Kiedy kilka miesięcy temu Jan Urban opuszczał Legię dla jednych był to szok, a dla innych słuszna decyzja Bogusława Leśnodorskiego. Legia nieźle punktowała w Polsce, zdobyła mistrzostwo i puchar, ale w europejskich rozgrywkach jego podopieczni spisywali się średnio. Jak zwykle nic nie było jednak białe, albo czarne i o jego pracy można dyskutować godzinami. Ale faktem jest, że Urban miękko wylądował, bo tak właśnie trzeba określić jego angaż w Osasunie.
Ktoś powie, że to tylko druga liga hiszpańska, ale prawda jest taka, że poziom w Segunda Division jest naprawdę bardzo dobry. Wystarczy przytoczyć przykład kilku piłkarzy, którzy tam grali (Munir), a nawet można wziąć pod lupę kadry beniaminków, gdzie aż roi się od wyśmienitych zawodników, a przecież Eibar czy Elche to nie najwyższa półka. Uwierzcie, że wielu tych anonimowych Hiszpanów byłoby dużym wzmocnieniem dla polskich zespołów. Zresztą istnieje takie powiedzenie: „pokaż mi swoją drugą ligę, a powiem Ci jaką masz pierwszą”. Pewnie każdy polski szkoleniowiec, gdyby dostał taką propozycję odebrałby to jako awans.
Osasuna Pampeluna od kilku lat balansowała na krawędzi. Nie chodzi nawet o samą pozycję w tabeli, bo pod wodzą Jose Antonio Camacho była nawet na siódmej pozycji. Bardziej mam na myśli samą kondycję finansową klubu i politykę kadrową, która była naprawdę niezrozumiała i w końcu musiał nadejść kryzys. Może trochę zabrakło też pod koniec sezonu szczęścia, ale przecież tym nie można się zasłaniać w stu procentach. Takim dopełnieniem całej sytuacji było zawalenie się trybuny podczas meczu z Betisem Sevillą…
Historia klubu nigdy nie była usłana różami i zawsze było coś nie tak – jakaś dróżka pod górkę. Inna sprawa, że „Małym czerwonym” chyba odpowiadała rola przeciętniaka, który nieźle szkoli młodzież i sprzedaje w każdym okienku kogoś z dużym zyskiem. Gablota z trofeami jest w Pampelunie pusta i trudno szukać w niej nawet mniej znaczących w europejskiej piłce pucharów. Największym osiągnięciem w lidze jest zajęcie czwartego miejsca. Taka sztuka udała się Osasunie dwukrotnie, a ostatnio w 2006 roku. Zresztą ten okres jest w ogóle dla klubu niezwykle udany, bo pod wodzą wcześniej wspomnianego Camacho „Los Rojillos” nie tylko zawojowali rozgrywki krajowe, ale namieszali też w Pucharze UEFA. Dotarcie do półfinału było jednym z najważniejszych wydarzeń w historii Pampeluny. Poza tym szarzyzna i przeciętność – raz na wozie, a raz pod. W ciągu 94 lat swojego istnienia Osasuna rozegrała tylko 35 sezonów w Primera Division i tylko raz, w 2005 roku, była finalistką rozgrywek o Puchar Króla.
Chrzanić sukcesy, Osasuna zawsze będzie przecież miło wspominana przez polskich kibiców, bo w latach 90-tych oprócz „Los Rojilos” nikt w Hiszpanii nie stawiał na naszych rodzimych kopaczy jak właśnie oni. Jako pierwszy na Estadio Reyno de Navarra pojawił się Jan Urban, ale krótko po tym mieliśmy do czynienia z prawdziwą kolonią Polaków. W Pampelunie zamieszkali jeszcze: Roman Kosecki, Jacek Ziober, Ryszard Staniek i Mirosław Trzeciak.
Największą gwiazdą był jednak Urban. Nooo, może jeszcze Kosecki, ale on akurat szybko się wypromował i sprzedano go do Atletico Madryt. Były trener Legii najbardziej zaskarbił sobie serca kibiców podczas starcia z Realem Madryt, kiedy to strzelił trzy gole, a samo spotkanie do tej pory jest oceniane przez fanów jako jeden z najlepszych w historii zespołu. W sumie w 168 meczach miał na koncie 49 bramek. a w Pampelunie doczekał się statusu legendy, lidera, kozaka. Nie tylko kibice docenili naszego rodaka, ale też prezesi postanowili podziękować mu za lata dobrej gry i powierzyli mu stanowisko trenera grup młodzieżowych, a następnie drużyny „B”. Od początku mówiono, że Urban ma rękę do młodych piłkarzy i potrafi wypatrzeć i oszlifować jakiś diamencik. Rezerwy też radziły sobie całkiem dobrze pod jego wodzą, ale w pewnej chwili trzeba było porzucić kąpiele w hiszpańskim słońcu i ruszyć do Polski. Ojczyzna wzywa! Każdy wie jak sobie bohater tego tekstu radził w Ekstraklasie, więc żeby nie przedłużać skupię się na pracy poza granicami naszego kraju.
