Katastrofalny mundial, wstyd na cały świat, wygrana na otarcie łez z rywalem, któremu pasował wynik 0:1. Jeśli ktoś zastanawiał się, jak wyglądałby „Koszmar minionego lata” nakręcony ponownie po dwóch dekadach, dostał odpowiedź. Polska piłka przez chwilę znalazła się w pięknej bańce mydlanej, która powoli leciała coraz wyżej. Jak zwykle bywa w takich przypadkach, musiała w końcu pęknąć. Wróciła szara rzeczywistość.
Adam Nawałka z kadrą żegnał się z łatką człowieka od „niskiego pressingu”. I choć każdy trzeźwo myślący w głębi serca doceniał to, co 60-latek zrobił dla kadry, jego przygoda z reprezentacją mogła zakończyć się w nieco milszy sposób. Mimo wszystko, znając polskie realia, nie możemy narzekać, bo mogło to wyglądać dużo, dużo gorzej. Przyszła pora na zmiany, a Zbigniew Boniek zaczął się dogłębnie zastanawiać nad następcą. Dużo mówiło się o kimś z zagranicy, konkretnie z Włoch, gdzie Boniek ma wiele znajomości. „Miał być Prandelli, będzie Brzenczelli” – napisaliśmy po kontrowersyjnym wyborze. Cóż, niepewność była duża…
Jerzy Brzęczek po dobrym okresie w Wiśle Płock postanowił przyjąć ofertę rzucenia się na jedną z najgłębszych wód w Polsce (tą drugą byłaby chyba praca w chwiejnej Legii). Misja odbudowy reprezentacji po fatalnym mundialu i próba nawiązania do wyników, jakie osiągał z nią Nawałka, była ogromnym wyzwaniem. Tym bardziej w Polsce, gdzie komentuje się – zwykle krytycznie – praktycznie każdy ruch wokół kadry. I co by się nie zrobiło i tak będzie źle. Wiecie, jak to jest – jak nie urok, to sraczka.
I jazda po Trenerze Brzęczku mega słaba już zapomnieliśmy jak zaczynał Nawałka? A nie mierzył się z rywalami klasy Portugalii czy Włoch…
— Jakub Rzeźniczak 52 (@JakubRzezniczak) October 15, 2018
Przegraliśmy z mistrzem Europy, graliśmy z wracającymi do życia Włochami, zremisowaliśmy z Irlandią. Cztery mecze, dwa remisy, dwie porażki. Oczywiście – to nie jest coś, co ma nas nie ruszać, nie niepokoić. Problem w tym, że już pojawiają się bezsensowne głosy o zwalnianiu selekcjonera, który przecież dopiero co ruszył z bloków startowych. To tak, jakby oceniać biegacza po sekundzie od startu: „Och, trochę przysnął, mógł ruszyć 0,2s wcześniej”. „Patrzcie, od samego początku ma sporą stratę”. „Ha, jak mógł tak dać ciała, teraz już na pewno nie ma szans”. Ojj uwielbiamy to, prawda? Mamy to we krwi…
Dobra Brzeczek, wypierdalaj
— Sympatyczny Żabol?????? (@sirtimon90) October 14, 2018
Próbujemy nowego ustawienia w meczach Ligi Narodów, czyli tak na prawdę meczach towarzyskich? – „Po co kombinować, musimy robić to, co wychodziło najlepiej!”. Gralibyśmy typowym 1-4-4-2? – „Znowu to samo, przewidywalnie, zero własnych pomysłów!”
Gramy zawodnikami sprawdzonymi wcześniej, choć teraz niekoniecznie w pełni formy? – „Grają za nazwisko, won z kadry, pora na świeżą krew!” Sprawdzamy nowych, mniej doświadczonych? – „Co to ma być, to nie poziom kadry, żenada!”
Ale jebanie Zielińskiego po meczu, w którym okradziono go z dwóch genialnych asyst to już przesada. Zaślepienie ma swoje granice.
— Jakub Rosik (@JakubRosik) October 15, 2018
Mamy szansę sprawdzić się na tle naprawdę niezłych rywali, co przecież zwykle jest najlepszą lekcją? – „Znowu same porażki, zero gry, zwolnić trenera!” Gralibyśmy typowe sparingi z Litwami, Słowacjami i innymi tuzami? Wtedy wyniki być może byłyby lepsze, choć trudno powiedzieć, że byłyby lepszą lekcją i sprawdzeniem różnych rozwiązań. No ale byłoby „ha! Super! Lewy król, Brzęczek kozak!”. A weryfikacja z mocnymi rywalami i tak by przyszła, tylko już nie w meczach o pietruszkę…
Druzgocące liczby z tekstu @MichalTrelaBlog. pic.twitter.com/I9bsdaRxOY
— Tomasz Cwiakala (@cwiakala) October 15, 2018
Nie piszę tego dlatego, żeby bronić nowego selekcjonera. Każdy widzi, że gra wygląda słabo, próżno szukać w niej jakiegoś działającego pomysłu, a składy posyłane do boju często zostawiają dużo do życzenia. Wiele dotychczasowych decyzji wydaje się kompletnie „z czapy”, ale to też jakaś lekcja. W tej sytuacji chodzi o to, by nie popadać w skrajności. Jerzy Brzęczek, jeśli jest dobry, wyciągnie wnioski, zrobi coś inaczej i wtedy – w meczach o stawkę – może nas do siebie przekona. To jedna opcja, bo równie dobrze może okazać się kompletnym niewypałem, którego kadra przerosła, a on sam nie do końca wie, co i jak z nią robić. Wtedy większość hejterów dumnie stwierdzi: „ha, wiedziałem, że tak będzie”.
Prawda jest taka, że na 100% nie wiemy aktualnie nic. Nie wiemy jak to się skończy, ale usilnie stajemy po tej drugiej, pesymistycznej, pełnej jadu stronie. Po co? „Wuja” (ot, kolejna popularna ostatnio docinka) zaczął średnio, ale nie od razu Rzym zbudowano i nie takie historie piłka już widziała. Jako naród mamy tendencję do automatycznego czepiania się, której się nie przeskoczy, ale może warto czasem pomyśleć i poczekać z osądami. Na te przyjdzie pora w trakcie eliminacji.