Burzyński: Kim jest Zbigniew Boniek?

zibiiiii

Tytułowe pytanie wydaje się niezwykle proste. Przede wszystkim to prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej. W przeszłości znakomity piłkarz, prawdopodobnie najlepszy w historii polskiej piłki. Ale to zbyt prosta odpowiedź. Boniek to coś więcej niż prezes, piłkarz, przedsiębiorca…

Na początku muszę zaznaczyć, że nie jest to tekst sponsorowany, nie jestem z prasy sprzyjającej Bońkowi. Nie popadam w reprezentacyjny huraoptymizm. Oczywiście doceniam grę naszej reprezentacji, ale w ostatnim czasie napisałem więcej niepochlebnych tekstów o drużynie Nawałki niż ktokolwiek inny. Ten felieton jest o Zbigniewie Bońku, a nie o reprezentacji Polski.

Niedawno przypomniało mi się pewne spotkanie z Bońkiem w mojej rodzinnej miejscowości. Przyjazd prezesa PZPN-u zorganizowany został w ramach cyklu „Sępoleńska Akademia Sukcesu”. Nietrudno więc domyślić się, z jakim rodzajem rozmowy mamy do czynienia. Przyjeżdża znana osoba do małej miejscowości i odpowiada na pytania licznie zgromadzonych dzieci i starszych ludzi, bo i takich nie brakowało. Od razu trzeba zaznaczyć, że Sępólno Krajeńskie nie jest dla Bońka nieznanym miasteczkiem, tak jak dla większości z Was. W czasach dzieciństwa Boniek większość swoich wakacji spędzał w Nakle nad Notecią u swoich dziadków, czyli niedaleko Sępólna Krajeńskiego. Prezes doskonale zna te tereny, więc przyjazd do Sępólna wiązał się dla niego także z przeszłością.

Człowiek, który osiągnął życiowy sukces, w większości przypadków nie odcina się od miejsca, w którym dorastał. Podobnie jest z Bońkiem, ale nie chodzi tutaj o pokazanie na publicznym forum tego, co się ma. Zupełnie bez sensu, bo Boniek to nie sukces na skalę lokalną, krajową. To coś znacznie więcej.

Spotkanie trwało godzinę i padło wiele standardowych pytań: o atmosferę w szatni, jak dojść do dużych pieniędzy, czym jest sukces, jak kupić bilet na mecz Serie A. Prezes na wszystkie pytania odpowiadał z uśmiechem na twarzy, nie zerkał co chwilę na zegarek, nie był zażenowany tym, że kierowca tira chwali się licznymi odwiedzinami Turynu z uwagi na fakt pracy, jaką wykonuje. Po prostu odpowiadał, co ten człowiek ma zrobić, by kupić bilet. Mógł przecież odburknąć z ironią… Jednak nic z tych rzeczy, pełny szacunek do każdego.

Byłem tam też ja – młody, niepokorny, prawie 30 kg cięższy niż obecnie. Atakowałem pytaniami zgoła innymi niż reszta. Gdy dostałem mikrofon, to nie oddałem go przez około 15 minut. Pytałem m.in. o rzekomo ustawiony mecz Zawiszy Bydgoszcz z Arką, mecze przyjaźni, odpuszczanie walki o awans z 1. ligi do ekstraklasy, problemy finansowe Polonii Warszawa, rozpad ŁKS-u. Zupełnie inny target. Tego typu pytania nie padają na takich spotkaniach. Jednak również tutaj Boniek nie zawiódł. Odpowiadał tak, jak należy, nie traktował tego niepoważnie. Jestem wręcz przekonany, że dokładnie tak samo odpowiedziałby w telewizyjnym wywiadzie. Przecież mógł odpuścić, powiedzieć, że trochę się zagalopowałem, rzucić żartem i poprosić do zdjęć.

Był też starszy pan, który wspominał byłych trenerów, z którymi Boniek mógł mieć kontakt, a on sam grał w prowadzonych przez nich drużynach. Wymienił ojca byłego piłkarza Juventusu, który trenował drużynę w Nakle. Mówiąc w skrócie, wspominał, a Boniek słuchał bardzo długo i czekał na puentę, której w zasadzie nie było. Historia bez końca naprawdę się przeciągała, publiczność przysypiała, ale nie Boniek. W jego oczach zainteresowanie nie słabło, a wręcz przeciwnie, narastało.