Urban na bezrobociu był tylko około pół roku i bacznie przyglądał się temu co dzieje się na Półwyspie Iberyjskim. Sam przecież wielokrotnie podkreślał, że w Hiszpanii mieszka się łatwo i przyjemnie i trudno mu się dziwić. Pomijając szalejące bezrobocie i inne problemy to można się tam zadomowić na dłużej. Poza tym chyba chciał wyrwać się z naszego grajdołka, bo tu kilka rzeczy trochę dało mu w kość. Ciągła krytyka, presja ze strony prezesa Leśnodorskiego i brak klubu (oprócz Legii i może Lecha), w którym mógłby zrobić coś fajnego. Kolejne przygody a’la Polonia Bytom tylko rozmieniłyby jego karierę na drobne. Poza tym, po tych jego przygodach na Śląsku czy to Dolnym czy Górnym, miałem mocno mieszane uczucia. Polonia – ok, nawet Mourinho by tu nie pomógł, ale Zagłębie Lubin to fajny klub do pokazania jaj w menedżerskim świecie, albo przynajmniej niedowiarkom takim jak ja.
Właściwie od początku było wiadome, że Javi Gracia po spadku nie zakotwiczy w Osasunie na dłużej. Zarząd szukał kogoś taniego, bo klub ma ciągle problemy finansowe i jeszcze niedawno groził mu zarząd komisaryczny. Jednocześnie chciano znów powrócić do korzeni i stawiać na młodych, lub po prostu na rodzimych piłkarzy – takich, których można pokazać na salonach i sprzedać. Urban wydawał się więc kandydatem idealnym – jest związany emocjonalnie z klubem i zna go od podszewki. Dużo można też zarzucać poczciwemu szkoleniowcowi, ale nie to, że boi się stawiać na młodzież. W Legii też dano mu drugą szansę, właśnie, żeby wprowadzał piłkarzy z Akademii i wywiązał się z tego zadania naprawdę przyzwoicie. Furman, Łukasik, Mikita, Kosecki, Cichocki – między innymi ci zawodnicy dostali duży kredyt zaufania od trenera, a przecież znamy kilku takich, co woleliby młodych trzymać gdzieś z boku, żeby ewentualnie podawali piłki na meczach.
Osasuna wydawała się więc super pracą dla Urbana, ale czekały też na niego pułapki. Gdy były szkoleniowiec Legii przeprowadzał się do Pampeluny, wielu jego podopiecznych wybierało przeciwny kierunek. Było w czym wybierać, ponieważ Osasuna w poprzednim sezonie wcale nie była jakaś tragiczna i miała kilku facetów, którzy wiedzieli co trzeba zrobić z piłką. Zresztą wysiłek swoich pupili docenili na koniec też kibice, którzy pożegnali swój zespół owacją na stojąco. Niemniej jednak na nieszczęściu jednego zawsze w futbolu korzysta inny. Do FC Porto sprzedano więc pierwszego bramkarza Andresa Fernandeza, Oriol Riera odszedł do Wigan, Javi Acuna do Watford, Joan Oriol do Blackpool, a Alejandro Arribas postanowił grać w Sevilii. Jednak są to tylko najbardziej znani, a nie powiedziałem jeszcze o dziesięciu innych śmiałkach, którzy postanowili szukać szczęścia gdzie indziej. Urban dostał w zamian dziesięciu chłopaków – nie zawsze młodych, ale z umiejętnościami i doświadczeniem, które powinny być odpowiednie na drugą ligę.
Reasumując, bilans zespołu po letnim okienku transferowym jest ujemny, ale kadra na papierze jest nadal na tyle silna, że powinna sobie poradzić w walce o baraże. Ciśnienia na awans w klubie nie ma, bo z pewnością każdy zdaje sobie sprawę, że jest kilka drużyn silniejszych i bogatszych.
