Dani Alves nie potrafi korzystać z mediów społecznościowych. Niestety, ale licznymi kretyńskimi wpisami nie ośmiesza tylko siebie, ale cały klub.
Gdy wymyślono Internet na pewno wielu mądrych miało świadomość do czego może on doprowadzić. Jednak nikt chyba, nie myślał wtedy o tym, że może zaszkodzić w sporcie. Oczywistym jest, że jeżeli ktoś potrafi korzystać z tego narzędzia w odpowiedni sposób, to czerpie tylko korzyści. Zdarzają się też niestety idioci i to w dużych ilościach u których cztery, czy pięć kresek zasięgu WIFI oznacza kłopoty.
Gdy taka osoba jest sławna, to narażona jest na bardzo duże pośmiewisko. Jeśli nie jest rozpoznawalna, to zrobi z siebie idiotę i mało kto się o tym dowie poza wąską grupą znajomych. Aby zobaczyło to więcej osób należy zrobić z siebie konkretnego kretyna i przebić innych po stokroć, albo co ostatnio coraz bardziej modne… Wystarczy wyrządzić sobie krzywdę i uwiecznić to na którymś z portali społecznościowych.
Tak się jednak składa, że piłkarze również mają dostęp do sieci i chętnie z niego korzystają. Jest wielu którzy robią z tego pożytek i komunikują się kibicami w sposób bezpośredni. Naprawdę fajna inicjatywa, coś o czym kiedyś można było tylko pomarzyć. Z uwagi na to, że futbol staje się globalny, a Chelsea, Manchester, Real Madryt, czy Barcelona mają kibiców w każdym zakątku świata jest to genialne urządzenie.
Doskonałym przykładem odpowiedniego korzystania z tego wynalazku jest Pique, który pomimo tego, że jest kontrowersyjny i często pisze to co myśli, potrafi korzystać z mediów społecznościowych. Oczywiście czasami przesadza, ale on ma tego świadomość, to nie jest bezmyślne. Jego wpisy na Twitterze są przemyślane i dokładnie to samo by powiedział w telewizji prędzej, czy później. Sam zresztą nie raz o tym wspominał. Chodzi mi tutaj jednak o coś innego. Stoper Barcelony komunikuje się w dwóch językach: katalońskim i angielskim. Często organizuje różne akcje w których można wygrać bilety na mecz, od czasu do czasu odpowiada na pytania kibiców. Świetna sprawa, każdy fan może poczuć bliskość z kimś kogo codzienne ogląda i podziwia w telewizji albo n stadionie. Bez dwóch zdań Pique, to przykład tego jak powinno się korzystać z mediów społecznościowych, to człowiek który ma świadomość tego co robi i zna konsekwencje ewentualnego wpisu.
Pewnie zaraz ktoś uzna mnie za idiotę, bo to właśnie Katalończyk był krytykowany za niewłaściwe korzystanie z mediów społecznościowych i to przez niego powstała debata na temat zakazów korzystania z tego typu środków. Jest mi to trudno zrozumieć, bo to powinien być przykład profesjonalizmu jeżeli chodzi o korzystanie z tego typu narzędzi komunikacyjnych. Jest to błędnie mylone tylko dlatego, że stoper reprezentacji Hiszpanii jest kontrowersyjny. Jeśli w sieci byłby inny, to ubierałby inną maskę. Nie uważacie, że to bez sensu? Najważniejsze, że on wie jakie będą reakcje i często to wykorzystuje, podobnie na polskiej scenie działa Zbigniew Boniek.
