Christian Gytkjaer, który świętuje dziś 30 urodziny, niebawem opuści szeregi Lecha Poznań. Czy PKO Ekstraklasa będzie za nim tęsknić?
Miał być następnym Nickim Bille Nielsenem…
Jego nagie i dwuznaczne zdjęcia na Instagramie nie mogły być dobrym prognostykiem dla fanów “Kolejorza”. Szczególnie że wówczas w zespole Lecha występował inny kontrowersyjny Duńczyk, Nicki Bille Nielsen. Christian Gytkjaer co prawda przed przeprowadzką do Poznania nie wypijał kufla z piwem na placu gry po zdobyciu bramki, ale jego aktywność w social mediach mogła jednak wzbudzać podejrzenia. Jedno jest pewne – spodziewaliśmy się wariata i mogła nam się włączyć w głowie lampka ostrzegawcza.
Zresztą Duńczyk nie miał za sobą najlepszego czasu. W 2016 roku został co prawda królem strzelców ligi norweskiej, ale pół roku spędzone w TSV Monachium okazało się dla niego nieudane. W ciągu rundy tylko dwa razy trafił do siatki i odszedł z końcem sezonu z klubu 2. Bundesligi. Oczywiście wpływ na to miały również problemy finansowe bawarskiego klubu, ale część ekspertów była negatywnie nastawiona do takiego ruchu.
…ale się uspokoił
108 meczów, 56 goli, w każdym sezonie co najmniej dwanaście trafień – taki jest obecny bilans Duńczyka w Lechu Poznań. Poza tym, w obecnym sezonie jest na najlepszej drodze do tego, żeby sięgnąć po koronę króla strzelców, z piętnastoma bramkami na koncie. Zwrócił na siebie uwagę selekcjonera duńskiej reprezentacji, w której od pewnego czasu występuje i strzela regularnie.
Przez ostatnie lata Christian Gytkjaer uspokoił się zarówno na boisku, jak i poza nim. W jednym z wywiadów zdradził, że już nie reaguje żywiołowo, gdy przydarzy mu się słabszy mecz, tak jak kiedyś. Nie wstawia również dwuznacznych zdjęć na Instagramie, choć ich nie usuwa, gdyż nie wstydzi się przeszłości. Żartobliwie można pomyśleć, że Duńczyk zmienił się w wyniku ścięcia długich włosów, jego wypowiedzi wskazują na to, że jakiś wpływ na niego ma obecna partnerka. A może po prostu dojrzał?
Nigdy nie był „duńskim Messim”
Skupmy się jednak bardziej na tym, co napastnik prezentował na boisku w drużynie Lecha Poznań. Powiedzmy sobie szczerze, Gytkjaer nigdy nie był “duńskim Messim” ani “Ronaldo z Roskilde”. Może to banalne stwierdzenie na temat napastnika, ale po prostu jego wkład w zespół “Kolejorza” opiera się przede wszystkim na bramkach – on żyje z podań kolegów.
Tym samym Duńczyk jest narażony na hejt ze strony kibiców “Kolejorza”. Gdy cały zespół spisywał się dobrze, Christian Gytkjaer był jednym z bohaterów. W przypadku słabszych występów piłkarzy Lecha, napastnik był równany z ziemią przez użytkowników Twittera.
Futbol, jak wiele spraw mniej lub bardziej ważnych, często dla kibiców jest kwestią gustu. Serio niektórzy bardziej doceniają Stoke Marka Hughesa niż Manchester City Pepa Guardioli. Tak samo jedni podziwiają napastników, którzy angażują się w grę na całym placu gry, a drudzy tych, co dobrze się czują tylko w polu karnym rywala. Do drugiej grupy należy Christian Gytkjaer. Jego wkład w kreowanie akcji Lecha Poznań przez prawie trzy lata nie był ogromny, raczej trzymał się pola karnego, gdzie czuł się najlepiej. I choć miał kilka serii meczów bez gola, skuteczności nie można mu odmówić. Może pomijając drugą połowę ubiegłego sezonu, ale powiedzmy sobie szczerze, cały zespół „Kolejorza” nie spełniał oczekiwań. Kontuzja Duńczyka pod koniec sezonu zresztą to udowodniła – bez niego wcale nie szło lepiej podopiecznym Dariusza Żurawia.
