Najbardziej utytułowany zespół ostatnich lat, posiadający w swoich szeregach jednych z najlepszych zawodników na świecie, duma zarówno Katalonii, jak i całej Hiszpanii. Czy w tak świetnie działającym mechanizmie może być coś, co przyprawia obserwatorów o ból głowy i samoczynnie nasuwające się pytanie „JAK”? Ano może.
Po – delikatnie mówiąc – średnim rozpoczęciu obecnego stulecia i ściąganiu przepłaconych niewypałów w Barcelonie zaczęło się układać. Zakupy takich zawodników jak Ronaldinho, Deco, Eto’o, Marquez czy Giuly zapoczątkowały erę, którą wciąż obserwujemy. Warto jednak zwrócić uwagę, skąd przychodzili wspomniani gracze. O ile genialny Brazylijczyk był marzeniem całego piłkarskiego świata, o tyle reszta nie była sprawdzona w wielkich europejskich zespołach. Teraz wydaje się, że dla ludzi odpowiedzialnych za „wzmocnienia” na Camp Nou jest to jeden z głównych wyznaczników.
W ostatnich latach w „Blaugranie” pojawiło się więcej niewypałów niż perełek, które wskoczyły na światowy poziom. Do takiego grona aspirują obecnie jedynie ter Stegen, Umtiti i Rakitić, a kiedyś byli to Sanchez i Fabregas, którzy jednak koniec końców musieli odejść. Pomijam tutaj Neymara i Suareza – przychodzili już jako absolutne gwiazdy, a około 200 milionów rzuconych na nich po prostu musiało się zwrócić. Jak widać po tych kilku sezonach, inwestycja była opłacalna, ale mimo to Barcelona wydaje się niechętna, by podążać tym szlakiem.
Asensio, Dele Alli, Eriksen… Kojarzycie tych panów? Dołączyli do swoich obecnych zespołów za piłkarskie grosze (najdroższy Eriksen za 13 mln z Ajaksu). Barcelona po ściągnięciu Pique w 2008 roku, za pięć milionów, chyba zapomniała, jak robić takie transfery. Lata lecą, a ona wciąż opiera się na wielu wychowankach, którzy nie mają godnych zastępców. Skład bez Pique, Busquetsa, Iniesty i Messiego nie ma szans być tak skuteczny, jak z tymi zawodnikami. Nie oszukujmy się – Rafinha, Turan, Gomes, Alcacer to obecnie nie są piłkarze na takim poziomie, jakiego Barcelona by oczekiwała i potrzebowała.
W ostatnich latach była cała masa kwiatków, które przyszły za grube miliony i poziom drużyny co najwyżej podtrzymały. A przecież Barcelona szuka ludzi, którzy zapewnią jej więcej jakości w najbliższych sezonach. Oczywiście najlepszym rozwiązaniem z punktu ekonomicznego jest ściąganie młodych uzdolnionych piłkarzy za małe pieniądze. Z Haliloviciem i innymi wyszła klapa, może inaczej będzie z Marlonem, chociaż to wciąż zagadka. Idealnie tę politykę stosuje m.in. BVB i Monaco, ale te kluby mogą sobie pozwolić na ryzyko. „Barca” musiałaby młode perełki w większości wypożyczać zaraz po zakupie i liczyć, że odpalą. Przynosi to wiele znaków zapytania, na efekty trzeba czekać, więc niestety Barcelona w takie coś się nie bawi.
Zbierzmy wszystko do kupy: potrzeba sprowadzenia zawodników na absolutnie światowym poziomie, najlepiej ogranych w dobrym europejskim klubie w celu zminimalizowania ryzyka wpadki. Wniosek? Przeznaczyć konkretną kwotę na zawodnika, który zagwarantuje jakość. Tymczasem Barcelona wydaje i tak niemałe sumy na piłkarzy średnich, którzy być może byliby kluczowi, ale w drużynach z miejsc 4-8 ligowej tabeli. Na pewno nie w zespole, który chce walczyć o Ligę Mistrzów. Na celowniku poważnie znalazł się Marco Verratti i wydawało się, że mimo krążącej w mediach niemałej kwoty taki zakup dałby odpowiednią jakość. PSG nie dawało za wygraną, dała więc Barcelona…
Dziś na okładce "Sportu" wylądował Paulinho.
Wierzycie w ewentualny transfer do Barcelony? pic.twitter.com/LMVBWRNn0m
— Nasz Futbol (@NaszFutbol) June 26, 2017
Obecny priorytet? – Paulinho. Blisko 29-letni zawodnik, który dwa lata temu wybrał chińskie pieniądze zamiast dalszego rozwoju i walki o najważniejsze trofea. Sam przyznaje, że jest zainteresowanie, podobno nawet są ustalone warunki 4-letniego kontraktu, ale Barcelona nie chce wydawać więcej niż… 25 milionów. A najlepiej 20. Chińczycy żądają dwukrotnie więcej. Czy Brazylijczyk jest solidny? Oczywiście, że tak. Ale solidnych zawodników, takich jak Vermaelen, Mathieu, Arda, Song etc. było w Barcelonie wielu. Każdy z nich był po prostu uzupełnieniem, które miało nie przeszkadzać w grze największym gwiazdom. Paulinho raczej nie brzmi jak ktoś, kto miałby decydować o obliczu ważnych spotkań (w porównaniu z Verrattim, którego temat się oddala). Jego ewentualna przydatność jest bardzo prawdopodobna i możliwa, ale mimo wszystko potrzeba też kogoś z absolutnego topu. Tymczasem Iniesta musi już coraz więcej odpoczywać, a następcy wciąż brak. O innych pozycjach nie wspominając… Plotki o odpuszczeniu sobie Dembele i zainteresowaniu Bernardeschim tylko to potwierdzają.
Jak będzie wyglądała Barcelona w następnych latach? Wielkie sukcesy ciągną za sobą wielkie pieniądze, co potwierdzają m.in. ostatnie umowy z Nike i Rakutenem. Pieniądze to jednak nie wszystko i trzeba jeszcze wiedzieć, w co je zainwestować. To niestety na Camp Nou nie wygląda najlepiej. Jedyna nadzieja w tym, że fortuna kołem się toczy i po tych złych wyborach muszą w końcu przyjść te idealnie trafione. Bez tego może nie pomóc ani Valverde, ani żaden inny trener.