do ostatnich kolejek.

Sam Allardyce podobnie jak Tony Pulis jest trenerem niezwykle pożądanym dla klubów aspirujących w środek tabeli. W tym przypadku „Big Sam” już drugi raz udowadnia, że świetnie spisuje się również w roli strażaka, który potrafi ugasić nawet największy pożar. Jeśli w przyszłym sezonie Anglik pozostanie na Selhurst Park, kibice „Orłów” mogą spodziewać się pozytywnego sezonu.