Carabao Cup mocno nas rozpieszcza. Hitowe starcia w środowy wieczór!

Puchar Carabao Cup w Anglii traktowany jest w różny sposób. Zespoły z niższych lig w tych rozgrywkach widzą szansę, by zaprezentować się szerszej publiczności, rywalizując z wyżej notowanym rywalem. Kluby z Premier League, traktuje te zmagania jako pewnego rodzaju test dla zawodników, którzy nie dostają zbyt wielu szans lub są okazją na grę dla młodych piłkarzy. Losowanie 1/8 finału tego turnieju sprawiło, iż w środowy wieczór będziemy świadkami dwóch, niezwykle ciekawych spotkań.

Zmierzą się bowiem między sobą ekipy, które od kilkunastu lat uważane są za czołowe zespoły w Anglii. Do Liverpoolu, by rozegrać mecz z podopiecznymi Juergena Kloppa przyjadą zawodnicy Arsenalu, natomiast na Stamford Bridge Chelsea Franka Lamparda podejmie Manchester United Ole Gunnara Solskjaera. Patrząc na sytuacje w lidze, obie rywalizacje na pierwszy rzut oka mają swoich faworytów. Trzeba jednak pamiętać, iż mówimy tutaj o pucharze, a w nim, jak pokazuje historia, wszystko może się wydarzyć.

Liverpool do rywalizacji z „Kanonierami” podejdzie w świetnym nastroju. Triumfator Ligi Mistrzów z ubiegłego sezonu wygrał w ubiegły weekend ważną, ligową potyczkę z Tottenhamem, pokonując na własnym obiekcie piłkarzy „Kogutów” 2-1. Tym samym gracze Kloppa z bezpieczną przewagą nadal prowadzą w Premier League, mając 6 punktów więcej, niż drugi Manchester City.

Nie ma wątpliwości, iż niemiecki szkoleniowiec skupiony jest przede wszystkim na lidze oraz europejskich rozgrywkach. Oznacza to, iż zmagania w Carabao Cup, Liverpool może potraktować nieco inaczej. Udowadnia to także historia występów „The Reds”. W dwóch ostatnich latach, zespół z Anfield bardzo szybko kończył przygodę w Pucharze Ligi Angielskiej. Podczas sezonu 2017/2018, w ramach trzeciej rundy Liverpool przegrał na wyjeździe 0-2 z Leicester City. Na tym samym etapie zmagań zakończył się udział klubu w ubiegłej kampanii. Zawodnicy Juergena musieli na własnym obiekcie uznać wyższość piłkarzy Chelsea, ulegając londyńskiej ekipie 1-2. Nie można zatem wykluczyć, iż również teraz, „The Reds” szybko pożegnają się z Carabao Cup.

Biorąc pod uwagę napięty terminarz, Klopp zapewne zdecyduje się na kilka zmian w swoim zespole. Klub już zapowiedział, iż między słupkami stanie 20-letni Caoimhin Kelleher. Dla Irlandczyka będzie to drugi występ w tym sezonie. Kelleher wystąpił w trzeciej rundzie tego turnieju, zachowując czyste konto w rywalizacji z Milton Keynes.

Kolejną szansę na grę powinien otrzymać także 16-letni Harvey Elliott. Anglik trafił do Liverpoolu w trakcie letniego okna transferowego. Nastolatek uważany jest na Wyspach za wielki talent, dlatego „The Reds” pokładają w ofensywnym zawodniku ogromne nadzieje. Elliott, podobnie jak Kelleher, zagrał w jednym spotkaniu – był to mecz w ramach Carabao Cup.

Na murawie na pewno nie zobaczymy innego, obiecującego gracza Liverpoolu. Ki-Jana Hoever obecnie przebywa na mistrzostwach świata U-17, dlatego jego udział w środowym spotkaniu jest niemożliwy.

Przewaga?

Brzmi to dość paradoksalnie, ale pewną przewagę w tym meczu ma Arsenal. Na czym ona polega? „Kanonierzy” w tym sezonie rywalizują w Lidze Europy. Są to rozgrywki, które na etapie fazy grupowej pozwalają trenerom topowych zespołów wprowadzić młodych zawodników. Korzysta z tego faktu Unai Emery. Swoje szanse otrzymali już tacy gracze jak 19-letni Emile Smith Rowe (dwa występy w LE) czy 18-letni Martinelli. To właśnie o tym drugim piłkarzu warto powiedzieć kilka słów.

