Był Marcelo, jest Marcelol. Ciężar dla Realu dosłownie i w przenośni

Krótki okres pracy Lopeteguiego po trzech triumfach w Lidze Mistrzów był dla Realu upadkiem z wysokiego konia. Był jak zatrzymanie się wyścigówką rozpędzoną 300 km/h do zera w ciągu pięciu sekund. Był czymś tak szokującym, że ciągnie się aż do dziś. O ile większość zawodników powoli dochodzi (lub już doszła) do optymalnej formy, na dłużej zgubił ją Marcelo, jeden z najważniejszych zawodników „Królewskich”.

Nie tak dawno zastanawiano się całkiem poważnie, kto jest najlepszym lewym obrońcą na świecie – Alba, czy Marcelo. Dziś zdecydowanie króluje ten pierwszy, ale szokujące jest, jak duży spadek zaliczył Marcelo. Gość, który zachwycał techniką, dynamiką, doświadczeniem i klasą piłkarską. Dziś często jego kosztem gra 22-letni Reguilon i robi to dużo lepiej, niż jego starszy kolega.

Odbierz darmowy zakład 20 zł 

Brazylijczyk przybrał kilka kilogramów za dużo, często wydaje się zmęczony (patrz: „powrót” za Malcomem przy bramce Barcelony), w ofensywie daje już bardzo mało, w defensywie jeszcze mniej. Statystyki są szokujące. Na dziewięć ostatnich meczów ligowych, które Marcelo zaczynał w wyjściowej „jedenastce”, aż sześć zakończyło się porażką Realu Madryt. Wygrać udało się jedynie raz – u siebie z Rayo.

„No tak, ale przecież cała drużyna grała i czasem dalej gra słabo”, można by rzec. To prawda, jednak również bezpośrednie porównanie Marcelo i Reguliona nie działa na korzyść Brazylijczyka. Z 30-latkiem na murawie Real traci gola w La Liga średnio co 52 minuty, natomiast kiedy gra Hiszpan – co 135. Innymi słowy, Reguilon na murawie kosztem Marcelo, to niemal trzykrotnie mniej straconych bramek. Przykro to stwierdzić, bo Brazylijczyk to człowiek dający się lubić, jednak obecnie bardziej niż „Marcelo”, pasuje do niego „Marcelol”. I to nie taki „lol” w humorystycznej wersji, a raczej wypowiadany z szokiem i zdziwieniem. Jak myślicie, czy lewy obrońca wróci jeszcze do swojej najlepszej wersji?

Odbierz darmowy zakład 20 zł