W ostatnich tygodniach coraz częściej wspomina się o dacie nowych wyborów na stanowisko prezydenta Barcelony. Powodem są przeróżne afery związane z „Dumą Katalonii”, które uderzają w klub. Nic zatem dziwnego, że pojawia się coraz większa liczba kandydatów na to stanowisko.
Obecny szef klubu znalazł się pod ogromną presją, gdy w zeszłym tygodniu aż sześciu dyrektorów postanowiło opuścić swoje stanowisko. W tej grupie znalazł się Emili Rousaud, od jakiegoś czasu skłócony z Bartomeu i najprawdopodobniej jego rywal w następnych wyborach. To może nie być jedyna przeszkoda dla obecnego sternika, ponieważ taki sam pomysł ma Joan Laporta.
57-latek pełnił rolę prezydenta Barcelony w latach 2003-2010. Wówczas za jego czasów kibice mieli okazję oglądać jeden z najlepszych zespołów w historii futbolu pod dowództwem Pepa Guardioli. Podczas tych siedmiu lat dwukrotnie udało im się sięgnąć po Ligę Mistrzów. Po jego kadencji został zastąpiony przez Sandro Rosella, który cztery lata później ustąpił miejsca po „Aferze Neymara” właśnie Bartomeu.
– To projekt, który mnie bardzo podekscytował. Gromadzę ludzi, którym ufam, ponieważ musimy intensywnie myśleć o tym, jak przywrócić koniunkturę na klub. Barcelona znajduje się w trudnej sytuacji. Ważne jest przedstawienie wiarygodnej, realistycznej propozycji i zaoferowanie projektu sportowego, który wzbudza entuzjazm i poprawia nasz wizerunek. Jestem podekscytowany powrotem, ale wciąż mam czas na decyzję – stwierdził Laporta.
Wygląda więc na to, że w lipcu przyszłego roku czeka nas wielkie starcie pomiędzy Bartomeu a Laportą. W 2015 roku to ten pierwszy okazał się górą podczas ostatnich wyborów. W tę walkę ma zamiar zapewne także się włączyć Rousaud, który zgodnie z zasadą „gdzie dwóch się bije.”, może zyskać najwięcej.
Jeśli natomiast wygra Lapora, to niewykluczony byłby także powrót Pepa Guardioli. Hiszpan nie ukrywał, że pewnego dnia wróci na Camp Nou nie w roli trenera, ale jednego z zarządców klubu.