Okienko transferowe dla klubów z Anglii jest jak przechadzka grupki dzieci po supermarkecie. Chęć kupna wszystkiego, co na pierwszy rzut oka wydaje się niezbędne u drużyn z Premier League, jest już codziennością. Wśród nich jest jednak jedno dziecko, które rozważnie sporządza listę potrzeb. Mowa o dziecku z „Kogutem” na trykocie.
Ubiegły sezon dla Tottenhamu był doprawdy udany. Drugie miejsce w lidze – pomimo przedsezonowych rozważań, że drużyna Pochettino może mieć problem z awansem do TOP4 – uznano za naprawdę dobry wynik. Czy jednak samozadowolenie jest aż nadto wysokie?
Za niespełna miesiąc startuje kolejny sezon angielskiej ekstraklasy, a czołowe drużyny zaczynają się zbroić przed wznowieniem rozgrywek. „Spurs” jednak nie wykonują nerwowych ruchów i czekają nie zważywszy na to, że być może nadchodzą ich najważniejsze lata w historii klubu, jeśli weźmiemy pod uwagę ostatnie 50 lat. Ostatnia kampania była dla nich najlepszym sezonem od 1963 roku, kiedy to zdobyli aż dwa tytuły mistrzowskie z rzędu. Teraz „Koguty” mają podobne cele, tym bardziej że lada moment przeniosą się na nowy stadion, który oznacza dwa kroki więcej w stronę lepszej renomy klubu.
Więc dlaczego zatem nie pójść drogą ligowych rywali i wydać ogromne pieniądze na wzmocnienia? Pierwszym powodem jest to, że Pochettino zbudował zespół, którego mocne strony są oparte na całej drużynie. Wszyscy czołowi gracze są tutaj od kilku lat i doskonale wiedzą, jaka jest filozofia zespołu. Są znacznie bardziej zaawansowanym projektem drużyny aniżeli większość ekip w Premier League. Głównie dlatego przeważają nad tymi, którzy wydają ogromne sumy – choć oczywiście nie nad wszystkimi. To także oznacza, że nie łatwo dopasować nowego piłkarza do systemu. Tottenham w zeszłym sezonie zakontraktował Mousse Sissoko, Vincenta Janssena, Kevina N’Koudou oraz Victora Wanayame, z którym „Poch” pracował w Southampton. Zaledwie ten ostatni zdołał wkomponować się do zespołu.
Dlatego jeśli „Spurs” mają zamiar kupować nowych zawodników tego lata, zarówno zarząd klubu, jak i sztab szkoleniowy muszą mieć przekonanie, że będzie warto. Ale jakość kosztuje. Wśród najważniejszych celów Tottenhamu był skrzydłowy Monaco, Thomas Lemar, ale jego wymagania płacowe znacznie przerosły oczekiwania klubu z White Hart Lane.
„Koguty” od wielu lat nie płacą wysokich tygodniówek swoim piłkarzom. Najwięcej w zespole Pochettino zarabiają Harry Kane oraz Hugo Lloris (120 tysięcy funtów tygodniowo). Jak na gaże wypłacane przez inne ekipy, są to śmieszne pieniądze. Dla porównania, w Chelsea więcej zarabia sześciu graczy (najwięcej Eden Hazard – 200 tysięcy funtów), w Manchesterze City siedmiu piłkarzy (najwięcej Sergio Aguero – 220 tysięcy funtów), zaś w United pięciu graczy (najwięcej David de Gea – 200 tysięcy funtów).
Nie oznacza to rzecz jasna, że w tym okienku Tottenham zamierza biernie przyglądać się poczynaniom możniejszych. Nadal niejasna jest przyszłość Kyle’a Walkera, który najprawdopodobniej zostanie sprzedany do Manchesteru City. Wobec tego klub z Londynu będzie potrzebował następcy Anglika. Podobnie jest w przypadku Erica Diera, za którego „Czerwone Diabły” proponują aż 50 milionów funtów. Takie oferty mogą być nie do odrzucenia dla prezesa Daniela Levy’ego. Oprócz następców, w kręgu zainteresowań „Spurs” nadal jest Ross Barkley. Levy uważa jednak, że na to należy poczekać do końca sierpnia. Wówczas kluby, które za wszelką cenę chcą sprzedać swoich graczy, dostatecznie zmiękną i zmniejszą oczekiwaną kwotę. Czy tak samo będzie i tym razem?