Co na nas czeka podczas wyścigu mistrzowskiego w Premier League?

Wszystkie zespoły ligowe mają za sobą co najmniej 20 meczów, czyli są za półmetkiem zmagań w sezonie 22/23. Pierwsza połowa sezonu obfitowała w niesamowite spotkania, była intensywna i przede wszystkim mocno zaskakująca. Liderem tabeli sensacyjnie jest Arsenal, ścigany przez multitriumfatora ostatnich lat, czyli Manchester City. Zostały 3 miesiące gry, 17 kolejek i jedno zasadnicze pytanie – kto wygra mistrzostwo Anglii? W tym artykule postaram się przybliżyć sprawy, które należy wziąć pod uwagę w takich rozważaniach. Zapraszam do lektury.

Zacznę od tego, że ja w wyścigu o mistrza biorę pod uwagę tylko Arsenal i Manchester City. Manchester United za często gubi punkty w meczach z drużynami środka tabeli, tak jak chociażby ostatnio z Crystal Palace i Leeds. Poza tym, Czerwone Diabły nie mają takiej siły rażenia z ławki rezerwowych jak lider i wicelider, więc długoterminowo ich szanse na tytuł prawdopodobnie spalą na panewce, poza tym już teraz mają znaczną stratę do Arsenalu.

No dobra, to teraz Arsenal vs City. Po pierwsze, nic nie jest przesądzone i śmiem twierdzić, że do ostatnich kolejek również nie będzie. Osobiście długo nie wierzyłem w Kanonierów, czekając aż w końcu zaczną gubić punkty, ale podopieczni Mikela Artety cały czas grają tak samo dobrze, jeśli nie nawet coraz lepiej.
Po 19 spotkaniach zdobyli 50 punktów, co jest wynikiem absurdalnie imponującym, szczególnie biorąc pod uwagę, gdzie ta drużyna była przez ostatnie 6-7 lat i w jak głębokim dole znajdowała się chociażby 1,5 roku temu. Kanonierzy ostatni raz weszli do top4 w sezonie 15/16. Dla zobrazowania – Leicester wtedy wygrało ligę, Dele Alli wszedł z buta na salony jako młody talent, a Bukayo Saka miał 14 lat. I po takiej przerwie, nie dość, że prawie na pewno ponownie zagrają w Lidze Mistrzów, to od razu mają wygrać ligę?

Takie pytanie wydaje się być abstrakcyjne, ale póki co Arsenal jest drużyną bez znacznych słabości. Każda pozycja jest obsadzona przez zawodnika rozgrywającego co najmniej bardzo dobrą kampanię, na czele z Saką, Xhaką dyrygującym środkiem pola oraz znakomitym duetem środkowych obrońców w postaci Gabriela i Saliby. Zresztą, tutaj nie sposób kogoś wyróżnić, cała ekipa gra kosmiczny futbol i czystą przyjemnością jest ich oglądać.

Jeszcze nic nie jest przesądzone

Należy zdawać sobie sprawę z tego, że przed nami jeszcze 18 kolejek i wszystko może się wydarzyć, ale w dużej mierze osłabiona forma danej drużyny wynika z mentalności i pewności siebie podupadających z czasem trwania kampanii. A to na Emirates jest chyba póki co najmniejszym problemem. Arteta stworzył bowiem monolit, grupę niesamowicie zgranych i rozumiejących się nawzajem zawodników. Młody acz charyzmatyczny kapitan w postaci Martina Ødegaarda wraz z Xhaką i Ramsdalem zdają się stanowić grupę liderów motywacyjnych i spajających cała ekipę, która zaczęła nagle wzbudzać potężny podziw wśród innych drużyn, nie raz przeradzający się w zwykły strach. Dość powiedzieć, że sam Ødegaard stwierdził po porażce z Evertonem, że następny trening po tym meczu był najlepszym, jaki przeprowadzili w tym sezonie. Casus City Guardioli, Arsenalu Wengera, Liverpoolu Kloppa lub oczywiście Man United Sir Alexa Fergusona – Arsenal Artety stał się drużyną, z którą nikt nie chce grać. W końcu, mało kto na 20 meczów wygrywa 16 i przegrywa tylko 2.

Co zatem może przeszkodzić Arsenalowi w zdobyciu mistrzostwa? Teoretycznie 1000 różnych rzeczy, praktycznie – zbyt krótka ławka, kontuzje, brak szczęścia. Do tej pory Kanonierzy nie mogli narzekać na żadne z tych, ale sezon jest za długi żeby móc wykluczać cokolwiek z podanych. Arsenal na ławce nie ma sprawdzonego zmiennika dla któregokolwiek ze stoperów. Kiwior jeszcze nie zadebiutował w lidze, a moim skromnym zdaniem Holding nie ma wystarczająco dużo jakości, żeby zacząć nagle grać od deski do deski w przypadku kontuzji Gabriela lub Saliby. Pomoc też nie wygląda najciekawiej. Xhaka lub Partey wypada i pojawiają się kłopoty. Elneny już złapał kontuzję, na ławce jest nie do końca ograny Fabio Vieira oraz Jorginho. O nim nie napiszę nic odkrywczego, wiemy z kim mamy do czynienia.

Zupełnie inaczej sprawa ma się w City, które na ławkę czasem nie mieści wszystkich cennych graczy. Ekipa Pepa w tym sezonie nie jest tym klinicznym do bólu terminatorem wszystkiego, co się rusza. Ba, nawet nie jest liderem, tracąc obecnie 5 punktów do Kanonierów, którzy w dodatku mają rozegrany jeden mecz mniej. W skrócie, nie jest źle, ale bywało znacznie lepiej. I proszę choć na chwilę nie brać na poważnie słów Guardioli o tym, że nie zależy im na wygraniu ligi tak bardzo, jak kiedyś. Chyba wszyscy znamy tę drużynę na tyle dobrze i zdajemy sobie sprawę z tego, że dla nich prawdziwa zabawa dopiero się zaczyna.

