Jedni praktycznie stracili szanse na tytuł mistrzowski, drudzy mocno utrudnili sobie walkę o Ligę Mistrzów. Drużyny West Hamu i Arsenalu musiały zadowolić się podziałem punktów w tym meczu. Zadajemy więc sobie klasyczne, w przypadku remisu, pytanie – kto bardziej zasłużył na zwycięstwo?
Na początek standardowo składy:
Slaven Bilić wrócił do ustawienia z trójką obrońców. Ustawienie to świetnie funkcjonowało już w tym sezonie, szczególnie przeciwko zespołom, które preferowały grę długimi piłkami na rosłych napastników. Można więc po tym wywnioskować, iż chorwacki menedżer spodziewał się Oliviera Giroud od pierwszych minut. Wenger wystawił jednak identyczną jedenastkę, która rozgromiła Watford. Coquelin i Elneny mieli zniwelować zagrożenie ze strony Payeta i Lanziniego, żeby ofensywna czwórka mogła w spokoju powtórzyć wyczyn z meczu z Szerszeniami.
Początek spotkania należał zdecydowanie do gospodarzy. Zawodnicy Arsenalu nie radzili sobie z wahadłowymi West Hamu – Antonio i Cresswellem. W dodatku to ustawienie Młotów było dla nich jakby obce. Często gubili krycie i już w 13. minucie zostali za to ukarani:
Jest to sytuacja, w której Lanzini zdobywa bramkę ze spalonego. A raczej zdobywa bramkę, która zostaje niesłusznie nieuznana. Ale pomijając już sam błąd sędziego liniowego, to co zrobili tutaj zawodnicy Arsenalu to istny kryminał. Aż trzech zawodników West Hamu przypada na biednego Elneny’ego. Sanchez natomiast przygląda się temu spokojnie, zamiast wbiec w pole karne i przykryć Payeta czy Lanziniego. Tu się jednak Kanonierom upiekło i trzeba powiedzieć, że ta sytuacja nieco ich obudziła i zmotywowała do działania.
Wspominałem na początku, że gra trójką stoperów sprawdza się najlepiej w przypadku, kiedy rywal gra sporo długich piłek, czy często dośrodkowuje. Gorzej jest natomiast, gdy rywal gra kombinacyjnie i szuka prostopadłych piłek. Wynika to z tego, iż trzem stoperom ciężej jest się dogadać. Wychodzą przez to nieporozumienia typu: kto do kogo „doskakuje”, czy kiedy stosowana jest pułapka ofsajdowa. Arsenal starał się więc skrupulatnie doprowadzać do takich sytuacji.
Szybkie rozegranie przez Iwobi’ego stworzyło praktycznie sytuację 3 na 3. Reid wybiegł przed szereg bez wcześniejszego ustalenia tego z Tomkinsem, przez co Anglik był spóźniony względem nadbiegającego Welbecka. Bellerin z kolei mógł na dwa sposoby rozmontować źle ustawioną defensywę West Hamu. Ostatecznie wybrał on prostopadłe podanie do Welbecka. Tomkinsowi udało się co prawda zablokować Anglika, ale wiadomym było, że tego typu akcje przyniosą jeszcze Arsenalowi korzyści. No i w sumie przyniosły. W dodatku dwie minuty później.
Grafika przedstawia moment podania Iwoby’ego do Ozila. Po pierwsze, nie rozumiem w ogóle, czemu Antonio i Noble wymienili się w tej sytuacji pozycjami. No ale okej, idźmy dalej. Po drugie, takie podanie w pole karne nie ma prawa przejść. Ale to jeszcze nie wszystko. W końcu po trzecie, co tym ustawieniem chciał osiągnąć w tej sytuacji West Ham? Welbeck na 20.metrze jest aż tak groźny, żeby podwoić przy nim krycie? Wytłumaczeniem może być ewentualnie próba złapania Ozila na spalonym, ale w takim razie co robi podskakujący sobie Ogbonna? Tego nie wie chyba nikt.
A jeśli już stoperzy West Hamu ustawiali się dobrze i znaleźli między sobą nić porozumienia, to do „gry” wkraczali inni:
Aż tyle miejsca miał Coquelin w akcji na 2-0, aby rozegrać dobrze piłkę. Nikt się nie pofatygował, żeby przejąć mu piłkę, przez co defensywny pomocnik znalazł Iwoby’ego, a ten zaliczył drugą asystę. Samo podanie było rewelacyjne i ciężko już wtedy kogoś winić. Upomnieć można jedynie Antonio. Anglik wyraźnie odpuścił krycie Sancheza, a Chilijczyk bez krycia to groźny Chilijczyk.
Mamy więc pewne prowadzenie Arsenalu. Wszystko wygląda pięknie. Błędy rywali wykorzystane, kontrola na boisku zapewniona. Można więc w spokoju dowieźć wynik do końca. Można, jeżeli nie powiela się błędów przeciwnika…
Momentami Arsenal był już zbyt głęboko cofnięty. Nie powodowało to szturmu na ich bramkę, ale West Ham był coraz śmielszy w swoich poczynaniach. Czegoś jednak ciągle brakowało. A dokładniej brakowało odrobiny swobody, którą Arsenal dał rywalom, myślami schodząc już chyba do szatni.