Nie został rycerzem na białym koniu
Można powiedzieć, że sympatycy Lecha tęsknią za Artjomsem Rudnevsem. Nic dziwnego, miał zabójczą skuteczność i potrafił zdobywać hat-tricki bądź po dwa gole w meczu. Nie był jednak idealny, też miał swoje słabsze momenty, serie meczów bez zdobytej bramki. Na zespół Lecha wciąż jednak patrzy się przez pryzmat meczów z Manchesterem City i Juventusem, choć od tamtego czasu minęło dziesięć lat. Łotysz zapadł w pamięci nie jako król strzelców z sezonu 2011/2012, a jako zdobywca hat-tricka ze „Starą Damą”. A Christian Gytkjaer nigdy nie miał okazji grać przeciwko topowym rywalom w barwach Lecha, przez co nie mógł zostać mitycznym bohaterem w niebieskim stroju. Zresztą podobnie, jak wcześniej Łukasz Teodorczyk, który nie tylko często trafiał do siatki, ale również asystował.
Porównywać obu piłkarzy nie ma sensu. Rudnevs trafił na absolutny prime time “Kolejorza”. Z kolei Gytkjaer musiał wielokrotnie ratować drużynę przed kompromitacją w lidze. Pierwszy przykład z brzegu – sierpniowy mecz z Rakowem Częstochowa, w którym “Lechici” spisywali się przeciętnie, a jednak wygrali tylko dzięki dwóm trafieniom Duńczyka. No dobra, napastnik też doprowadził do rzutu karnego po tym, jak trafił piłkę ręką we własnym polu karnym. Koniec końców, to jednak on ustalił wynik spotkania na 3:2 w końcówce meczu.
Będziemy tęsknić?
Z końcem sezonu Christian Gytkjaer opuści PKO Ekstraklasę. Mówiło się co prawda o tym, że może wzmocnić Legię, ale raczej skończyło się na plotkach. Zresztą Duńczyk wyznał, że raczej nie jest zainteresowany pozostaniem w Polsce. Może wróci do Danii albo trafi do Szwecji, gdyż od miesięcy obserwuje go Molde. Czy liga będzie za nim tęsknić? Na pewno nie będziemy mogli się pochwalić tym, że grał u nas piłkarz występujący również w silnej zagranicznej reprezentacji. Oczywiście liga straci też trochę kolorytu, gdyż Duńczyk jest postacią nietuzinkową, choć nie okazał się takim wariatem, jak przewidywano.
A co dalej z atakiem Lecha Poznań? Bez wątpienia na szpicy “Kolejorza” pojawi się nowe nazwisko. Piłkarze, którzy łącznie zdobyli sześć goli w barwach Lecha, czyli Timur Żamaletdinow i Paweł Tomczyk, raczej nie będą stanowić o sile ataku zespołu walczącego o najwyższe cele. Filip Szymczak to młody talent, ale na razie Dariusz Żuraw rzadko daje mu szansę. To oznacza, że do Poznania przyjdzie ktoś nowy, ale czy będzie lepszy od Gytkjaera?
Uzależniony od drużyny
Duńczykowi na pewno jedno trzeba oddać. Nie jest obojętny dla żadnego fana rozgrywek ekstraklasy, bez względu na przynależność. Piłkarz ma swoich zwolenników i przeciwników – pierwsi uważają go za niedocenianego i hejtowanego, mimo dobrych statystyk, z kolei drudzy uważają, że jest przereklamowany i nic nie wnosi na boisku. Prawda jest jednak taka, że Christian Gytkjaer ma na boisku określone zadania i jest klasycznym napastnikiem., dlatego taktyczne kombinacje z jego pozycją działają na niego negatywnie. Reprezentant Danii miewał serie meczów bez gola, jednak przed postawieniem takiego argumentu należy najpierw przeanalizować postawę jego kolegów. 30-latek jest bowiem uzależniony od drużyny, co wydawało się oczywiste od jego pierwszych spotkań w barwach „Kolejorza”. Dziwne, że po czterech latach wciąż niektórzy się łudzą, że może być inaczej.
Fot. YouTube/Lech Poznań