Oglądając mecze angielskiej ekstraklasy przywykliśmy już do nazwisk, które w ogóle nie kojarzą się z Wyspami Brytyjskimi. Podobają nam się finezyjne zagrania latynoskich gwiazd, rajdy afrykańskich sprinterów i inteligentne podania od hiszpańskich playmakerów. Jednak analizując składy meczowe spodziewalibyśmy się, że na najwyższym poziomie ligowym, zawodnicy angielscy będą stanowili znaczącą grupę w wyjściowych jedenastkach swoich klubów. Liczby jednak nie kłamią. Według danych zebranych i opracowanych przez BBC, Anglicy rozegrali niespełna 33% minut w sezonie 2013/14. Jeżeli wliczymy w tę pulę zawodników z całych Wysp, otrzymamy 45%. Porównując statystki sprzed 15 lat, w 2000 roku sami Anglicy stanowili nieco ponad 45%. Dane wydają się nieprawdopodobne, lecz niestety prawdziwe, a dla wielu są alarmujące. Wielu byłych zawodników, trenerów i ekspertów piłkarskich na swoich blogach i felietonach wytyka potentatom brak wychowanków w swoich składach. Czy to oznacza, że w Anglii brakuje talentów? Problem, jak to coraz częściej bywa, leży w sprawach materialnych.
O ile nie brakuje młodych utalentowanych piłkarzy, to utrzymanie ich w klubie, to już inna para kaloszy. Trzy najbardziej obiecujące talenty w angielskiej kadrze, a więc Barkley, Sterling i Shaw za swoje usługi wystawiają, jak na 20-latków, dość wysokie rachunki. Pomocnik Evertonu na początku sezonu podpisał nowy kontrakt, na mocy którego podwoił swoje zarobki do 60 tyś. funtów. Sterling nie chce podpisać nowego kontraktu, gdyż Liverpool proponuje mu „jedynie” 70 tyś. funtów tygodniowo. Shaw, który tego lata stał się najdroższym nastolatkiem w historii Premier Leauge, inkasuje aż 120 tyś. funtów co niedzielę. Przedstawione liczby są oczywiście skrajnością, ponieważ jest mowa o przyszłych gwiazdach. Jednak istnieje pewna prawidłowość na obecnym rynku transferowym: stawiając naprzeciw siebie wychowanka jednego z angielskich klubów i reprezentanta któregoś z krajów Ameryki Południowej, czy Afryki o podobnych umiejętnościach, za Anglika zapłacisz dwa razy więcej niż za obcokrajowca. Trudno więc się dziwić, że drużyny ze środka tabeli nie są w stanie zatrzymać swoich młodzików przed odejściem do lepszego klubu i wypełniają składy tańszym substytutem, nie tracąc na jakości gry. Inna sprawa, że często piłkarze zza granicy okazują się lepsi i blokują miejsce dla młodzieży, która przecież musi grać aby się rozwijać.
Właśnie to zjawisko wzięła sobie na cel angielska FA. Już od paru lat kluby Premier Leauge są zobowiązane mieć w swoim 25-osobowym składzie przynajmniej 8 wychowanków, lub graczy zagranicznych poniżej 21. roku życia. Zawodnikom spoza Unii Europejskiej coraz trudniej jest dostać pozwolenie na pracę w Anglii, gdyż przed wydaniem takowego, FA sprawdza ilość rozegranych spotkań w reprezentacji w ciągu ostatnich dwóch lat przez danego gracza. Jeżeli nie otrzymał powołania na 75% spotkań, FA może zablokować transfer. Okazuje się, że te ograniczenia można ominąć, bo przecież skład można dopełnić młodzikami, którzy nawet nie powąchają murawy, a brak powołania można wytłumaczyć kontuzjami. Tak z przepisami radzą sobie największe kluby i dalej sprowadzają kolejne gwiazdy za grube miliony. Aktualni mistrzowie Anglii, Manchester City, mają stałe miejsce w składzie jedynie dla Joe Harta, a James Milner i Frank Lampard pełnią rolę zmienników. Najgroźniejszy rywal „Obywateli”, stołeczna Chelsea korzysta z dwójki stoperów Chahill-Terry, resztę Brytyjczyków wysłała na wypożyczenia. Pomimo licznych wzmocnień w lato, Manchester United prezentuje się najlepiej w całej lidze. Louis van Gaal dał szansę już 32 piłkarzom we wszystkich rozgrywkach w tym sezonie, a połowa z nich to byli Anglicy, lub gracze ze Zjednoczonego Królestwa, którzy wychowali się w akademii piłkarskiej klubu z Old Trafford.
Angielscy związkowcy mają jednak plan na stopniowe zwiększanie szans dla miejscowych piłkarzy. FA chce uderzyć bogaczy tam gdzie boli najbardziej i chce wprowadzić bardzo surowy taryfikator sankcji za przekroczenie zasad, i przeznaczyć kary na dodatkowe wsparcie sportowych ośrodków młodzieżowych. Jeśli się okaże, że dany klub jest dość szczelnie przykryty pieniędzmi, może być na niego nałożona kara punktowa na koniec sezonu. FA obiecuje, że dzięki tym rozwiązaniom do roku 2022 ilość rodzimych piłkarzy w ekstraklasie ma wrócić w okolice 50%. Nie chodzi oczywiście o wywalenie darmozjadów z kraju, lecz o przywrócenie reprezentacji Anglii do klasy światowej, a nie oszukujmy się, jak na razie jest jej do tego daleko. Wypada więc bacznie wypatrywać zmian na horyzoncie, w końcu powinny one nadejść.
/ Paweł Łajkowski /