Burzyński: Smudzizm – nieuleczalna choroba

smuda

Smudzizm to choroba, na którą cierpi garstka społeczeństwa. Objawy są niezwykle proste do wykrycia. Osoba chora charakteryzuje się udzielaniem kretyńskich wywiadów, średnio raz w miesiącu, oraz „strzelaniem swojaka” w niemal każdej publicznej wypowiedzi. Poza tym, gdy choroba jest już w zaawansowanym stadium, trudno zrozumieć cierpiącego.

W poniedziałek na łamach „Przeglądu Sportowego” pojawiło się prawdziwe cacko dla miłośników śmieszków polskiego futbolu – wywiad z Franciszkiem Smudą. Jeśli ktoś miał nadzieję na elokwentną rozmowę, to oczywiście przeliczył się w tym samym stopniu, co Smuda w analizach Grecji podczas Euro 2012.

Na samym początku wywiadu Smuda stwierdził, że na pewno się utrzyma, bo dostał fajnych chłopaków, którzy nie piją alkoholu. Uff… wszyscy kibice Łęcznej na pewno odetchnęli i nie martwią się już walką o utrzymanie. Coś mi się jednak zdaje, że jak Smuda spadnie, to i tak wygłosi litanię o sukcesie. Widzę to mnie więcej tak:

Ehh, przecież było logiczne, że spadniemy, ale ja tym chłopakom przywróciłem wiarę i poprawiłem morale. Gdyby było jeszcze dziesięć kolejek więcej, to na pewno opierdolilibyśmy parę ekip i weszlibyśmy do pierwszej ósemki. Jeśli miałbym ich od początku, to myślę, że pyknęlibyśmy Legię, Lecha, Spartaka Moskwę i zgarnęlibyśmy mistera ekstraklasy.

Następnie Smuda zjechał Onyszkę. Tak wiecie standardowo po smudowemu, że wychodzi przed szereg, że takie akcje to nie u niego bla bla… Gdyby był zły, to dowaliłby mu karę finansową, ale wie, że gość nic nie ma, więc zlitował się nad nim. Ale jak jeszcze raz podskoczy i rzuci parę kurw w sędziego, to już na pewno poleci na zbity pysk. W tym momencie muszę uspokoić najwierniejszych fanów „Franza”. Oczywiście najlepsze w tej rozmowie miało dopiero nadejść.

Gdy padły pytania o personalia, taktykę i analizę przeciwnika nie mogło być niczego innego jak klasycznego samozaorania.

Może zabraknąć czasu na naprawę?

Nie ma kozaka, który przyszedłby do Łęcznej i przez cztery miesiące poukładałby zespół na mistrza ekstraklasy. To niemożliwe. Ale w tym okresie my dobre popracowaliśmy. Po meczu z Zagłębiem Stokowiec mówił, że niezasłużenie wygrali. Jasne, mogła to być kurtuazja, ale zgadzam się z nim, że jak złapiemy rytm, to zaczniemy wygrywać. Z meczu na mecz jest coraz lepiej, choć ciągle wychodzi coś nowego do poprawy. Przeciwko Zagłębiu Leonardo po raz pierwszy zagrał jako lewy obrońca. 

No nie, występował już tam wcześniej.

Ale wreszcie zagrał tak, jak boczny obrońca powinien. Włączał się do akcji, był zaangażowany w odzyskiwanie piłki.

To wcześniej tego nie wiedział?

Do tej pory robił to na alibi (…)

Nie ma sensu dalej cytować tego bełkotu skoro trener nie ma nawet pojęcia, że jego zawodnik grał już wcześniej na danej pozycji. Tak na prosty rozum wystarczyłoby go zapytać, czy kiedyś już na niej grał. Ale nie zapominajmy, że smudzizm uniemożliwia zrozumiałe posługiwanie się w języku ojczystym.

Im dalej w las, tym choroba jak zwykle postępowała.

Skupianie się na sobie to nie błąd?

Można w Lechu zapytać o moje podejście. Nic się nie zmieniło. Mieliśmy swój zespół i na tym bazowaliśmy. Nigdy dokumentnie nie analizowaliśmy przeciwnika. Pamiętam rozterki przed meczem z Grasshoppers. „To nie jest daleko, może pojedziemy ich zobaczyć” – zastanawiali się. „Do Szwajcarii to można jechać konto założyć. Na takiego przeciwnika jak Grasshoppers nie trzeba. Damy sobie radę, mamy silny zespół”. Przyjechali i im sześć wrzuciliśmy. Zaoszczędziliśmy czas, auto, benzynę, zdrowie.

Może w ogóle trenerzy powinni zrezygnować z analiz?

No nie, w jakimś stopniu trzeba znać styl gry rywala, system. Ale ja chcę tak przygotować drużynę, żeby miała swój styl i nim się przeciwstawiała. W Lechu graliśmy z Feyenoordem o wyjście z grupy. No i co? Nie pojechaliśmy. Mieliśmy płyty, wiedzieliśmy, że groźny jest Makaay. Mieliśmy swój pomysł i pyknęliśmy ich tam. Potem skakali z rozpaczy do tych fos na stadionie.

Kogo ten Smuda to nie pyknął bez analizy? Nurtuje mnie właściwie, dlaczego Florentino Perez jeszcze do niego nie zadzwonił? Przecież taki „Franz” nawet gdyby nie oglądał ani jednego meczu Barcelony, bez problemu opierdoliłby ich 5:0, a później taki Pique skakałby z latarni na La Rambli. Po dłuższej chwili zastanowienia znajduję jednak jeden błahy powód… Być może dlatego, że Smuda ostatnie dobre wyniki osiągnął w poprzednim wieku? Albo dlatego, że nie ma zielonego pojęcia, na czym polega nowoczesny futbol, a do tego chwali się tym w każdym wywiadzie? To zupełnie tak, jeśli byłbyś informatykiem i w broszurze, która ma cię promować, napisałbyś, że nie potrafisz wgrać Windowsa.

Zacytowałem tylko największe „kulfony” z tego wywiadu, ale jeśli sięgniecie po wczorajszy „Przegląd Sportowy”, to przeczytacie również o tym, dlaczego „Franz” nie trenuje Barcelony czy Realu. Czemu wybrał drużynę walczą o spadek, a nie mistrza, bo przecież miał wybór w Polsce. Trochę mniejszy w Hiszpanii, ale takie Atletico w kryzysie to mógłby przecież poprowadzić. Pewnie taka Celta Vigo po dogłębnej analizie byłaby pyknięta lekko z 7:0.

Co przyniesie przyszłość ze Smudą w polskiej piłce? Śmiech, zażenowanie, nowe związki frazeologiczne. Czy utrzymanie dla Górnika? Tego akurat bym nie był taki pewny, bo mimo zapewnień Smudy może być różnie. Przecież nawet „Franz” raz w życiu może się pomylić i dokonać złej analizy.

 

Komentarze

komentarzy