Ostatni sobotni mecz miał być swoistą wisienką na torcie. Na Stade Velodrome w Marsylii spotkały się najmłodsza reprezentacja na turnieju z najstarszą. Anglia – Rosja, czyli w skrócie: jeden z najciekawiej zapowiadających się meczów w pierwszej kolejce Euro 2016. Czy rzeczywiście zasługiwał na takie miano?
Nic dziwnego, że większość kibiców na ten mecz czekało z wypiekami na twarzy. Z jednej strony: ekipa Roya Hodgsona. Anglicy tak silni nie byli od dawna. Szalenie utalentowana młodzież głodna sukcesów plus doświadczenie Rooneya czy Cahilla. Ta mieszanka ma zagwarantować – w końcu – sukces, na który czekają już 50 lat. Z drugiej – Rosjanie. Wielka niewiadoma. Swoje problemy ostatnio mieli, ale nikt nie powinien ich przedwcześnie skreślać. Namieszać potrafią jak mało która drużyna.
Tak jak można było przypuszczać – od początku inicjatywę przejęła reprezentacja Anglii. Były to jednak akcje chaotyczne i nie do końca udane. Przykładem niecelny strzał Alliego w 3 minucie, którym mógł jedynie postraszyć gołębie na stadionie. Chwilę później zobaczyliśmy w końcu składną „klepkę”. Lallana przyjął dość trudną piłkę, huknął z całych sił, ale na posterunku był bramkarz Sbornej. I od tamtej pory mieliśmy do czynienia z Anglią kreatywną, grającą szybką piłkę z naprawdę ciekawymi pomysłami. Rosjanie z kolei sprawiali wrażenie zagubionych i dość przewidywalnych, prezentowali schematyczny futbol. Dlatego nikogo nie dziwiły kolejne akcje Kane’a i spółki. Szaleli boczni obrońcy, w szczególności Walker siał spustoszenie na prawym skrzydle, na lewym szybkością imponowali Sterling razem z Rose’m, błyszczał Alli, a Adam Lallana był nader aktywny, choć nie udało mu się wpakować piłki do siatki w 21 minucie w bardzo dogodnej sytuacji. Ta sztuka udała się Harry’emu Kane’owi 7 minut później, jednak był on na ewidentnej pozycji spalonej (znowu świetnym podaniem popisał się skrzydłowy Liverpoolu). Podopieczni Leonida Słuckiego odpowiedzieli tak naprawdę tylko jednym strzałem Ignaszewicza w środek bramki po rzucie wolnym, Harta jednak ta próba nie mogła zaskoczyć. Po pierwszej połowie brakowało więc tylko tej przysłowiowej kropki nad „i” ze strony ekipy Roya Hodgsona, potwierdzenia wyższości nad rywalem.
W drugą część spotkania lepiej weszli Rosjanie. Podkręcili tempo, można się więc domyślać, że w szatni podczas przerwy musiało wrzeć, a trener najprawdopodobniej zastosował fergusonowską „suszarkę”, aby pobudzić graczy do walki o 3 punkty. Poskutkowało – w końcu udało im się dojść pod pole karne strzeżone przez golkipera Manchesteru City. Gołowin z dystansu, „wyręczyć” mógł ich także Dier, który po stałym fragmencie zaskoczył Harta i mógł wpakować piłkę nie do swojej bramki. Coś się zadziało, role się odwróciły – teraz to Anglicy skupili się na obronie i nie prezentowali ofensywnego futbolu, za który chwaliłem ich w pierwszych 45 minutach. W 70 minucie „obudzili się” faworyci. Z dystansu dobrze uderzył Rooney, ale piłkę na słupek sparował niezawodny bramkarz, dobitka Lallany, również w słupek, historii zmienić nie mogła. Ponownie pozycja spalona. Trzy minuty później nastała w końcu chwila na którą czekali wszyscy kibice Synów Albionu. Z rzutu wolnego przymierzył dokładnie Dier i na tablicy pojawił się wynik 1:0. Zasłużenie. W tej sytuacji lepiej mógł zachować się Akinfiejew, a także mur, który był niewątpliwie źle ustawiony (podobnie jak w meczu Albania-Szwajcaria, gdzie bliski szczęścia był Dżemaili). To niewątpliwie dodało im skrzydeł i wszystko wróciło na właściwe tory. Nie grali już tak szalenie szybko, ale mieli mecz pod kontrolą, choć przecież wszyscy wiemy, że przewaga jednej bramki bezpieczna z pewnością nie jest. Jedna akcja i wszystko może się zmienić. Rosjanie wierzyli w odwrócenie losu do samego końca. Pierwsza minuta czasu doliczonego. Rozpaczliwe dośrodkowanie Szczennikowa i strzałem głową Bieriezutski pokonuje bezradnego Joe Harta. Punkt uratowany. Radość ogromna. Anglii pełna pula przechodzi koło nosa.
Podsumowując: Anglikom zabrakło konsekwencji i przede wszystkim doświadczenia. Pierwsza połowa bardzo dobra, druga – dosyć niemrawa, z przebłyskiem Diera, ale bez szału. Rosjanie mimo tego, że w całym meczu oddali tylko 2 strzały celne, potrafili w odpowiednim momencie zamienić to na bramkę na wagę złota (prezentowali jednak słaby futbol w ogólnym rozrachunku). Podział punktów nie satysfakcjonuje nikogo, ale dla nas kibiców to dobra wiadomość. Emocji nie zabraknie. Druga kolejka spotkań w tej grupie zapowiada się arcyciekawie.
Anglia – Rosja 1:1 (Dier 73′ – W. Bieriezutski 90+1′)
Składy:
Anglia: Hart – Walker, Cahill, Smalling, Rose – Dier, Alli, Rooney (77. Wilshere) – Lallana, Kane, Sterling (85. Milner)
Rosja: Akinfiejew – Smolnikow, W. Bieriezutski, Ignaszewicz, Szczennikow – Neustadter (80. Głuszakow), Gołowin (77. Szyrokow), Kokorin, Szatow, Smołow (85. Mamajew) – Dziuba
Żółte kartki: Cahill – Szczennikow
Sędzia: Nicola Rizzoli (Włochy)