Spotkanie w Sępólnie Krajeńskim ze Zbigniewem Bońkiem uświadomiło mi jedną rzecz. Boniek to człowiek, który szanuje wszystkich, bez wyjątku. Nie na pokaz, gdy błyskają flesze. Nie da się być aż tak dobrym aktorem. Podobnie ma się sprawa z niechwaleniem się majątkiem. W ostatnim czasie wśród celebrytów panuje powszechna moda, by w telewizji mówić, że pieniądze lubią ciszę, i ogólnie nie pokazywanie tego, że ma się dużo. Lepiej mówić, że żyje się jak normalny człowiek, nie odbiła sodówka etc. Jednak zwykle po trzech minutach w programie Wojewódzkiego taki celebryta pęka i zaczyna napominać, że akurat dzisiaj jechał ferrari, bo w mercedesie padł silnik, i podaje dokładnie, jaki to był silnik. W skrócie – miało być skromnie, ale wyszła tandeta.

W ostatnim czasie zastanawiałem się, dlaczego Kmiecik i Greń wychodzą aż tak blado na tle Bońka. Nie chcę używać tutaj niecenzuralnych słów, bo naprawdę można napisać znacznie mocniej, ale po co? Wolę czasami wspomnieć, że Dani Alves bywa debilem w niektórych sytuacjach pozaboiskowych. Jednak Brazylijczyk to wielki piłkarz i ma to jakiś wydźwięk, a pisanie, że żul pije alkohol, to aksjomat. Tak więc nienawiść Grenia i Kmiecika do Bońka to zwykła zazdrość. Ktoś powie, normalna rzecz. Pewnie, że tak, nawet bardzo normalna. Co więcej, zazdrość bywa motywująca i może przynieść wiele dobrego. Tak było przecież z Lewandowskim i Błaszczykowskim. Zazdrościli sobie na różnych etapach kariery, ale obaj z tego wynieśli coś dobrego, bo to inteligentni piłkarze. Jednak żenada zaczyna się wtedy, gdy zazdrościsz komuś, do kogo nie masz nawet startu. Zupełnie tak, jakbym nagle z zazdrości do Borka czy Wilkowicza zaczął ich szykanować, wyzywać, obrażać, wymyślać niestworzone historie. Jak by się to dla mnie skończyło? Chyba nietrudno się domyślić. Obaj są świetnymi dziennikarzami, a ja coś tam sobie piszę. Zupełnie nie ta skala, nie ten poziom! Jednak jeśli Stanowski nagle by uznał, że Borek to pajac, to tutaj kłótnia miałaby inny wydźwięk. Można się przepychać, obaj grają w tej samej lidze. Reasumując, Kmiecik i Greń grają w lidze powiatowej, a Boniek kopie na Sanatiago Bernabeu. Więc każda historia Sławka z Czarnych Niedźwiadków o Cristiano Ronaldo będzie traktowana jako żart. Na początku tak nieprawdopodobnie głupi, że aż śmieszny. Po czasie już tylko żałosny.

zibi

Boniek to osoba, która budzi szacunek. Taki polski Johan Cruyff. Nie dlatego, że obaj świetnie grali w piłkę. Boniek po śmierci holenderskiego piłkarza i trenera powiedział, że to był człowiek, który pojawiał się w jakimś miejscu i automatycznie budził szacunek. Nic nie musiał mówić, po prostu wchodził i każdy czekał aż coś powie. Po tych słowach przez chwilę miałem wrażenie, że Boniek mówi o sobie.

Cristiano Ronaldo czy Leo Messi nie mają tego „czegoś”, bez dwóch zdań ciekawszym rozmówcą byłby Boniek. Albo właśnie Cruyff. Oczywiście każdy z nich przeżył wiele rzeczy. Messi to moim zdaniem najlepszy piłkarz w historii futbolu, ale nie byłby w stanie wywołać tego uczucia, które miał Cruyff i ma Boniek. W jednym z wywiadów Gerard Pique powiedział, że nie ma sensu siadać do stołu, przy którym będziesz najmądrzejszą osobą, po prostu szkoda czasu. Swoją drogą, to kolejny piłkarz, który ma to „coś”. Jednak wracając do tego, co powiedział, Boniek ma przechlapane.

