Jeden z łódzkich pubów, mecz City vs Barca. W owym pubie niesamowity tłok, jak okiem sięgnąć wszyscy przeżywają zmagania sportowców. Wybierając się na to spotkanie w koszulce blaugrany spodziewałem się, że będę w większości…myliłem się i to znacznie. Kibiców Barcy było na oko pięciu na cały lokal – dwójka Polaków (ja i moja znajoma) i troje Hiszpanów. Po pierwszym golu dla mistrzów Hiszpanii i naszej ożywionej reakcji postanowiła dołączyć się do nas jedna z cudzoziemek. Jak się okazało mieszka niedaleko Barcelony, Camp Nou jest niemal jej drugim domem, a co najważniejsze bardzo chętnie opowie nam jak to wszystko wygląda w Hiszpanii.
Sali – bo tak ma na imię owa Hiszpanka- mówi, że większość Barcelony żyje klubem, jest dla nich sacrum i oderwaniem się od codziennego profanum. Kiedy przychodzi mecz przestaje się liczyć wszystko, kryzys ekonomiczny wydaje się być niczym, nieposłuszne dzieci odchodzą w zapomnienie, a zdrada żony z najlepszym przyjacielem ląduje w naszym głębokim poważaniu. Przez 90 minut ich całym światem jest zielony prostokąt i kilkudziesięciu facetów uganiających się za piłką. O dziwo w Barcelonie zdarzają się też kibice…Realu! Oni obok meczów na Camp Nou przechodzą dość obojętnie. Jest jeszcze jedna grupa, w zdecydowanej większości tworzą ją kobiety. Wręcz nienawidzą piłki, nie mogą się pogodzić z tym, że na 90 minut muszą dzielić się swoim mężem, chłopakiem, ojcem, bratem czy kochankiem z inną miłością, która najczęściej jest dłuższa i niejednokrotnie mocniejsza.
Zapytałem czy to prawda, że w środowisku barcelonismo na Tatę Martino patrzy się nieufnie, nie traktuje się jak swojego człowieka. Moja rozmówczyni dość znacząco zaprzeczyła. Stwierdziła, że Gerardo jest częścią klubu i ma pełne poparcie kibiców. Może to jeszcze nie jest miłość, ale na pewno jest lubiany. Wspomniała również, o konflikcie między kibicami Barcy i Realu, że jest dostrzegany na każdym kroku. Ludzie z tych dwóch opcji natykają się na siebie wszędzie co rodzi konflikty i niepotrzebne napięcie. Stwierdziła, że trzeba tego doświadczyć osobiście żeby zrozumieć w czym jest tak naprawdę rzecz.
Nie mogłem pominąć pytania o niską frekwencję na Camp Nou. Zapytałem czy przyczyna przypadkiem nie leży w osobie trenera, bo jak pokazuje historia zawsze po zmianie trenera frekwencja na stadionie spada. Sali kolejny raz zaprzeczyła, stwierdzając, że nie chodzi o Martino. Hiszpanie nie lubią leni i cenią sobie osoby pracowite i chcą aby Barca grała lepiej i lepiej, a tak właśnie wygląda praca Gerardo. Chodzi głównie o to, że kibice zawsze chcą wszystkich gwiazd na boisku, a ostatnio nie zawsze tak było. W grę wchodzi też aspekt ekonomiczny, widać nasz polski przednówek dotarł też do Hiszpanii. Późne godziny rozgrywania spotkań to chyba główna przyczyna. Tak jak to Sali zaznaczyła wcześniej, Hiszpanie nie lubią leniów i są w kryzysie, więc do pracy muszą wstać niejednokrotnie bardzo wcześnie, a mecze kończą się o 23.00 czy nawet 00.00, a powrót do domu też zabiera sporo czasu.
Hiszpanka opowiada również jak wygląda sytuacja między Espanyolem a Barcą. Jako przykład z naszego podwórka podaliśmy relacje między kibicami Widzewa i ŁKS-u. Zaśmiała się i stwierdziła, że tam się nie zabijają. Między kibicami nie ma nienawiści, zerowym problemem jest to, że ktoś kibicuje „papużkom” a ktoś inny Barcelonie. Z reguły wygląda to tak, że kibice Espanyolu są za pozostaniem Katalonii w granicach Hiszpanii, kibice Barcy zdecydowanie za niepodległością, ale nie rodzi to większych konfliktów. Problem powstaje gdy jest starcie Barcelona – Real, wtedy owszem zdarzają się skrajne przypadki dotkliwych pobić. Uważa, że Katalonia jest bardziej otwarta i przyjazna dla turystów, a w Madrycie wygląda to inaczej, sama tam mieszkała więc wie jak to wygląda. Po chwili jednak dyplomatycznie dodała, że z urodziła się w Katalonii i nie jest do końca obiektywna.
Z wcześniejszej rozmowy podczas meczu dowiedziałem się, że Sali zna się z córką Xaviego. Chcieliśmy żeby powiedziała kilka słów o nim, zrobiła to niechętnie mówiąc, że on bardzo ceni sobie prywatność i rzadko udziela się nawet w hiszpańskich mediach. Jedyne co powiedziała, że jest osobą bardzo rodzinną, dla której dom i bliscy są największą wartością. Powiedziała, również, że jest osobą przejrzystą, która nie ukrywa emocji, ale jest pozytywnie nastawiona do świata.
Tak wygląda spojrzenie kogoś kto był, widział, powąchał i polizał atmosferę i otoczkę hiszpańskiej piłki. Na meczu widać było, że Katalończycy zupełnie inaczej przeżywali ten mecz, dużo mocniej niż my. Mimo całej mojej ekspresji okazałem się potulnym baranek przy tej Hiszpance, która komentowała każde podanie, każdy krok i każdy gest piłkarzy.