Bieda, slumsy, guz serca – droga przez mękę Angela Correi

Argentyna, przedmieścia Rosario. To tutaj znajdują się pobliskie slumsy, tętniące nocą pełnią życia. Nijak jednak ma się to do naszej ułożonej normalności. Bowiem dzielnica Santa Fe po zmierzchu to miejsce, w którym narkotykowe transakcje i przestępczość to coś na porządku dziennym. Mimo to, za dnia dzieje się tu wiele pozytywnego – mowa oczywiście o futbolu. Ulica, niejednolite pola trawy i kilkunastu nastolatków. To standardowy krajobraz, tworzony przez dzieci, chcące pewnego dnia być jak Diego Maradona. Wśród takich marzycieli był także Angel Correa.

Los młodemu Argentyńczykowi wybitnie nie sprzyja. Jego życie od początku przynosiło mu tylko niemiłe niespodzianki. Spędzone dwanaście lat życia w slumsach, dodatkowo bez ojca, który zmarł, kiedy Angel skończył dziesięć lat. Wychowany przez matkę oraz braci, wśród brudu i biedy. Aby wyrwać się z tego letargu, Correa chciał uciec w jedną możliwą ścieżkę i zostać piłkarzem. Dwa lata po stracie ojca został wypatrzony przez skautów San Lorenzo, gdzie dołączył do drużyny juniorów.

Pobyt w Buenos Aires, dla młodego chłopaka z przedmieść Rosario, okazał się wielkim wyzwaniem. Tym bardziej, że Angel z natury był niezwykle nieśmiałym chłopakiem i musiał się dopasować do reszty drużyny, czyli do dzieci zazwyczaj pochodzących z dobrego domu, którzy patologię widzieli jedynie na ekranach swoich kilkudziesięciu calowych telewizorów. W pierwszym zespole San Lorenzo zadebiutował w 2013 roku, zaś premierową bramkę dla El Ciclon trafił dzień po urodzinach swojego zmarłego ojca, któremu zadedykował swoje trafienie. Po kilku dobrych miesiącach, skrzydła Angela znowu zostały podcięte – tym razem przez śmierć ojczyma oraz brata. Mimo to Correa kontynuował bieg po marzenia. Każdy drybling, każda bramka, każdy mecz, dawał mu motywację do życia i odciągał jego myśli od wszędobylskich problemów.

correasanlorenzo

Jego dobre występy momentalnie zostały zauważone przez europejskie kluby. Największą chrapkę na napastnika miała Benfika Lizbona, która mogła wówczas go zakontraktować za pomocą wolnego transferu. Zarząd San Lorenzo jednak szybko i skutecznie zainterweniował, namawiając swojego wychowanka na podpisanie profesjonalnego kontraktu. Piłkarz szybko stał się ulubieńcem kibiców i już w 2013 roku był podstawowym graczem zespołu, który wygrał mistrzostwo w pierwszej fazie zasadniczej klubowych rozgrywek w Argentynie (Inicial).

Kilka miesięcy później San Lorenzo zwyciężyło w Copa Libertadores, po zwycięstwie z Nacionalem. Już w czasie tego sezonu, Angelowi bacznie przyglądał się Diego Simeone, który szukał następcy dla Diego Costy. Cholo dość często wysyłał swoich skautów, by przygotowywali mu raporty na temat gry nastolatka. Simeone chciał zmienić styl gry swojej drużyny w ataku i czuł, że Correa może być strzałem w dziesiątkę. Transfer został oficjalnie potwierdzony w maju 2014 roku, choć już pół roku wcześniej dopięto pierwsze formalności. Argentyńczyk podpisał pięcioletni kontrakt, a San Lorenzo otrzymało 7,5 miliona euro.

correaatleti

Sielankę przerwała kolejna fatalna informacja. Na testach medycznych w Madrycie dowiedział się o guzie w sercu. Nietrudno sobie wyobrazić, jakie myśli chodziły po jego głowie. Na jego szczęście, guz był łagodny, dodatkowo wykryty niezwykle szybko. Nie było bezpośredniego zagrożenia życia. Atletico szybko zainterweniowało i sfinansowało skomplikowany zabieg w klinice Mount Sinai Hospital w Nowym Jorku. Operacja przebiegła pomyślnie, a kilka kolejnych dni po zabiegu spędził z rodziną oraz braćmi. Następnie wrócił na jakiś czas do Argentyny. Powrót do gry oczywiście był niemożliwy bez odpowiedniej rehabilitacji, która miała potrwać ponad pół roku.

Siedem miesięcy później wychowanek San Lorenzo wrócił do futbolu i od razu okazał się rewelacją mistrzostw Ameryki Południowej do lat 20 rozgrywanych na przełomie stycznia i lutego 2015 roku. Selekcjoner młodych Albicelestes, Humberto Grondona, powołał Angela i już w pierwszym spotkaniu nie żałował swojej decyzji. Correa na rozpoczęcie turnieju przeciwko Ekwadorowi zdobył bramkę i zaliczył dwie asysty. Okazało się to niezwykle imponujące jak na młodego zawodnika, który nie miał styczności z futbolówką przez pół roku. Przez wielu dziennikarzy wybrany najlepszym zawodnikiem turnieju w Urugwaju i natychmiast zaczęto porównywać go do jednych z najlepszych napastników w historii Argentyny. Jednym tchem wymieniano nazwiska Maradony, Teveza czy Aguero. Juan Antonio Pizzi, menedżer San Lorenzo stwierdził nawet, że Correa osiągnie więcej od Kuna, ponieważ ma więcej wyobraźni w ataku. Menedżer jest przekonany, że zawodnik Atletico już niebawem może stać się kluczowym zawodnikiem narodowej drużyny. Nazywa go wręcz piłkarzem o największym potencjale w kraju.

correakadra

Przed obecnym sezonem plotkowano o wypożyczeniu Angela do Rayo Vallecano, ale Simeone bardzo szybko wybił to wszystkim z głowy. Correa błyszczał w przedsezonowych sparingach, a swoją ciężką pracą i zaangażowaniem na treningach udowodnił Cholo, że jest w stanie być częścią jego zespołu, dzięki czemu zadebiutował już w inauguracyjnym spotkaniu La Liga. Ten występ otworzył oczy wielu niedowiarkom, a filmy z jego dryblingami z tego spotkania natychmiast obiegły media społecznościowe. Najbardziej pod wrażeniem okazał się Tata Martino, selekcjoner Argentyny, który powołał 21-latka na spotkania reprezentacji przeciwko Boliwii i Meksykowi rozgrywane na początku września. Urodzony w Rosario piłkarz znalazł się obok takich zawodników jak Javier Mascherano, Sergio Aguero czy Leo Messi, których jeszcze trzy lata wcześniej podziwiał jedynie w telewizji.

Ponad rok temu, mało kto spodziewał się, że zakompleksiony chłopak urodzony w Rosario zostanie jednym z odkryć obecnego sezonu. Także pierwsze występy w reprezentacji Albicelestes, to początek kolejnego rozdziału w jego karierze, po tym jak marzenie o grze na europejskich salonach spełnił kilka miesięcy temu. Kariera Correi powoli nabiera rozpędu, który przypomina moc spadania kamienia targanego przez Syzyfa. Teraz nadszedł czas, by oszukać przeznaczenie i zmienić scenariusz popularnego mitu. Angel bez wątpienia na to zasłużył.

Komentarze

komentarzy