Wychowanek Zawiszy postanowił zostać piłkarzem. Gdyby chciał być kimś innym, toby nim był. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Miałby pieniądze, tak jak ma teraz. Możliwe, że nawet większe. Zabawmy się w efekt motyla. Co byście zmienili w przeszłości Zbigniewa Bońka? Na próbę powiedźmy, że w wieku 24 lat doznaje ciężkiej kontuzji i gra w piłkę jest niemożliwa. Moim zdaniem zostaje przy futbolu w nieco innej roli. Na początku trener młodzieży, a później zostaje jednym z pierwszych menedżerów w Polsce. Po czasie zostaje jednym z najlepszych na rynku europejskim.

audui

Sukces reprezentacji Polski w ostatnim czasie to zasługa Zbigniewa Bońka. Podkreślam to od samego początku. Wiecie, co jest w tym najlepsze? Popularny „Zibi” cały czas jest w cieniu i twierdzi, że największa w tym zasługa piłkarzy i selekcjonera Nawałki. Kompletnie się z tym nie zgadzam, oczywiście mam świadomość, że to skromność. Ale tak powiedzieć można w kraju, w którym wszystko od początku było dobrze prowadzone. W Polsce trzeba było zacząć od samego początku, posprzątać po poprzednikach. Należało podnieść polską piłkę ze śmieciowiska, a dopiero później próbować wejść na salony. Wszystko trzeba robić w dobrej kolejności. Po dwóch latach prezesury Bońka byliśmy jeszcze w zwykłych trampkach i nikt nas na tych salonach nie chciał, dlatego się tam nie pchaliśmy. Warto dodać, że trampki to i tak skok jakościowy, bo do czasu przyjścia obecnego prezesa nie mieliśmy żadnych butów. Dzisiaj z każdym miesiącem przymierzamy się do kupna drogiego, eleganckiego obuwia, a zaproszenia na bal zaczynają spływać masowo. Jesteśmy traktowani z szacunkiem, odbieramy nagrody, gramy na dużych imprezach. Gdy trafiamy do średniej grupy eliminacyjnej, to boją się nas na serio, nie tylko z pozoru.

Krytyka Polskiego Związku Piłki Nożnej za PR to już szczyt głupoty. Jak można ganić za coś, co jest dobre i przynosi zyski? Oczywiście sam pisałem o tym, że dobry wizerunek polskiej piłki przysłania nam niektóre problemy. Nie mam jednak żadnych wątpliwości, że Boniek wraz ze swoimi współpracownikami stworzył niesamowitą maszynę, którą bardzo trudno będzie zepsuć w najbliższych latach.

Ubolewam nad tym, że to ostatnia kadencja Bońka, i martwię się trochę, co będzie dalej. Pisałem już po tegorocznych wyborach (KLIK), że jak na razie nie widać godnego następcy. Oczywiście sam prezes może kogoś wykreować. Paweł Zarzeczny apeluje o zmianę statutu i kolejną kadencję byłego piłkarza Juventusu Turyn. Tak pewnie byłoby najlepiej, ale wątpię, by Boniek chciał kolejnych czterech lat. To typ człowieka, który nie jest przyspawany do stołka, ma niezwykle ciekawe życie i kochającą rodzinę, a polska piłka to misja, której i tak poświęcił większość swoich lat.

Kto był najlepszym piłkarzem w historii polskiej piłki? Były inne czasy, trudno ocenić. Ale bez problemu można odpowiedzieć na pytanie: „Kto zrobił najwięcej dla polskiego futbolu?”. Bez wątpienia Zbigniew Boniek! Nawet nie macie pojęcia, ile daliby Argentyńczycy za takiego prezesa. Oni mają tylko Maradonę, który wraz z zawieszeniem butów na kołek stał się problemem, a nie pomocą. Zresztą nie tylko oni, Brazylia miała wiele gwiazd w przeszłości od Pele, przez Ronaldo, po Ronaldinho, ale to nie są osoby, które po skończeniu gry w piłkę wniosą coś jeszcze w rozwój futbolu. Naprawdę mamy szczęście i nawet nie wiemy jakie! Trochę to smutne, biorąc pod uwagę, że jakiś czasu temu mieliśmy swojego Maradonę w fotelu prezesa.

Jak do tej pory nie powstała żadna biografia o Zbigniewie Bońku. Mam nadzieję, że coś takiego się pojawi, i już teraz zazdroszczę dziennikarzowi, który będzie spisywał tę historię! Ale nie dlatego, że zarobi, wypromuje się etc. Po prostu zazdroszczę tego, że jego praca będzie polegała na słuchaniu Zbigniewa Bońka.