Od początku Urban postanowił grać ustawieniem 4-2-3-1 wychodząc z założenia, że nie ma w swoim zespole zbyt wielu klasowych napastników. Na pozycji numer dziewięć od pierwszej kolejki występuje więc Nino, który spisuje się całkiem nieźle. Potem już jest istny „rollecoaster”, bo Polak rotuje składem jak w Legii, gdy ta grała o Ligę Mistrzów rok temu. Inna sprawa, że w Osasunie jest bardzo dużo kontuzji, a do tego dochodziły jeszcze niepokojące ruchy transferowe. Niemniej jednak Urban swoją pracę na Półwyspie Iberyjskim zaczął wyśmienicie. Najpierw sporo szumu w mediach było po zwycięstwie nad Athletikiem Bilbao, ale wiadomo, że to tylko sparingi i większość – w tym ja, nie przywiązuje do nich większej wagi. Rzućmy więc okiem na rozgrywki ligowe, bo tu dopiero zaczyna się jazda bez trzymanki. Pierwszy mecz odbył się z rezerwami Barcelony, a dla niezorientowanych dodam, że ten zespół wystąpiłby w zeszłym sezonie w barażach o awans do La Liga, gdyby nie restrykcyjne przepisy. Z tym rywalem Osasuna poradziła sobie o dziwo wyśmienicie i po dwóch bramkach Nino pewnie pokonała silniejszego rywala – naszpikowanego gwiazdami La Masii. Okazało się jednak, że podopieczni naszego rodaka mają wiele twarzy. W drugiej kolejce zaprezentowali całkiem inny futbol i w końcówce szczęśliwie zremisowali z Realem Saragossa strzelając gola dopiero w doliczonym czasie gry. Natomiast ostatnie spotkanie spotkało się już z dużą falą krytyki w mediach hiszpańskich i jak nietrudno się domyślać Osasuna przegrała z Deportivo Alaves 1:3. Co ciekawe, obie drużyny spotkały się ze sobą kilka dni później w Pucharze Króla i tu znów Alaves okazał się lepszy wygrywając 2:0. Po świetnym początku przyszedł drobny kryzys. Czy okaże się długi i zgubny dla naszego trenera? Zobaczymy, ale póki co w ogóle trudno ocenić pracę Jana Urbana. Z jednej strony widać, że próbuje ustawić zespół po swojemu i chce nadać mu ofensywny styl, ale z drugiej czegoś tej drużynie brakuje i chyba trochę się zagubiła po tych wszystkich zmianach i transferach.
Osasuna Pampeluna w tym sezonie jest takim idealnym zespołem dla graczy Football Managera. Odbudować tanim kosztem, awansować, zrobić ciekawe transfery i zawojować ligę. Tylko, że gra komputerowa, a rzeczywistość to dwa różne światy. Jan Urban dostał nagrodę za swoją karierę piłkarską i pracę w Legii. Teraz może bez zbyt dużej presji wykazać się w ciekawej lidze i pokazać, że ma dobry warsztat – że polska myśl szkoleniowa (jeżeli kiedyś w ogóle istniała) to nie umarła. Na pewno nie pomaga mu wyprzedaż, którą zaserwowali mu włodarze klubu, ale z drugiej strony z tym składem powinien przynajmniej powalczyć o coś więcej niż tylko połówka tabeli. Może nawet by nie stracić swojego statusu legendy wśród kibiców – sprecyzujmy: on musi wypaść na koniec sezonu dobrze, a nawet bardzo dobrze. Bez dużego stresu można pracować, ale po kilku miesiącach przyjdzie przecież rozliczenie.
Wracając do mojej opinii o Urbanie: dalej nie mam jasnego obrazu i jakoś wciąż głowię się do którego worka włożyć tego szkoleniowca. Gdy zachwyci mnie, jak w meczu z Barceloną B, czy kilku meczach Ekstraklasy, to zaraz przychodzi Alaves, albo jakieś dziwne porażki w Legii, czy słaby epizod w Zagłębiu. Muszę przyznać, że ten gość ma kilka fajnych pomysłów taktycznych i kilka jego decyzji mi się podobało. To on przecież ustawił Bereszyńskiego na prawej obronie, on przesunął Rzeźniczaka, on zaczął inaczej ustawiać skrzydłowych w Legii. Poza tym wydaję mi się, że za takim trenerem poszedłbym w ogień. Lubię takich szkoleniowców, którzy potrafią krzyknąć i zrobić piekło na treningu, ale potem można z nimi się pośmiać, a nawet pogadać o czymś więcej niż tylko o pogodzie. Dlatego życzę mu powodzenia. Będę nadal śledził jego karierę w Hiszpanii i może za kilka miesięcy przeanalizuję już grę Osasuny w pierwszej lidze. Kibicujmy mu, bo może choć troszeńkę przetrze ślady innym trenerom z Polski do europejskich klubów.
youjizz They are expected to grow sales to around
Buying and Selling Gold Jewelry
free gay porn skimping on the cheddar is a bad call
China Bets on US Housing Recovery
hd porn Heavy Red Gothic Fashion Store
Operating agreement formed after acquisition
girl meets world If it were up to her
Only 7 months old and out of time at high
gay porn I went from wearing
Halter Dress Is Your Style
quick weight loss feathers are part of the nostalgia cycle we’re in
Fashion for Women During the 1920s
christina aguilera weight loss and in turn
A New Plan For America
weight loss tips you want to stand out by having the best fitting clothes there