Burzyński: Mistrzostwo FC Barcelony w cieniu skandalu

Na parę dni przed rozstrzygnięciami tego emocjonującego sezonu wydawać by się mogło, że głównym tematem będzie rywalizacja o miano najlepszej drużyny w Hiszpanii. Było jednak zupełnie inaczej, więcej mówiono o możliwych wałkach i wałeczkach niż o nadchodzącej walce na boisku.

Wiecie, że w F1 doszło niedawno do bardzo dziwnej sytuacji? Absurdalnej z mojego punktu widzenia i pewnie każdego kibica piłki nożnej, który nie interesuje się sportami motorowymi. Natomiast dla fanów rajdów podobno jest to chleb powszedni. Otóż jeden z najsilniejszych teamów Red Bull, wystawia do rywalizacji jeszcze jeden (Toro Rosso), który jest tzw. zapleczem, gdzie mają szkolić się przyszli kierowcy głównej stajni. Coś na zasadzie drugiej drużyny w klubie piłkarskim, która zwykle gra dwie klasy rozgrywkowe niżej, czasami jedną. Tylko, że w F1 obie wyżej wymienione załogi jeżdżą w jednej i tej samej „lidze”. Jak wiadomo w futbolu jest to nie do pomyślenia, przecież całkiem niedawno rozpętała się przecież burza w sprawie Rafała Murawskiego, który jest zawodnikiem Pogoni, a od nowego sezonu w Ekstraklasie jako beniaminek wystąpi Arka Gdynia, gdzie Rafał ma udziały.

W tej całej historii F1 to jednak nie koniec kuriozum, ponieważ jakiś czas temu kierowca Red Bulla – Daniil Kvyat naraził się szefostwu poprzez lekkomyślną jazdę, a więc ci postanowili zrobić wymianę. W miejsce Rosjanina przyszedł kierowca z Rosso, a Kvyat został zdegradowany właśnie do Toro Rosso. Wszystko w trakcie sezonu! Wyobrażacie sobie taką sytuację, że w Primera Division gra: FC Barcelona i FC Barcelona B? Do tego w trakcie sezonu wymieniają między sobą zawodników?

Wszystkie te niby wałki i wałeczki, które podobno mają miejsce w Primera Division i nie tylko, bo w innych ligach jest przecież to samo, wydają się śmiesznymi błahostkami przy tym co dzieje się w F1 od początku do końca sezonu i to za przyzwoleniem władz. Tak, tak wiem to inna specyfika sportu etc. Jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że tam mocno przesadzają w jedną stronę, a tutaj w drugą.

Dziennikarze w Hiszpanii zwykle z igły robią widły i tak też było tym razem. Otóż jedna drużyna już spadła po 37 kolejce, a w walce o żywot pozostały jeszcze trzy kluby: Rayo Vallecano (35 pkt), Sporting Gijon (36 pkt) i Getafe (36 pkt). Ostatnia kolejka wyglądała następująco:

Sporting Gijón – Villarreal
Real Betis – Getafe
Rayo Vallecano – Levante.

W najgorszej sytuacji było Rayo, które musiało liczyć na dwa potknięcia, ale z góry wiedzieli, że jest to niemożliwe, ponieważ Betis miał podłożyć się Getafe, a Villarreal; Sportingowi. Skończyło się tak, że Betis nie poddał się Getafe, ale Villarreal już podobno tak. Bukmacherzy na zwycięstwo drużyny Abelardo wystawili bardzo niski kurs, bo tylko 1,45. Jednak dla mnie nie ma w tym nic dziwnego. Skoro Żółta Łódź Podwodna w tym sezonie co miała ugrać, to już ugrała, a piłkarze myślami są już na wakacjach, na Euro, albo gdziekolwiek indziej, a na pewno nie na boisku. Siłą rzeczy motywacja spada, a tym bardziej zaangażowanie. Z drugiej strony mamy drużynę która gra o wszystko, o życie. Przecież to najgorszy przeciwnik w ostatnich kolejkach, nawet dla tych najlepszych. Więc co w tym dziwnego, że Villarreal to spotkanie po prostu przegrał? Czy serio uważacie, że ktoś tutaj położył pieniądze na stół i powiedział do Dos Santosa, Mario Gaspara, czy Baptistao: „Trzymajcie tutaj po 20 tysięcy euro, tylko podłóżcie się nam dzisiaj.” Nie bądźmy śmieszni, logicznym też jest, że większość z nich to koledzy i mogli sobie odpuścić też z tego powodu, tak po prostu z ludzkiej życzliwości, różnie to bywa.

