Zrobili to! Kosmici z Barcelony dokonali niemożliwego!

Sergi Roberto

Brak słów. Barcelona, która chciała zostać pierwszą drużyną awansującą do kolejnej rundy europejskich pucharów po porażce 0:4 w pierwszym meczu, zrobiła to. Zrobiła to, przyprawiając o palpitacje serca miliony ludzi przed telewizorami, o tych na stadionie nie mówiąc.

Przed spotkaniem chyba nie było w klubie z Katalonii człowieka, który nie byłby bojowo nastawiony. Wszyscy wiedzieli, że zadanie, które przed nimi stoi, jest niemalże niewykonalne. Zawodnicy mówili, że będą walczyć, ale byli realistami. To już nie sytuacja jak przed kilkoma laty, kiedy po porażce na San Siro 0:2 o remontadzie mówiło się wprost. Wtedy się udało, teraz zadanie było o wiele trudniejsze. Nawet Sergi Roberto przed meczem mówił: – Postaramy się awansować. Postaramy. Nikt się przesadnie nie łudził.

 

Radość zawodników PSG po zwycięstwie 4:0 w pierwszym meczu
Radość zawodników PSG po zwycięstwie 4:0 w pierwszym meczu

Mimo to Barcelona zapewniła dziesiątkom tysięcy swoich fanów na Camp Nou, a także milionom przed telewizorami, godzinę szczęścia. Godzinę pięknego snu, który pozwalał wierzyć w niemożliwe i mimo katastrofy z walentynek kilkukrotnie wywołał uśmiech na twarzy. Później w głównej mierze dzięki Neymarowi to szczęście wróciło.

W 3. minucie bramkę zdobył Luis Suarez. Mocny początek, formacja 3–4–3 (momentami nawet 3–3–4), która obezwładniła gości, świetny i mądry pressing… Wszystko wyglądało tak, jak miało wyglądać. PSG nie istniało, zupełnie jak Barcelona w pierwszym meczu. Skoro paryżanom się udało, mogło i Katalończykom. Luis Enrique podkreślał to przed spotkaniem. – Skoro PSG wygrało u siebie 4:0, my możemy wygrać 6:0. Czytając to, 90% osób albo się śmiało, albo stukało palcem w głowę.

2:0 po pierwszej połowie, dołożony trzeci na początku drugiej. 40 minut na bramkę dającą dogrywkę – to wlało w serca kibiców nadzieję. Już nie złudną i naiwną, ale realną. Niestety, w 62. minucie marzenia – jak mogło się wydawać – niczym domek z kart zburzył Edinson Cavani. Bezcenny gol na wyjeździe, którego w lutym nie udało się zdobyć Barcelonie. Mimo to „Duma Katalonii” dalej grała swoje. W 88. minucie piękną bramkę z rzutu wolnego zdobył Neymar. Bramka na 4:1 była dla kibiców tylko osłodą goryczy. Po chwili wszystko się zmieniło…

Już dwie minuty później rzut karny na bramkę znów zamienił świetny i odważny w tym meczu Neymar. 5:5 w dwumeczu, pięć minut doliczonego czasu gry. I znów podniesione ciśnienie, modlitwy niesione ku niebu z domu każdego cule, oblężenie bramki PSG. Emocje dokładnie takie same, jak przed prawie ośmioma laty na Stamford Bridge. A po chwili te same emocje i wybuch szczęścia Barcelony. Ostatni rzut wolny w meczu, ter Stegen pod bramką rywala już od jakiejś minuty. Dośrodkowanie i bramka Sergiego Roberto. Pierwsza od 18 miesięcy.

 

Barcelona znów jest wielka, Barcelona pokazuje, że nigdy nie można jej skreślać. 8 marca 2017 roku. Ta data z automatu przechodzi do historii piłki nożnej i niemal z całkowitą pewnością można założyć, że przez najbliższe naście/dzieścia lat nie doświadczymy czegoś takiego. Katalonia dziś nie pójdzie spać, po takim meczu się po prostu nie da. Na koniec akcja meczu, widziana z trybun. Ciarki to mało powiedziane.

Komentarze

komentarzy