Wojtek Kowalczyk w przeszłości był przyzwoitym piłkarzem, ale Bońkiem to on nigdy nie był. Nie był nawet Milikiem czy Krychowiakiem. Nie mówiąc już o Maradonie czy Pele. Więc jak sam kiedyś powiedział, nie porównujmy gówna do czekolady. Jest jednak jedna rzecz, która go łączy z Brazylijczykiem i Argentyńczykiem… Oczywiście gadanie głupot.
Wpis Kowalczyka o Szpakowskim to tylko jeden z nielicznych, w których Wojtkowi gorzała najzwyczajniej w świecie odcięła prąd. Szczerze powieszawszy, był tylko chamski, ale nie głupi, a to duży sukces w przypadku Kowalczyka. Zwykle w jego tweetach głupota ściga się z buractwem, a czasami wygrywa chamstwo. Pragnę wierzyć w to, że Kowalczyk nie pisze tego na trzeźwo. Jeśli tak, to całkowicie tracę do niego szacunek, ale o to chyba nie muszę się martwić.
Wiecie, co jest najgorsze? Że naprawdę nie blefowałem, jak Klimczak w sprawie transferu Sanogo. Wystarczy mi parę sekund i przypominam sobie dwa bardziej kompromitujące wpisy byłego piłkarza Betisu.
- Drwienie z prywatnych telewizji, skoro wszystko można obejrzeć na Telewizjadzie.net.
- Wyzywanie biegaczy ulicznych od największy matołów i idiotów, bo „Kowal” musi stać w korkach.
Przypomnijmy, że Kowalczyk uchodzi za eksperta w Polsacie. Wpisu o Telewizjadzie nie tłumaczy nawet stan wyjątkowego upojenia alkoholowego. Nie chce mi się wierzyć, że można być aż tak pijanym. Równie dobrze lekarz mógłby napisać, że lepiej leczyć się u szamana niż medyka z dyplomem. Dlaczego? Bo jest, kurwa, taniej!
Kolejna sprawa to ciągłe narzekanie na biegaczy ulicznych. Biedny „Kowal” ubolewał, że nie może gdzieś dojechać, bo korki, i ogólnie – po co oni biegają? Zdaniem byłego piłkarza Legii, jeśli ktoś lubi pobiegać i weźmie udział w biegu ulicznym, nie jest nikim innym jak skończonym hipokrytą, który udaje sportowca. Oczywiście, co najważniejsze, przez tego typu biegi „Kowal” nie może w odpowiednim czasie dojechać na „Cafe Futbol”.
Wracając jeszcze do wpisu o Szpakowskim, to jest w nim trochę racji, ale forma, w jakiej to zrobił, woła o pomstę do nieba. Przecież to jest człowiek, który pracuje w mediach. Zupełnie nie przekonuje mnie to, że to jedyny ekspert, który mówi wprost. Takich ludzi akurat doceniam, ale „Kowal” niestety taki nie jest. Wojciech Kowalczyk to zwykły burak, nic więcej. Nie jest żadnym ekspertem, bełkocze jak żul po trzech winach. Z tą różnicą, że jeden robi to pod sklepem, a drugi na Twitterze.
Dziennikarz Weszło, Paweł Zarzeczny, również bywa ostry jak brzytwa i nieraz nazwie kogoś durniem. Ale istnieje między nimi kolosalna różnica. Zarzeczny cały czas ma wszystko pod kontrolą, gra na uczuciach i nerwach ludzi. Wszystko to czyni w konkretnym celu. Oczywiście ma swoich zwolenników i ludzi, którzy go nienawidzą. Jednak to dokądś prowadzi, buduje atmosferę. „Kowalem” niestety w tej jego bezkompromisowości i krytyce kieruje tylko jedna rzecz… gorzała.