Bramka kontaktowa dla West Hamu. Proszę spojrzeć, ile miejsca ma tutaj dośrodkowujący Cresswell. Równie dobrze Anglik mógłby pójść do sklepu po piwo, pogadać z sąsiadem, wrócić spokojnym krokiem na to samo miejsce i wciąż miałby czas na centrę w pole karne. Nic więc dziwnego, że owa centra ląduje prosto na głowie Carrolla, a ten ze spokojem umieszcza piłkę w siatce. To jeszcze jednak nic. Prawdziwy hit miał miejsce przy bramce numer dwa:
Szczerze mówiąc, głupio mi trochę było ganić Ogbonnę czy Tomkinsa wiedząc, że zaraz będę opisywał tę sytuację. Ciężko powiedzieć, co to dokładnie jest. Kółko wzajemnej adoracji? W każdym razie nie jest czwórka obrońców kryjąca rywali. Rywale są bowiem daleko. W czwórkę czekają sobie spokojnie na dośrodkowanie Noble’a. Ten mógłby wrzucić piłkę na dalszy słupek, gdzie Reid pewnie dopełniłby tylko formalności. Futbolówka znalazła jednak Carrolla, a ten na raty, bo na raty, ale skończył tę akcję bramką i sprawił, że postronni kibice zacierali już rączki przed drugą połową.
Druga część spotkania zaczęła się od szokującej zmiany. Za Tomkinsa wszedł Emenike. Czyżby Slaven Bilić zwietrzył szansę na zwycięstwo? Może i tak, ale za tą zmianą szło coś więcej, niż zwykła chęć dobicia rywala.
Głównym zadaniem pary Coquelin-Elneny w tym spotkaniu było wyłączenie z gry Payeta. Bez Francuza West Ham miał spore problemy z rozegraniem piłki. A jak to się ma do wprowadzonego na murawę Emenike? Otóż Nigeryjczyk dał więcej swobody Carrollowi. Były zawodnik Liverpoolu zaczął się cofać po piłkę, czasem nawet na własną połowę, a że nie było na boisku kogoś, kto byłby w stanie go przepchać, to gra „na ściankę” z Anglikiem pozwalała Młotom wychodzić płynnie spod pressingu. Lukę po nim zajął natomiast Emenike, absorbując uwagę obrońców.
A sam Carroll o dziwo nie ograniczał się jedynie do odgrywania piłki kolegom. Sam po kilku minutach wziął się za ambitniejsze podania, a jedno z nich przyniosło West Hamowi bramkę:
Ktoś by się spodziewał, że to Andy Carroll (!) w taki sposób (!!) rozpocznie atak swojego zespołu…
…a Antonio w tak łatwy sposób ogra Monreala. W dodatku Carroll, rozgrywając piłkę w okolicach środka pola, spowodował, że to Emenike został pokryty przez stopera (w tym przypadku przez Gabriela). Z Carrollem walczyć natomiast musiał Bellerin. Wynik tej konfrontacji był nam wszystkim znany jeszcze przed dośrodkowaniem Antonio.
West Ham objął więc prowadzenie zapewne szybciej, niż by się tego sam Bilić spodziewał. Zbyteczne więc było ciągłe granie na dwójkę napastników. Emenike przeszedł na skrzydło z mocno defensywnym nastawieniem.
Bilić trafił idealnie ze zmianą. Wenger nie siedział jednak bezczynnie. Również dokonał świetnej zmiany, delegując na murawę Aarona Ramsey’a. Walijczyk znacznie przyspieszył grę, nie zaniedbując przy tym obowiązków defensywnych. To nie on był jednak kluczowym zmiennikiem. Prawdziwym game-changerem okazał się Olivier Giroud. No przynajmniej, jeśli chodzi o bramkę wyrównującą. Ale po kolei:
W akcji na 3-3 najistotniejsze było ustawienie dwóch playmakerów – Ozila i Payeta. Tutaj wszystko gra – Francuz blisko Niemca, kryje go od bramki i wyłącza z gry. Zwróćcie jednak uwagę na to, gdzie są Ci dwaj zawodnicy kilka sekund później:
Ozil ruszył do przodu, a Payet? Pobiegł do kontry? Zobaczył jakąś piękną fankę na trybunach? Nie wiem. We własnym polu karnym go jednak nie było, co dało Ozilowi mnóstwo miejsca. Kluczowe w tej akcji było również odegranie Girouda. Wcześniej brakowało Kanonierom gościa, który pogra trochę tyłem do bramki. Tutaj taka gra zrobiła różnicę na wagę punktu w derbach.
Kto zatem bardziej zasłużył na zwycięstwo? Statystyki i przebieg spotkania zdają się jednomyślnie wskazywać na sprawiedliwy remis. I rzeczywiście jestem w stanie się z tym zgodzić, dając może odrobinę więcej procent na West Ham ze względu na nieuznaną bramkę. A Wy jakiego jesteście zdania? Czy któraś ze stron może czuć się pokrzywdzona wynikiem?