Więc jeśli Pique jest przykładem, to Dani Alves stoi po drugiej stronie barykady. Brazylijczyk jest kretynem i potwierdza to każdym kolejnym wpisem. Nie rozumiem dlaczego FC Barcelona nie zabroni mu udzielania się w mediach społecznościowych. Jeżeli robiły idiotę tylko z siebie, to wszystko byłoby na właściwym miejscu. Nic nam do tego, niech robi to dalej, przecież i tak każdy wie, że nie należy do tych inteligentniejszych. Jednakże prawy obrońca Blaugrany często wystawia na pośmiewisko nie tylko siebie, ale i klub. Miliony wpisów o tym jaki to on jest smutny, niedowartościowany, że brzydzi się piłką nożną etc. Kolejne tysiące o tym, że dziennikarze z futbolu zrobili szambo i gówno, a on jest pierwszym męczennikiem. Dobra to jeszcze można zrozumieć, przymknąć oko, a najlepiej nie czytać. Jeśli czytać to dla śmiechu, na pewno nie w celach edukacyjnych.
Niedawno jednak przesadził, bo nie skończyło się tylko na filozofowaniu w kretyńskim stylu. Po przegranym spotkaniu LM, na Instagramie umieścił filmik, podczas którego udaje swoją dziewczynę w idiotycznej peruce. Do tego momentu wszystko było w normie, można powiedzieć, że wręcz klasycznie. Należało się spodziewać „Alvesowych mądrości”, ale nic z tego. Tym razem Brazylijczyk naśladował głos swojej dziewczyny i pocieszał się po porażce z Atletico Madryt, a co za tym idzie po odpadnięciu z Ligi Mistrzów. Używając przy tym słów, że nic się przecież nie stało, to tylko mecz. W sumie to nic w tym dziwnego, pewnie tak nawet czuje, ale czy umieszczanie tych swoich odczuć w Internecie, a do tego w tak kretyńskiej oprawie jest mądrym posunięciem? Czy naprawdę tak trudno było przewidzieć jaka będzie reakcja kibiców, jak ucierpi na tym klub, a przede wszystkim sam piłkarz?
Niedawno śmiałem się z organizowania kursów szkoleniowych z Twittera, Facebooka, Instagrama etc. Nie ma w tym jednak nic śmiesznego, ludzie to w większości idioci, a że dostęp do świata wirtualnego ma praktycznie każdy, to takie szkolenia są potrzebne. Wśród piłkarzy znajdziemy wielu nie grzeszących rozumem, których należy hurtowo wysyłać na takie szkolenia. Tego typu edukacja uchroni nasze dzieci od tego, że idol z telewizora nie zamieni się nagle w debila, a co ważniejsze nie wpoi dzieciakom idiotycznych nawyków. Chyba nikt z nas nie chciałby, żeby ktokolwiek z naszego otoczenia zaczął naśladować Daniego Alvesa?
Mam to szczęście, że wychowywałem się w czasach gdy tego nie było. Zakochałem się w futbolu we wczesnych latach młodzieńczych, a moim idolem był Rivaldo. Wyniki zamiast na livesporcie sprawdzałem w telegazecie, a mecze oglądałem na niemieckiej satelicie. Dostęp do informacji był mizerny. Łatwo się zatem domyślić, że nie miałem też możliwości dowiedzieć się, że któryś z ulubionych zawodników jest po prostu głupi. Dzisiaj ta wiedza już jest, bo sami piłkarze nam ją podają na tacy, wystarczy wcisnąć jeden przycisk. Gdybym nie wiedział, że Alves to bezmózgi zawodnik pierwszej klasy, to bez wątpienia inaczej podchodziłbym też do jego poczynań na boisku. Mówcie co chcecie, ale taki obraz poza boiskiem zamazuje nam często, to jak ktoś jest dobry w tym co robi najlepiej. Tym bardziej, że klub przez jego wybryki również traci i to sporo na płaszczyźnie marketingowej i wizerunkowej.
Windows walczy z piractwem i mając najnowszy system musimy już kupować legalne oprogramowanie, bo jeśli nie, to wielkie oczy Billa Gatesa to zobaczą i zabierze nam komputer, a później będziemy musieli zapłacić mandat za kradzież. Mam nadzieję, że kiedyś wielkie oczy „Internetowego Billa” będą zabierać komputery i dostęp do Internetu idiotom typu Alves. Tak, tak, wiem to tylko złudne marzenia, ale to Leicester poprzewracało mi w głowie.