Co by bowiem nie mówić o obecnym sezonie City, to wiele spraw w kontekście walki o tytuł przemawia za nimi. Po pierwsze, odstawiając ostatnie pół roku i obecną formę na bok, to Obywatele mają znacznie większy potencjał kadrowy niż Arsenal. I nie mówię tutaj o jakichś drobnostkowych porównaniach osobowych na poszczególnych pozycjach, ale o tym, że ta drużyna zna się mimo wszystko lepiej, jest bardziej doświadczona w gonieniu tytułu i więcej zawodników wie, z czym to się je.

W City prawie cały skład doświadczył podniesienia trofeum Premier League sezon oraz dwa sezony temu. W Arsenalu większość składu nie ma pojęcia o tym, jakie to uczucie, gdy jest 33. kolejka Premier League, masz 1pkt przewagi nad wiceliderem i remisujesz 0-0. Jednym jest odwrócenie losów meczu w szóstej kolejce, a drugim w trzydziestej szóstej. Doświadczenie gra wtedy ogromną rolę, a tutaj Obywatele mają bardzo dużą przewagę.

Rotacja w składzie

Innym asem w rękawie obywateli jest możliwość wielokrotnych rotacji składem, większej elastyczności taktycznej. Jeśli podczas meczu jest możliwa podwójna zmiana 'Foden, Bernardo -> Mahrez, Grealish’ to jest to wyraźny obraz głębi składu, jaką dysponuje Pep wybierając 11 na mecz. Sprawa z tyłu ma się równie ciekawie, nawet w obliczu odejścia João Cancelo do Bayernu. Na LO zagrają Ake, Lewis lub Gomez, w środku Ake, Laporte, Stones, Akanji i Dias. Sprawa trochę słabiej ma się na prawej flance, bo w przypadku absencji Walkera trzeba kombinować, najlepiej poprzez wstawienie na tę pozycję nominalnego stopera. Mimo to, Guardiola już niejednokrotnie stosował ten zabieg i działało, więc nie jest to zbytnie zmartwienie w kontekście walki o tytuł.

No dobrze, ale skoro City ma doświadczenie, jakość, głębię składu, świetnego trenera i fundusze na transfery, to co nie działa tak, jak powinno? Tego do końca nie wiadomo, bo jednej recepty na uleczenie problemów z Etihad nie ma. Wydaje się, że Pep przekombinowuje z taktyką. Czasem obrona popełnia szkolne błędy prowadzące do straty bramki (na myśl przychodzą na przykład Rodri z Tottenhamem lub Cancelo z Liverpoolem – City przegrało oba te mecze 0-1). Moim zdaniem jednak największym problemem jest to, że cała gra City nagle zaczęła opierać się na zbyt małej liczbie graczy i już śpieszę z wytłumaczeniem tego, co mam przez to na myśli.

Haaland ma w tym sezonie 25 bramek w lidze (stan na 11.02) i jest najlepszym zawodnikiem ligi w tym sezonie. City ma w końcu 9 ze ścisłego topu światowego, ale co z tego, skoro stali się bardziej przewidywalni? Wystarczy, że Haaland chwilowo traci formę lub De Bruyne wejdzie w okres gorszej dyspozycji i gra City drastycznie się pogarsza. Forma strzelecka Erlinga jest imponująca i nie chcę mu tutaj niczego ujmować, ale poza nim najlepsi strzelcy na Etihad to Phil Foden (7), Mahrez (4) i Alvarez (4). Ciężko nie odnieść wrażenia, że cały zespół zwyczajnie gra pod niego i zależy w ogromnej mierze od tego, czy Haaland będzie w regularnej formie. I wiem, że Norwega w zasadzie nie da się za bardzo zatrzymać, ale jeśli już ktoś tego dokona (tak jak na przykład Arsenal w meczu FA Cup na Etihad) to City gra co najwyżej przyzwoicie i, mówiąc kolokwialnie, jest „na spokojnie do łyknięcia”. I to zostało pokazane wielokrotnie – w prawie każdym meczu, w którym City zgubiło punkty, Haaland był kompletnie niewidoczny.

Nie mówię tego tylko w kontekście zwykłych meczów City w lidze, ale w szczególności dwumeczu z Arsenalem, który, tak się złożyło, Obywatele mają jeszcze przed sobą. Dwa mecze „o 6 punktów” zdają się być może nie  decydujące, ale na pewno bardzo istotne w końcowym rozliczeniu. Jeśli Arsenal zatrzyma Haalanda (wiem, łatwo powiedzieć) i zagra dwa solidne mecze w obronie, to duża szansa na to, że nie przegra obu tych meczów. No chyba, że albo City będzie miało szczęście, albo Pep wyjmie jakieś schematy z sejfu trzymane od sierpnia 2022 na czarną godzinę. Ciężko przewidywać cokolwiek przed takim meczem, bo na poziomie walki o mistrzostwo decydują detale i pojedyncze sytuacje. Jedno jest pewne – będzie ciekawie i to już niebawem, bo 15.02 na Emirates Stadium o 20:30 Anthony Taylor (hehe) zagwiżdże po raz pierwszy i wtedy niech się dzieje.

No a Waszym zdaniem, kto wyjdzie zwycięsko z wyścigu o mistrzostwo?

Franek Bonowicz

Komentarze

komentarzy