Martinelli przechodząc do Arsenalu w trakcie letniego okna transferowego był kompletnie nieznanym graczem. Napastnik trafił do stolicy Anglii z Brazylii, a „Kanonierzy” zapłacili za zawodnika 7 milionów euro. Jak na razie, 18-latek pokazuje się z bardzo dobrej strony. Martinelli strzelił już bowiem w tym sezonie aż 5 bramek, przy czym 3 z nich miały miejsce w Lidze Europy.

Za każdym razem (trzy występy), gdy Brazylijczyk pojawia się w wyjściowym składzie, trafia do siatki. Można przypuszczać, że Unai Emery postawi na tego piłkarza w środowej rywalizacji z Liverpoolem.

Prócz wspominanych graczy, regularne szanse od trenera dostaje Joseph Willock. 20-letni Anglik także prezentuje się w pucharach bardzo przyzwoicie, czego dowodem są trzy zdobyte gole. Wydaje się zatem, że w kontekście graczy, którzy nie stanowią trzonu zespołu, ale zapewne wybiegną na Anfield w hitowym starciu, Emery ma pewną przewagę.

W szczególności, iż Hiszpan już przygotował się zapewne na grę młodymi zawodnikami, gdyż do Liverpoolu nie pojechali tacy zawodnicy jak Pierre-Emerick Aubameyang, David Luiz, Granit Xhaka oraz Calum Chambers. Szanse po dłużej przerwie może otrzymać Mesut Oezil. Niemiecki pomocnik po raz ostatni wystąpił 24 września, czyli spotkaniu w Carabao Cup.

Na papierze murowanym faworytem jest Liverpool. Piłkarze Arsenalu powinni być jednak odpowiednio zmotywowani po niedzielnym remisie z Crystal Palace. Strata punktów w meczu, gdy drużyna prowadziła 2-0 z pewnością jest wielkim rozczarowaniem dla kibiców oraz zarządu klubu.Być może rzeczywiście kluczem do sukcesu okaże się wspomniane zaplecze młodych graczy „Kanonierów”.

Czas na rewanż

W najgorszy możliwy sposób Frank Lampard zaliczył swój debiut w Premier League jako trener zespołu.Chelsea przegrała z Manchesterem United na Old Trafford 0-4. Po tym spotkaniu wróżono „The Blues” walkę o środek tabeli, natomiast „Czerwone Diabły” miały bić się o najwyższe cele. Jak wiadomo, oba scenariusze jak na razie możemy schować głęboko do szuflady. Chelsea w ostatnich tygodniach radzi sobie naprawdę dobrze, natomiast Manchester United nadal szuka swojego stylu i wyników.

Kto by się spodziewał, że po przeciętnym starcie (zaledwie jedno zwycięstwo w czterech ligowych meczach), „The Blues” zaliczą serię siedmiu zwycięstw z rzędu (we wszystkich rozgrywkach). Podopieczni Franka Lamparda najwidoczniej przyswoili już filozofie trenera, a efektem są świetne wyniki zespołu. Chelsea na dobre włączyła się w walkę o TOP4 Premier League. Zespół ze stolicy Anglii zajmuje obecnie czwartą lokatę w lidze, mając przewagę czterech punktów nad Arsenalem. Warto również zaznaczyć, iż strata do drugiego Manchesteru City wynosi zaledwie dwa oczka.

W Lidze Mistrzów „The Blues” również wyszli na prostą. Po rozczarowującej porażce z Valencią na Stamford Bridge, gracze Lamparda wygrali dwa mecze na wyjeździe (z Lille oraz Ajaksem). Dzięki temu, zespół jest na dobrej drodze, by awansować do fazy pucharowej LM.

