Bóg i Anioł kontra Czerwone Diabły

Wielu postronnych obserwatorów mundialu najbardziej ostrzy sobie zęby na ten ćwerćfinał. Nie dlatego, że obie drużyny mają na swoim koncie komplet zwycięstw. Nie dlatego, że zarówno Argentyna, jak i Belgia nie pokazały jeszcze całego arsenału swoich umiejętności. Każdy chce się jednak przekonać, czy coraz lepiej funkcjonująca machina Marca Wilmotsa poradzi sobie z duetem przysłanym Albicelestes prosto z niebios.

Dwie gwiazdy dwóch największych klubów świata. Lewonożni magicy, obdarzeni nieprawdopodobnym talentem. Leo Messi i Angel di Maria. Na szczęście dla Albicelestes obaj nie kryją faktu, że są bliskimi przyjaciółmi, co gracz Realu wielokrotnie podkreśla w czasie tego czempionatu.

mesi

Czy to w Realu za plecami Ronaldo, czy w kadrze za Messim, di Maria zawsze zostawał gdzieś w cieniu, kiedy jego koledzy zbierali laury. Teraz jest inaczej. Fideo zawodził w fazie grupowej, aż do 118. minuty 1/8 finału ze Szwajcarią nie błyszczał, lecz jego złoty gol może być impulsem, który pociągnie Albicelestes do dużo lepszej gry. Moim zdaniem ta ekipa gra na 50 procent swoich możliwości. Cały czas bez gola pozostają Aguero, Lavezzi i Higuain, którzy w sumie kosztowali swoje kluby 96 milionów euro. Umiejętności zatem mają, zobaczymy czy w biało-niebieskiej koszulce będą w stanie się przełamać. Sam Messi może sobie nie poradzić z rozkręcającą się belgijską machiną. Subtelnie sugeruje to oficjalny twitter reprezentacji Czerwonych Diabłów.

 mesi 2

No właśnie, Czerwone Diabły. Drużyna, w której wielu upatrywało czarnego konia turnieju, przeciętną postawą w grupie wzbudziła wiele krytycznych opinii na swój temat. Z każdej śmiałem się coraz głośniej. Czego więcej oczekiwać po niedoświadczonej reprezentacji niż kompletu punktów w pierwszej fazie turnieju? Gdyby nie Tim Howard, do którego sam Barack Obama dzwonił z gratulacjami za mecz z Belgią, Hazard i spółka mogli wygrać mecz 1/8 finału różnicą czterech, czy pięciu bramek. Nagle, biorąc pod uwagę dość przyjemną drabinkę, gracze Marca Wilmotsa mają realną szansę zagrać 13 lipca na Maracanie w wielkim finale! Argentyna, mimo, że powoli budzi się ze snu, ze swoją dziurawą obroną wcale nie musi być dla Lukaku i de Bruyne’a większą przeszkodą niż przestawiciele soccera, a w półfinale Belgów najprawdopodobniej czekają niderlandzkie derby z pomarańczową machiną Louisa van Gaala, która z pewnością nie ma tak zbilansowanej, a przede wszystkim silnej kadry jak Marc Wilmots. Belgowie muszą jednak twardo stąpać po ziemi i walczyć o każdy centymetr boiska w starciu z podopiecznymi Alejandro Sabelli, aby ich cudowny sen trwał nadal.

Na to spotkanie nawet nie trzeba zbytnio zachęcać, zatem widzimy się o 18.00 przed telewizorami! Obyśmy obejrzeli tak pasjonujący mecz jak Belgów z USA, dodając do tego palpitacje serca z końcowych minut argentyńskiego meczu w 1/8 finału.

/Kuba Tomaszkiewicz/

Komentarze

komentarzy