Ancelotti się skończył? Nic bardziej mylnego. Everton stał się drużyną z czołówki

Ostatnie lata w wykonaniu Carlo Ancelottiego, a szczególnie drużyn przez niego prowadzonych, nie zwiastowały niczego dobrego. Trener, który dał Milanowi Ligę Mistrzów, który dał Realowi Madryt upragnioną „La Decimę”, nie poradził sobie w Monachium, a okres w Napoli był jeszcze większym rozczarowaniem. Nic dziwnego, że zaczęto po cichu wieszczyć, że Włoch się „skończył”.

Podobnie było, kiedy Everton ogłosił tuż przed świętami, że to właśnie Ancelotti zostanie nowym trenerem „The Toffees”. Z jednej strony podkreślano, że po wspomnianych klubach objęcie średniaka EPL jest jak zamienienie „Królewskich” na Getafe. Z drugiej jednak zastanawiano się, czy Włoch nie jest jednak „przestarzałym” wyborem i czy na pewno będzie w stanie podźwignąć przeżywającą duże problemy drużynę.

Minął nieco ponad miesiąc i jak na razie śmiało możemy powiedzieć – tak. Odkąd Ancelotti wrócił na Wyspy, tylko Liverpool zdobył więcej punktów, niż Everton. Na osiem spotkań „The Toffees” wygrali aż pięć z nich, przy czym odnotowali tylko jedną porażkę – z Manchesterem City.

W efekcie zamiast drżeć przed spadkiem, fani klubu śmiało mogą myśleć nawet o europejskich pucharach – piąty w tabeli Tottenham jest niemal na wyciągnięcie ręki. – Od kiedy przejąłem zespół, to celem jest awans do europejskich pucharów. Teraz jest taka możliwość, abyśmy mogli pomyśleć o Lidze Europy – podkreślił Ancelotti po wygranym 3:1 meczu z Crystal Palace. – Najważniejszą rzeczą z tego meczu jest wynik. Nasza gra nie była bowiem dobra – dodał.

Wyniki ponad styl? W obecnej sytuacji i ścisku w tabeli, każdy kibic oraz piłkarz Evertonu z pewnością brałby to w ciemno. Mamy kilka drużyn, które przeważnie grając ładnie, często gubią punkty. Klub z miasta Beatlesów nie musi bez przerwy zachwycać, żeby sukcesywnie, krok po kroku robić swoje. Fakty są takie, że patrząc na wyniki, Everton stał się na ten moment drużyną ligowej czołówki.

Komentarze

komentarzy