Żeby tego było mało, kibiców Chelsea może cieszyć fakt, iż drużyna poprawiła swoją grę w defensywie. Co prawda „The Blues” stracili dwie bramki w ostatnim ligowym spotkaniu (wygrana wyjazdowa potyczka 4-2), jednakże bramki dla Burnley padły tuż przed końcem rywalizacji, gdy londyński klub prowadził 4-0. Biorąc pod uwagę ostatnie siedem potyczek Chelsea, zespół pozwolił sobie strzelić łącznie pięć goli. Jest to bardzo dobry wynik, gdyż w pięciu pierwszych ligowych kolejkach klub miał na swoim koncie 11 straconych bramek.

Bez zmian

Londyńska ekipa nadal musi radzić sobie bez dwóch kluczowych zawodników. Do pełnej sprawności nie wrócili N’Golo Kante oraz Antonio Rudiger. Nieobecność tych piłkarzy jeszcze miesiąc temu wydawała się bardzo wielką stratą. W środku pola świetnie radzą sobie jednak Jorginho z Kovaciciem, natomiast duet Zouma-Tomori popełnia znacznie mniej błędów.

Wielce prawdopodobne jest, iż Frank Lampard wprowadzi kilka zmian w porównaniu z ostatnim ligowym meczem. Na pozycji napastnika powinien wystąpić Michy Batshuayi. Belg dobrze spisuje się w roli „jokera”, co potwierdza arcyważna bramka Michy’ego w rywalizacji z Ajaksem. 26-latek wystąpił także w ostatnim meczu Carabao Cup, strzelając dwie bramki.

Na murawę mogą również wybiec inni zawodnicy, tacy jak Reece James, Billy Gilmour oraz Marc Guehi. Występ tego pierwszego wydaje się najbardziej prawdopodobny, gdyż James regularnie otrzymuje minuty od Lamparda w lidze czy LM. Zapewne szkoleniowiec „The Blues” pozwoli odpocząć swoim bocznym obrońcom, którzy w ostatnim czasie musieli grać sporo, gdyż kontuzji nabawił się Emerson.

Patent?

W nieco innych nastrojach do rywalizacji podejdzie Manchester United. Co prawda „Czerwone Diabły” w końcu wygrały wyjazdowe spotkanie w Premier League, pokonując Norwich, to sytuacja klubu nadal nie jest idealna. Zespół z Old Trafford zajmuje siódme miejsce, ale strata drużyny do czwartej Chelsea wynosi już siedem oczek.

Odskocznią od przeciętnej postawy w lidze mogą być rozgrywki Carabao Cup. Zawodnicy Ole Gunnara Solskjaera staną przed trudnym zadaniem, gdyż zwycięstwo z „The Blues” na Stamford Bridge nie jest łatwą sztuką. Nie oznacza to jednak, iż Manchester United można skreślić przed startem meczu.

W lutym tego roku „Czerwone Diabły” wyjeżdżały z zachodniego Londynu ciesząc się ze zwycięstwa nad Chelsea. Drużyna z Old Trafford pokonała rywala w ramach 1/8 finału FA Cup, wygrywając 2-0 po bramkach Herrery oraz Pogby. Obu zawodników w środowym meczu na pewno nie zobaczymy, gdyż Herrera przeprowadził się do Paryża, natomiast Pogba cały czas leczy kontuzje, która uniemożliwi mu grę najprawdopodobniej do grudnia.

Sympatyków Manchesteru United cieszy zapewne fakt, iż do gry wrócił Anthony Martial. Francuz (o ile Ole Gunnar Solskjaer wystawi go w pierwszym składzie) może okazać się kluczowym zawodnikiem starcia z Chelsea. Ofensywa „Czerwonych Diabłów” z byłym graczem Monaco wydaje się znacznie mocniejsza.

W kontekście końcowego wyniku tej rywalizacji najważniejsza wydaje się postawa obu ekip i zamysł taktyczny trenerów na to starcie. Jeśli Manchester United wyjdzie do swojego rywala wysokim pressingiem, to „The Blues” mogą zacząć popełniać błędy w defensywie, co zapewne postarają się wykorzystać tacy gracze jak wspominany Martial czy Rashford.

Przy innym scenariuszu, czyli oddaniu pola gry podopiecznym Lamparda, zwycięstwo Chelsea wydaje się wręcz formalnością. Na tę chwilę klub z Londynu ma w swoich szeregach znacznie więcej jakości w linii pomocy oraz ataku.