„Trudniej jest utrzymać się na szczycie, aniżeli na niego wejść” – to sławne i dość często używane powiedzenie idealnie pasuje jako zapowiedź kolejnego sezonu Chelsea. Ekipa z Londynu stoi przed trudnym zadaniem, aby rok po mistrzostwie ponownie nie dopuścić do katastrofy.
– Nie mamy zamiaru powtórzyć wyniku z sezonu 2015/2016, kiedy drużynę prowadził Mourinho – wypalił kilka dni temu Antonio Conte na konferencji prasowej po spotkaniu z Interem. Włoch został zapytany prze dziennikarzy, czy boi się o nadchodzący sezon, którego początek doskonale przypomina ostatni sezon pracy „The Special One”.
Chelsea w poprzednim sezonie wykonała kawał ciężkiej pracy. 30 wygranych w 38 spotkaniach, rekordowa liczba 13 zwycięstw z rzędu między październikiem a styczniem, a także odkurzona taktyka 3–4–3, która dawała kolejne komplety punktów drużynie włoskiego menedżera. W 2017 roku drużyna jednak nie była już tak efektowna i efektywna, jak przez wspomniany okres z serią zwycięstw. Powoli taktyka Conte zdawała się blednąć, a rywale zaczęli ją coraz bardziej rozczytywać.
Drużyna Conte miała także masę szczęścia, jeśli chodzi o urazy. Przez cały sezon Włoch dokonał zaledwie 40 zmian w pierwszym składzie w ciągu 36 pierwszych ligowych spotkań. Poprzedni zwycięzcy Premier League dokonywali zmian dwa, a nawet trzy razy częściej. W obecnym sezonie może już nie być tak kolorowo. Ba, już nie jest, bowiem z urazem walczy Eden Hazard, a prognozy lekarzy są bezlitosne – Belg opuści minimum cztery kolejki w Premier League.
Ekipa z Londynu w poprzednim sezonie miała także znacznie więcej czasu na regenerację. Brak gry w europejskich pucharach to ogromny bonus. Nie należy rozpatrywać tutaj wyłącznie ośmiu czy dziesięciu dodatkowych spotkań (co w ciągu całego sezonu jest liczbą naprawdę znaczącą), ale także śmiało możemy doliczyć chociażby przeloty na drugi koniec Europy. To wszystko wymaga energii od piłkarzy. Powrót Ligi Mistrzów oznacza sześć dodatkowych spotkań między wrześniem a grudniem. Notabene był to okres przełomowy dla „The Blues”, w którym Chelsea znacząco przybliżyła się do mistrzowskiego tytułu.
Nie należy zapominać także o bezbarwnym działaniu na rynku transferowym. Taki obraz dokładnie przypomina nam kalkę z 2015 roku, kiedy to Mourinho nie mógł doprosić się wzmocnień. Conte zastał podobną sytuację, a tupanie nóżki Włocha doprowadziło do pewnego rozruchu zarządu, ale tylko połowicznie. Transfery Moraty, Bakayoko czy Rudigera nie wyglądają na wzmocnienia powalające z nóg. Zastąpienie Diego Costy przez Moratę może być raczej uznawany za regres, aniżeli progres. Starszy z reprezentantów Hiszpanii miał często podły charakter, ale jego bramki w poprzednim sezonie znacząco zaważyły o mistrzowskim tytule. Morata z kolei nigdy nie słynął ze skuteczności.
Podobnie sprawa ma się z Bakayoko, który ma zastąpić Maticia. Francuz wciąż leczy uraz i wróci dopiero na przełomie września. Dodajmy do tego czas na złapanie formy i adaptację w nowej lidze – na to wszystko potrzeba wielu dni, a nawet tygodni. Nie zapominajmy również o wahadłowych, na którą to pozycję Conte nadal nie znalazł nowych piłkarzy. Victor Moses ani Marcos Alonso nie doczekali się zmienników.
W przypadku gry na czterech frontach może okazać się dramatyczne w skutkach. Conte niedawno przyznał, że jego klub walczył o Kyle’a Walkera z Tottenhamu, zanim pozyskał go Manchester City. „The Blue” monitorowali także sytuację Danilo, ale ten również trafił na Etihad. Lepszej sytuacji nie ma także na lewej flance, gdzie saga z Alexem Sandro trwa od kilku tygodni i wydaje się, że Brazylijczyk pozostanie w Turynie.
Innym czynnikiem, który może przypominać mroczną kampanię 2015/2016 jest wspomniany brak Edena Hazarda. Belg w ówczesnym czasie także borykał się z problemami zdrowotnymi, a gdy wracał, ewidentnie był pod formą. 26-latek to bez wątpienia kluczowa persona w ofensywie ekipy Conte, a jego brak na ten moment nie jest możliwy do zastąpienia. W ostatnim sparingu Włoch próbował na lewym skrzydle nawet Alvaro Moratę, ale występ Hiszpana był na poziomie żartów polskich kabaretów.
W czasie, gdy rywale zdają się wzmacniać, a walka o TOP4 może być jeszcze bardziej konkurencyjna niż rok temu, „The Blues” raczej się osłabili, niż dokonali wzmocnień. Oczywiście trudno wróżyć zespołowi z Londynu tak drastyczny spadek jak w sezonie 2015/2016, ale wyzwania w postaci obrony mistrzowskiego tytułu oraz dobrego występu w Lidze Mistrzów mogą znacząco przerosnąć drużynę ze Stamford Bridge.