Barcelona? Jej najlepszym wzmocnieniem może być… brak wzmocnień

„Duma Katalonii” to bez dwóch zdań najgorętsza bohaterka obecnego okienka transferowego. Wbrew oczekiwaniom i założeniom, Barcelona nie dokonuje jednak wzmocnień zapierających dech w piersiach, tylko znów staje się obiektem drwin i żartów. Życie uczy jednak, że nie wszystko jest czarno-białe i nie zawsze musi być tym, na co wygląda.

Od początku – „Blaugrana” okienko zaczęła w swoim stylu, czytaj: oddając zawodnika za darmo. Kupiony w 2014 roku za (pff) 20 milionów 30-letni wtedy Mathieu, został oddany Sportingowi. Do tego Everton pozyskał eksbarcelonistę, Sandro Ramireza, za nieco ponad pięć milionów. Tego samego Sandro, którego Barcelona rok temu do Malagi puściła – a jakże by inaczej – za darmo.

Następnie mogliśmy obserwować szokujące plotki o zainteresowaniu 29-letnim Paulinho i nieudolne próby ściągnięcia Verrattiego. Kiedy wydawało się, że ta syzyfowa praca będzie największym babolem klubu z Camp Nou, PSG wykorzystało „niską” klauzulę w kontrakcie Neymara. Ostatecznie mamy sytuację, w której Barcelona ma ponad 220 milionów w kasie, lukę na lewej stronie i dalej żadnego wartościowego zakupu do linii pomocy. Patowa sytuacja? Być może. Ale warto spojrzeć na to wszystko pod zupełnie innym kątem.

Po pierwsze, ekonomia. Mimo wielkich dochodów klubów, wiele osób wciąż uważa, że kwoty krążące obecnie po rynku transferowym są zdecydowanie przesadzone. Neymar pozostawił resztę daleko w tyle, jednak Barcelona szukając jego zastępstwa i kupując Coutinho/Dembele (niepotrzebne skreślić), definitywnie zepsuje rynek. O ile nowy nabytek PSG to absolutny crack, o tyle pozostała dwójka to zawodnicy, za których przy stawkach sprzed roku raczej nikt nie pomyślałby zapłacić 80-90 milionów. Inne kluby, wiedząc o wpływie gotówki na katalońskie konto, wychodzą z założenia: „Barcelona chce? – Barcelona MUSI”. Coutinho i Dembele to gracze klubów, które nie muszą za wszelką cenę szukać miejsca na rynku zbytu. Tym bardziej jeśli chodzi o ich największe gwiazdy. Jeśli władze „Blaugrany” ulegną presji i będą podbijały stawkę, aż ta wyniesie – dajmy na to – 120 milionów, to po ewentualnym transferze inne kluby również będą chciały w przyszłości podobnych pieniędzy za swoich najlepszych zawodników.

A co z samą Barceloną? Pozornie wygląda na to, że nie ma kim grać. Braki w pomocy były widoczne już w poprzednim sezonie, ale wszystko nadrabiało MSN, najlepsze trio na świecie, z którego zostało już tylko MS. Wizja Gerarda Deulofeu na lewej flance w najważniejszych meczach sezonu wygląda niepokojąco, w linii pomocy wiekowy (33 lata) Iniesta również nie uspokaja. Czy jednak na pewno jest to zapowiedź apokalipsy? Cofnijmy się o prawie dekadę.

Guardiola obejmując stery w Barcelonie, postawił na kilku zawodników, o których wcześniej słyszał mało kto. Pique, Busquets, Pedro, pewien 25-letni talent z Sevilli, hasający po prawej stronie boiska… Czy wtedy ktoś przypuszczał, że Ci zawodnicy będą stanowić o sile drużyny, która zostanie okrzyknięta najlepszą na świecie, grając piękny, ofensywny, porywający futbol? Nie musicie się zastanawiać, odpowiedź brzmi: NIE. Po Barcelonie zawsze wymaga się dużo, ale losy tych kilku gwiazd nie zapowiadały się aż tak dobrze. Obecna Barcelona wcale nie ma słabych zawodników, a jej ławka to wciąż niezły zasób, jeśli tylko obecni na niej złapią formę. A potencjał mają ogromny. Gomes, Paco, Turan, Denis Suarez, Rafinha, Roberto… Trzeci i czwarty, będąc w formie, może wnieść sporo na lewą stronę ataku/rozegrania, a pozostali dać odpowiednią jakość w pomocy i ataku.

Jest to założenie co najmniej optymistyczne, jednak wcale nie ocierające się o science fiction. Duża w tym rola trenera, który musi zbudować w nich pewność siebie i wepchnąć na wyższy poziom. Guardiola był w tym mistrzem. Głównie to jest najważniejszym zadaniem, które stoi przed Valverde. Bo jeśli wejdzie do szatni jak swego czasu Gerardo Martino, nie pomógłby mu ani Neymar, ani Verratti, ani nikt inny. Musi zaszczepić w zawodnikach motywację do gryzienia trawy, a z kim takie rzeczy wychodzą najłatwiej? Właśnie z zawodnikami, którzy jeszcze nie osiągnęli nic wielkiego i nie weszli na najwyższy poziom… Dlatego to głównie od niego zależą losy klubu 24-krotnego mistrza Hiszpanii.

Takie podejście jest ryzykowne, ale nie stałoby się nic złego, gdyby zostało sprawdzone. A jeśli by wypaliło, Barcelona zaoszczędziłaby kupę pieniędzy, bo każdy widziałby, że już nie musi przepłacać. Zresztą – nie jest to tylko moje zdanie. Rivaldo w odejściu Neymara widzi szansę na wzmocnienie ducha zespołu, a Del Bosque uważa, że bez coraz bardziej rozkapryszonego Brazylijczyka „Barca” może być jeszcze lepsza. Najbliższy poważny test Messi i spółka przejdą już wieczorem, w pierwszym superpucharowym spotkaniu z „Królewskimi”. Co będzie dalej? Sezon zweryfikuje. Trzeba jednak pamiętać, że Coutinho, Dembele, Paulinho i inni będą powiewem świeżości i oczekiwań, ale wcale nie są żadnym wyznacznikiem ani gwarancją czegokolwiek.

Fortuna: Odbierz 110 zł na zakład bez ryzyka + do 400 zł bonusu!

Komentarze

komentarzy