Kolejne zwolnienia, emocjonujące hity oraz koniec transferowego okna. Z początkiem roku na boiskach Premier League nie brakowało emocji, a bez wątpienia największe towarzyszyły transferowi Alexisa Sancheza.
Postawił na czerwone
Przenosiny Alexisa Sancheza na Old Trafford były bez wątpienia największym transferowym hitem styczniowego okienka. Chilijczyk pierwotnie miał trafić na Etihad Stadium, jednak ostatecznie wylądował w ekipie Jose Mourinho. Angielscy dziennikarze dość skrzętnie wykorzystywali tę sagę transferową i podbijali sumę, jaką rzekomo miały zapłacić „Czerwone Diabły” Arsenalowi. Ostatecznie stanęło na wymianie bezgotówkowej związanej z Mkhitaryanem oraz opłatą dla agenta w wysokości 10 milionów funtów. Nie szokuje także nawet pensja, bowiem według ostatnich informacji z „The Times”, Sanchez pobiera tygodniowo „ledwie” 350 tysięcy funtów.
Kompromitacja na Stamford Bridge
Sympatycy Chelsea w najczarniejszych snach nie spodziewali się tak gorzkiego początku nowego roku w wykonaniu swoich ulubieńców. Drużyna Antonio Conte w ośmiu rozegranych spotkaniach zaliczyła zaledwie trzy wygrane (w tym jedną po rzutach karnych z Norwich na własnym stadionie), zbierając po drodze baty między innymi od Arenalu czy Bournemouth. Ta ostatnia porażka sprawiła, że coraz częściej mówi się o zwolnieniu 48-latka z posady szkoleniowca „The Blues”. Włoch od początku sezonu grymasi – głównie na zarząd klubu, który nie chce dostarczyć mu wymarzonych piłkarzy, o czym niejednokrotnie pośrednio wspominał na konferencjach prasowych. Wracając do kompromitacji z Bournemouth – była to najwyższa domowa ligowa porażka od 2010 roku, kiedy to Sunderland na Stamford Bridge zaaplikował ówczesnemu zespołowi Carlo Ancelottiego trzy gole. Warto dodać, że sześć miesięcy po tej wpadce, „Don Carletto” otrzymał od Romana Abramowicza pismo ze zwolnieniem. Podobnie będzie w przypadku Conte?
Odrodzenie Łabędzi
Kiedy kończyliśmy 2017 rok, mogło nam się wydawać, że jednego spadkowicza już znamy. Tymczasem Swansea po zmianie menedżera przeżyło zjawiskowy renesans. Dwie wygrane z Liverpoolem oraz Arsenalem były bez wątpienia nawet dla nowego trenera walijskiej ekipy Carlosa Carvalhala wielką niespodzianką. Wspomniane wyniki z potentatami oraz remisy z Newcastle i Leicester pozwoliły wykaraskać się „Łabędziom” ze strefy spadkowej na bezpieczną siedemnastą lokatę. To jednak oczywiście nie koniec walki o utrzymanie, w której notabene uczestniczy około dziesięć drużyn. Zajmujące jedenastą pozycję Watford posiada zaledwie trzy oczka przewagi nad osiemnastym Stoke City. To idealnie pokazuje, jak zażarta batalia czeka mniej klasowe ekipy Premier League, aby nadal pozostać w angielskiej ekstraklasie.
Casus Guardioli
Styczeń okazał się także miesiącem, w którym swoją pierwszą porażkę w sezonie zanotował Manchester City. „Obywatele” ulegli Liverpoolowi na Anfield po fenomenalnym spotkaniu z obu stron. Mimo to, nie ma co ukrywać, że przy obecnej przewadze zespołu Pepa Guardioli trudno wyobrazić sobie kogo innego w roli nowego mistrza Anglii. Tej sytuacji nie komplikuje nawet niedawny remis z Burnley, który jednak w obliczu braku wygranej w kolejnym spotkaniu może już dawać pewne złe sygnały w kontekście Ligi Mistrzów. Doskonale pamiętamy drugie połówki sezonu w Bayernie Monachium za rządów Guardioli, kiedy „Bawarczycy” nie byli w stanie za każdym razem awansować do finału Ligi Mistrzów. Wielu ekspertów sądziło, że głównym problemem jest brak rywalizacji do ostatnich kolejek w lidze. Przy 13 punktach przewagi nad drugim Manchesterm United, ta sytuacja może się powtórzyć.