Warto też dodać, że w dziwnych okolicznościach w 37 kolejce utrzymała się również Granada, która na wyjeździe rozgromiła Sevillę. W zeszłym roku Deportivo ugrało w ostatniej kolejce remis 2:2 na Camp Nou, który również dawał utrzymanie, a  przegrywali już przecież 2:0.

Tak owszem, te sytuacje nie są czyste, ale nie da się ich uniknąć w żadnym wypadku i każdy powinien o tym wiedzieć. Czy drużyna Paco Jemeza ma prawo czuć się oszukana? W żadnym wypadku, trzeba było zdobyć ten jeden punkt więcej w poprzednich 37 kolejkach, a nie płakać w ostatniej. Bądźmy poważni, to zwykły fart, który tym razem miał Sporting, a w zeszłym roku Deportivo, za rok może go mieć Eibar.

W Hiszpanii zapanowała istna paranoja odnośnie ustawiania meczów w ostatnich kolejkach. Nikt nigdy nikomu nie udowodni, że jednemu nie chciało się już grać, bo nie miał o co i w dupie miał to co się stanie z jakąś Granadą, czy Vallecano. Zamiast skupić się na meczu woli pójść do kasyna, a później do burdelu, a na mecz przyjść wstawionym, bo już pracę zakończył przecież tydzień temu. Z drugiej strony inny może chcieć, bo w takim Getafe gra jego przyjaciel, ale taki Dos Santos może już mieć zupełnie inne chęci, bo dzień wcześniej wpadł do niego brat i zabawili się w nocnym klubie. Kuriozalne sytuacje? Może i tak, ale możliwe, to tylko ludzie. Niech każdy z Was postawi się na ich miejscu…Gdy kończycie pracę i wracacie do domu, spotykacie jakiegoś gościa, który mówi wam, że macie wpaść do niego przekopać ogródek, a w zamian dostaniecie… nic! Rozumiem, że z śmiechem na twarzy kupujecie łopatę i zapieprzacie jak małe motorki do późnego wieczora?

Była też inna sytuacja, podobno Ivan Kelava (trzeci bramkarz Granady) usłyszał od kogoś, że Real Madryt ma ich wesprzeć finansowo, jeżeli pokonają Barcelonę. Z tego powodu hiszpańscy dziennikarze wystosowali ponad 200 próśb o wywiady z piłkarzami Granady. Sam Cuenca( w przeszłości grał w Barcelonie) udzielił około 30. Żurnaliści uważali, że może on nie mieć do końca czystych intencji i będzie chciał ułatwić zadanie Barcelonie. Mecz jednak pokazał zupełnie coś innego, bo Cuenca zagrał wbrew zasadom fair play, dzięki czemu zarobił prawie liścia od Busquetsa.

Nasuwa się tutaj jednak inne pytanie, nawet jeśli Real w nagrodę za pokonanie Barcelony, sprezentowałby piłkarzom Granady po mercedesie, albo przelał trochę gotówki, to co w tym złego? Przecież to tylko motywacja. Tak samo działają premie finansowe dla klubów w LM, czy LE, albo klauzule w kontraktach zawodników. Przecież, to tylko dodatkowa motywacja, żadna korupcja. Trudno zrozumieć dlaczego ten czyn miałby być zabroniony, albo karygodny i naganny?

Z tej sytuacji nie ma wyjścia przy takim systemie rozgrywek. Ta sytuacja będzie się powtarzała co roku, ponieważ nikt nikomu niczego tutaj nie udowodni, bo się nie da. Jedynym wyjściem jest właśnie motywowanie drużyn, które nie mają już o co grać, jakimiś prezentami, tak jak podobno chciał to zrobić Real Madryt i pewnie zrobił. Zresztą byliby idiotami gdyby tego nie zrobili. Zawsze można też zmienić system na ten rodem z NBA i przez 8 miesięcy grać o nic, a później rozegrać parę spotkań o puchar w jeden miesiąc.

Komentarze

komentarzy